Diariusz Senatu RP: spis treści, poprzedni fragment, następny fragment


OŚWIADCZENIA

Senator Jerzy Suchański wygłosił dwa oświadczenia:

Mam dwa oświadczenia. Pierwsze kieruję do ministra edukacji narodowej, pana Mirosława Handkego.

6 grudnia 1999 r. na cmentarzu w Warszawie pożegnano znakomitego człowieka, jego magnificencję rektora Politechniki Świętokrzyskiej, profesora zwyczajnego, doktora habilitowanego, inżyniera, członka korespondenta Polskiej Akademii Nauk, Henryka Frąckiewicza. Tłumy ludzi związanych z nauką z całej Polski złożyły hołd temu wybitnemu naukowcowi. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej pośmiertnie odznaczył go krzyżem komandorskim. W kościele na Bródnie piękne słowa skierował rektor seminarium duchownego w Kielcach. Niestety, wśród znakomitych ludzi, którzy przybyli na ostatnią drogę profesora Henryka Frąckiewicza, zabrakło przedstawiciela Ministerstwa Edukacji Narodowej w osobie ministra czy też wiceministra.

Drugie oświadczenie kieruję na ręce pana senatora Jerzego Markowskiego oraz pana senatora Ryszarda Sławińskiego.

Pragnę w imieniu rodziców oraz swoim własnym bardzo gorąco podziękować panom senatorom Jerzemu Markowskiemu i Ryszardowi Sławińskiemu za osobiste zaangażowanie się w poszukiwanie lekarstwa dla ciężko chorego dziecka. Poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem zarówno w USA, jak i w Niemczech i dały nadzieję na uratowanie życia. Jeszcze raz gorąco dziękuję.

Na zakończenie pragnę złożyć Wysokiej Izbie, wszystkim pracownikom Senatu, wszystkim pracownikom realizującym swoje zadania na rzecz Senatu jak najserdeczniejsze życzenia świąteczne, z okazji świąt Bożego Narodzenia, dużo spokoju, radości, przebywania w gronie rodzinnym. Proszę również te życzenia przekazać wszystkim tym, którzy zasiądą z państwem przy stole wigilijnym.

***

Senator Jerzy Pieniążek swoje oświadczenie skierował do Jerzego Buzka, prezesa Rady Ministrów:

Panie Premierze! W 1998 r. polski parlament przyjął pakiet ustaw reformujących nasz kraj, zgodnie z kreowaną przez pana dewizą: władzę zdobyliśmy po to, by ją oddać ludziom. W grudniu ubiegłego roku, po wyborach samorządowych, między innymi na tej sali dokonywaliśmy pośpiesznie nowel legislacyjnych przyjętych wtedy ustaw. Sojusz Lewicy Demokratycznej już wtedy zwracał uwagę w debatach zarówno w Sejmie, jak i w Senacie na zagrożenia płynące z takiego ekspresowego toku i jednoczesnego wdrażania czterech fundamentalnych reform, mających wprowadzić III RP w trzecie tysiąclecie. Niestety, koalicyjna większość AWS i Unii Wolności była nieczuła na te, w tym i moje, uwagi, a przede wszystkim wnioski służące eliminacji legislacyjnych błędów.

Mając na uwadze opinie płynące z mego okręgu wyborczego, już po 1 stycznia bieżącego roku, a więc w trakcie wdrażania między innymi reformy administracyjnej, wystąpiłem pisemnie do wojewody łódzkiego z prośbą o dokonanie analizy funkcjonowania inspekcji powiatowych i administracji niezespolonych, działających w poszczególnych powiatach województwa, szczególnie pod względem ich rozmieszczenia we wszystkich utworzonych starostwach i proporcjonalnego do liczby mieszkańców powiatów wyposażenia w niezbędne etaty oraz środki finansowe.

W odpowiedzi wojewody łódzkiego z 15 lipca bieżącego roku otrzymałem taką informację: "Zespół do spraw wdrażania reformy administracji publicznej w województwie łódzkim na bieżąco monitoruje wszystkie zaistniałe mankamenty i niedoskonałości wynikające z trudnego procesu reformowania administracji. W związku z sygnalizowanym problemem niewystarczających środków finansowych dla powiatowych stacji sanitarno-epidemiologicznych, pragnę wyjaśnić, że kwoty dotacji, a także etaty kalkulacyjne na ten cel na rok 1999 ustalone zostały bez udziału wojewody łódzkiego. Problem niedoszacowania wydatków jest obecnie przedmiotem analiz służb finansowych i będzie podstawą do wystąpienia do ministra finansów oraz ministra zdrowia o zwiększeniu budżetu jeszcze w 1999 r. Podobnie jak problematyka tworzenia we wszystkich podmiotach służb inspekcji, sprawy finansowania ich działalności będą przedmiotem spotkania wojewódzkiego zespołu do spraw wdrażania reformy administracji publicznej ze starostami".

Panie Premierze! Niestety, rok 1999 mija, spotkań ze starostami odbyło się wiele, wystąpień do podległych panu ministerstw było jeszcze więcej, a wciąż kilka powiatów województwa łódzkiego nie ma niezbędnych służb inspekcji. Z analiz dokonanych jesienią bieżącego roku na moją prośbę przez sejmik województwa łódzkiego wynika bowiem, że: placówki wszystkich administracji specjalnych istnieją tylko w trzynastu na dwadzieścia trzy powiaty województwa; we wszystkich powiatach funkcjonują jedynie rejonowe urzędy pracy, najmniej instytucji działa w powiecie Pajęczno - tylko inspektorat KRUS, rejonowy urząd pracy, ułomna etatowo stacja sanepidu, oraz w powiecie Wieruszów - tylko urząd skarbowy, inspektorat ZUS i rejonowy urząd pracy; aż w czterech powiatach wciąż brak siedzib zakładu weterynarii: Łęczyca, Pajęczno, Poddębice i Wieruszów.

Szczególna sytuacja panuje zatem w dwóch południowych powiatach województwa łódzkiego, to jest w wieruszowskim i w pajęczańskim. Na funkcjonowanie tego drugiego starostwa ma wciąż wpływ fakt, iż powstał on z gmin wchodzących w skład trzech byłych województw: sieradzkiego, piotrkowskiego i częstochowskiego, na którego terenie leżała stolica dzisiejszego powiatu Pajęczno. I tak właśnie 1 stycznia 1999 r. działająca tam stacja sanitarno-epidemiologiczna, obsługująca przed reformą trzy gminy, została przekształcona w powiatową stację, tym razem obejmującą swym zakresem działania osiem gmin. Niestety, przez cały bieżący rok, pomimo wspomnianych interwencji, budżet stacji, nie bacząc na dwuipółkrotnie rozszerzenie właściwości terytorialnej, pozostał bez zmian, to znaczy na starym poziomie. Na moim ostatnim dyżurze senatorskim, właśnie w Pajęcznie, miejscowy starosta poinformował mnie ponadto, iż w nadesłanym przez wojewodę łódzkiego projekcie budżetu dla powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej w Pajęcznie na 2000 r. sytuacja tej stacji nie została unormowana. W dalszym ciągu jej roczny budżet oscyluje wokół takiej wysokości, jak dla terenowej stacji sanitarno-epidemiologicznej działającej w dawnych granicach trzech gmin.

Zatem w swym kolejnym piśmie do wojewody łódzkiego starosta pajęczański pisze: "Nie domagamy się środków dodatkowych, kosztem budżetu innych działów lub spoza województwa, a tylko korygującej decyzji rocznego budżetu pomiędzy jednostkami państwowych służb sanitarno-epidemiologicznych, w których w wyniku reformy nastąpiły zmiany terytorialne. Niezrozumiałe pomijanie oczywistych faktów budzi moje największe obawy".

Dlatego pytam, Panie Premierze. Po pierwsze, dlaczego decyzje wykonawcze do ustaw wprowadzających reformę administracji publicznej nierówno traktują w województwie łódzkim poszczególne powiaty w zakresie usytuowania tam wszystkich jednostek administracji specjalnej i wyposażenia ich w niezbędne fundusze?

Po drugie, czyżby kwestią przypadku był fakt, iż do dziś najmniej powiatowych instytucji funkcjonuje w powiatach Pajęczno i Wieruszów, zarządzanych przez koalicję SLD-PSL, jak również tam, gdzie dotychczas nie ma lokalnego zakładu weterynarii, to znaczy - znów prócz Pajęczna i Wieruszowa - w Poddębicach i Łęczycy, gdzie u steru władzy brak bliskiej pana sercu koalicji AWS i Unii Wolności?

Czyżby miały to być powiaty drugiej kategorii, a ich mieszkańcy mieliby być mniej wartościowi i mieliby być pozbawieni tych praw, które posiadają mieszkańcy pozostałych powiatów województwa łódzkiego?

Po trzecie, dlaczego wojewoda łódzki uporczywie odmawia lokalnym społecznościom powyższych powiatów prawa do należnego im, zgodnie z treścią art. 32 Konstytucji RP, równego traktowania przez władze publiczne? Czyżby również art. 16 naszej konstytucji, który w ust. 2 mówi: "Samorząd terytorialny uczestniczy w sprawowaniu władzy publicznej. Przysługującą mu w ramach ustaw istotną część zadań publicznych samorząd wykonuje w imieniu własnym i na własną odpowiedzialność", nie miał w przypadku tych powiatów zastosowania?

No, właśnie. Panie Premierze, ustawy czynią starostów odpowiedzialnymi między innymi za stan sanitarny i weterynaryjny na terenie swego powiatu, zaś podlegli panu urzędnicy, zarówno w Warszawie, jak i w Łodzi, czynią zapisy konstytucji i ustaw kompetencyjnych po prostu pustosłowiem. Dlatego pytam: jak długo pan, jako najdłużej rządzący premier w III RP, będzie tolerował ten przejaw rażącego bezprawia?

***

Senator Ryszard Sławiński wygłosił dwa oświadczenia:

Swoje pierwsze oświadczenie kieruję do ministra kultury i dziedzictwa narodowego, profesora Andrzeja Zakrzewskiego.

Szanowny Panie Ministrze! Jedna z najważniejszych w kraju instytucji kultury, Muzeum Narodowe w Poznaniu, weszła w bardzo ważną fazę swojego rozwoju. Po trzydziestu latach realizowania inwestycji ukończono jego rozbudowę, która według naszych standardów kosztowała aż 530 milionów zł, zaś podług standardów światowych - ledwie 12 milionów dolarów. Poza sporem chyba pozostaje kwestia, czy ta inwestycja powinna rozpocząć normalne życie w kulturalnym pejzażu Polski, czy też powinno się poprzestać na tym, co wykonano do tej pory.

Zagrożenie tego drugiego rozwiązania jest w pełni realne, zważywszy na propozycje budżetowe dla tej placówki na rok 2000. Otóż na utrzymanie i funkcjonowanie Muzeum Narodowego w Poznaniu przewiduje się 10 milionów 402 tysiące zł, to znaczy więcej w stosunku do roku 1999 o 2,5%. Środki te nie pokrywają nawet wysokości inflacji. Według mojej wiedzy, kwota ta pokryje wydatki limitowane w 78%. Jeśli uwzględnimy, że Muzeum Narodowe w Poznaniu uzyskuje własne dochody w granicach 16-18%, to okaże się, że rok przyszły nie rysuje się najlepiej, a do tego dochodzi zadłużenie, które wynosi około1 miliona zł.

Uruchomienie nowej części muzeum dotyczy 15 tysięcy m2 powierzchni, podczas gdy dotychczasowa powierzchnia placówki stanowiła 5 tysięcy m2. Tak więc muzeum nie ma szans utrzymać z tych środków łącznie 20 tysięcy m2 powierzchni. Tymczasem nową część placówki należy jeszcze wyposażyć, ogrzać, przygotować ekspozycję i zatrudnić około osiemdziesięciu osób. Jak to zrobić? Za co? Czy można zgodzić się z tym, że obiekt budowany przez trzydzieści lat, tak wielkim kosztem finansowym i kosztem ludzkich wyrzeczeń, w roku milenijnym pozostanie niezagospodarowany?

Dyrekcja Muzeum Narodowego w Poznaniu, znając datę ukończenia inwestycji, ustaliła datę otwarcia placówki i datę otwarcia wystawy sprowadzonej z Wiednia na milenium - 2000 r. Zaprosiła na ten uroczysty moment prezydenta Rzeczypospolitej.

Aby uruchomić nową placówkę i tchnąć w nią życie, budżet muzeum powinien wynosić 17 milionów 600 tysięcy zł. Wiem, że budżet na kulturę jest ograniczony, wiem też, że jest systematycznie ograniczany. Instytucja kultury tak ważna jak Muzeum Narodowe w Poznaniu nie może podlegać doraźnym kłopotom i obawom. Jej włącznie do kulturalnego nurtu kraju w przeddzień wejścia Polski w struktury Unii Europejskiej wydaje się nie tylko zadaniem, ale narodowym obowiązkiem.

Proszę o pozytywną reakcję resortu w rozstrzygnięciach budżetowych dla tej placówki na rok 2000.

Drugie oświadczenie kieruję do przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, pana Juliusza Brauna.

Dnia 15 września 1994 r. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przyznała gminie miasta Radomia koncesję na rozpowszechnianie programu radiofonicznego pod nazwą "Radio Radom". Początkowo program realizowany był przez gminną spółkę Arch-Geobud, a od 1995 r. gmina powierzyła to zadanie spółce "Regionalny Ośrodek Informacyjny Radom-Media". Gmina jest właścicielem 100% akcji w tej spółce.

W połowie 1998 r., gdy nie funkcjonuje rada miejska, zarząd miasta w obliczu zbliżających się wyborów samorządowych postanawia przeprowadzić operację przejęcia samorządowego radia. Fakt, iż nie istnieje rada miejska, daje członkom zarządu możliwość zadysponowania majątkiem gminy bez uchwały rady. Czynią to w sposób następujący: podnoszą kapitał założycielski spółki, emitują nową serię akcji, które sprzedają spółce "Puritia" z Warszawy. Spółka ta powstała miesiąc przed całą operacją, a jej prezesem jest Piotr Wojcieszek, krewny ówczesnego członka zarządu miasta. W efekcie tych operacji gmina traci większościowy pakiet akcji w spółce "Radom-Media". "Puritia" ma 58%, gmina - 42% Jest to równoznaczne z utratą kontroli nad działalnością spółki - mniej głosów w radzie nadzorczej i walnym zgromadzeniu - a zatem sprzeczne z art. 31 ustawy o radiofonii i telewizji, który mówi: "Koncesja może być cofnięta, jeżeli nastąpi przejęcie bezpośredniej lub pośredniej kontroli nad działalnością nadawcy przez inne osoby". Tak też się stało. W ślad za transakcją uległ zmianie statut spółki, który pierwotnie przewidywał, iż podwyższenie kapitału ma zawsze następować tak, by gmina posiadała co najmniej 51% akcji. To już nie obowiązuje.

W październiku 1998 r., tuż przed wyborami, dotychczasowi właściciele radia podpisują kuriozalną umowę z "Radom-Media", w której nakładają na gminę wysoką karę pieniężną, gdyby ta nie spełniła którego z punktów umowy.

Panie Przewodniczący! Miasto Radom od lutego tego roku czeka na decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o cofnięciu koncesji. Mimo licznych monitów, mimo licznych pism, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie odniosła się do tej propozycji w sposób praktyczny. Myślę, że pora tę sprawę załatwić.

***

Senator Krzysztof Majka wygłosił oświadczenie skierowane do premiera Jerzego Buzka:

Szanowny Panie Premierze! Zachodniopomorska Kasa Chorych od końca października bieżącego roku ma dwóch dyrektorów, tak zwanego urzędującego i zawieszonego, pobierających uposażenia w wysokości po około 9 tysięcy 500 zł miesięcznie. Sytuacja taka nie służy sprawnemu zarządzaniu interesami podatników i publicznymi finansami. Pojawiło się szereg, moim zdaniem, nieprawidłowości, wymagających zdecydowanego zadziałania władz zwierzchnich. Departamenty kasy w sposób nadmierny korzystają z usług firm konsultingowych. Tylko przez pierwsze dziewięć miesięcy tego roku wydano ponad 57 tysięcy zł na różnego rodzaju szkolenia nieprzydatne bezpośrednio tej instytucji, na przykład w dziedzinie pośrednictwa nieruchomościami. Problematyczne jest też opłacanie z funduszy kasy czesnego osobom studiującym w sytuacji, gdy na rynku pracy jest nadmiar osób o odpowiednich kwalifikacjach i profilu wykształcenia. W projekcie budżetu na rok 2000 na diety dla członków rady nadzorczej zarezerwowano kwotę 55 tysięcy zł. Pojawiają się tego typu sygnały, świadczące o rozrzutności finansowej i konsumowaniu nadmiernych środków na własne utrzymanie, co w sytuacji braku skutecznego kierownictwa powoduje, że troska o interesy pacjentów schodzi na dalszy plan. "Chora kasa chorych", jak relacjonują media, jest z siebie zadowolona i ma się dobrze, ale kosztem pacjentów.

Przedłużająca się, opisywana tu sytuacja w Zachodniopomorskiej Kasie Chorych deprecjonuje w oczach społeczeństwa ogrom pracy, jaki został wykonany w związku z wprowadzanymi reformami. Utrudnia to jednocześnie przyszłe sprawne funkcjonowanie opieki medycznej, na przykład w związku z opóźnieniami w podpisywaniu kontraktów na nowy rok. Wszystko to wymaga szybkiej interwencji.

Proszę pana premiera o doprowadzenie do zdecydowanego rozwiązania tego problemu, którego negatywne skutki wykazują tendencję rosnącą i mają konsekwencje także dla osób winnych zaistniałej sytuacji.

Z poważaniem, Krzysztof Majka.

***

Senator Zbyszko Piwoński swoje oświadczenie skierował do kierownictwa Komitetu Integracji Europejskiej i ministra edukacji narodowej:

Wszelkie sondaże i badania opinii publicznej na temat stosunku do przystąpienia Polski do struktur europejskich wskazują na to, że po pierwszym okresie euforii, jaka panowała na początku obecnej dekady, dziś jest sytuacja całkowicie odmienna. Złożyło się na to wiele przyczyn, których nie można lekceważyć, zwłaszcza że w nieodległym czasie czeka nas referendum w tejże sprawie. Jednak najważniejsza z tych przyczyn jest taka, że politycy uznali ten cel jako zadanie własne i zlekceważyli potrzebę większego otwarcia się na społeczeństwo i niezbędnej informacji, jaką są mu winni w tej sprawie.

Dobrze, że mówi się o tym coraz częściej. Mam nadzieję, że podjęte zostaną w tej sprawie stosowne działania. Według mnie, obok przemożnej roli mediów, najważniejszą w tej kwestii instytucją może być szkoła i nauczyciel, który nadal jeszcze ma duże możliwości oddziaływania na lokalne społeczności. W tym akurat względzie dzieje się już wiele dobrego, istnieje między innymi dość liczna grupa nauczycieli, którzy podjęli się roli organizatorów tak zwanych klubów młodego Europejczyka i młodzieży w Europie bez granic. Stosując ciekawe i atrakcyjne formy pracy, skutecznie oddziaływają oni na pozostałą część młodzieży i społeczeństwo.

Miałem ostatnio okazję spotkać się z grupą opiekunów tych kół. Nie oczekują oni dla siebie pieniędzy, proszą jednak za moim pośrednictwem o pomoc w postaci mądrych i atrakcyjnych wydawnictw dla nauczycieli i uczniów, nie propagandowych, ale informujących o zyskach i stratach, jakie w związku z tym czekają nasz kraj.

Wnoszę więc o pilne zajęcie się tą sprawą. To bardzo ważne i pilne zadanie, a wydany w tej sprawie grosz stokrotnie nam się opłaci.

***

Senator Ryszard Jarzembowski wygłosił oświadczenie skierowane do prezesa Rady Ministrów:

Oświadczenie to jest poświęcone sprawie, która bulwersuje środowiska kombatanckie, skupione zwłaszcza w Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych. Jest to niewątpliwie związane z wydaniem pod auspicjami Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych tak zwanego "Kalendarza Kombatanta 2000", mam go przed sobą. Kalendarium historyczne, jeśli można użyć takiego wyrażenia w odniesieniu do tej skandalicznej w swojej wymowie części kalendarza, opracował Andrzej Krzysztof Kunert. Oburzenie frontowych żołnierzy wywołał fakt niewątpliwego przyzwolenia urzędu państwowego, działającego pod pana zwierzchnictwem, Panie Premierze, za zaprezentowanie przez wspomnianego autora zacietrzewienia politycznego i historycznej ignorancji w wydawnictwie przeznaczonym dla kombatantów. Napluto kombatantom w oczy.

W tym oto kalendarzu na rok 2000, który obejmuje między innymi jubileuszową, pięćdziesiątą piątą rocznicę wiekopomnego zwycięstwa sprzymierzonych w II wojnie światowej, autor perfidnie pominął historyczne wojenne czyny Wojska Polskiego, utworzonego na bazie jednostek o rodowodzie kościuszkowskim, złożonych w większości z sybiraków, a więc tych, którzy z łagrów poszli założyć polskie mundury, by w końcu zatknąć biało-czerwoną flagę na gruzach Berlina. W kalendarzu tym zatracono pamięć o bitwie pod Lenino, o walkach nad środkową Wisłą, o wyzwoleniu Warszawy, o krwawych walkach na Wale Pomorskim, o zdobyciu Kołobrzegu, o wyzwoleniu Gdańska, o walkach w Saksonii i wyzwalaniu czeskiej Pragi, a nawet o polskich sztandarach zatkniętych na gruzach zdobytego Berlina, a więc o sztandarach, które satysfakcjonowały nasz naród przy ostatecznym unicestwieniu zbrodniczego tysiącletniego Drang nach Osten.

Chciałbym zacytować, co napisano pod niektórymi datami. 17 stycznia to, jak wiadomo, rocznica wyzwolenia Warszawy. A co jest w kalendarzu kombatanta? Otóż nie ma o tym ani słowa. Jest natomiast informacja, że - cytuję - prasa polska w Paryżu informuje o nadaniu jednemu z placów nazwy Place de la Pologne. Ani słowa o zdobyciu Warszawy.

Dalej, 16 kwietnia, data jednej z najbardziej krwawych bitew, czyli forsowania Odry pod Neski. Co jest w kalendarzu kombatanta? Nie ma o tym ani słowa. Jest - cytuję - pierwsza reprodukcja znaku kotwicy Polski Walczącej w Biuletynie Informacyjnym AK.

2 maja. Wtedy właśnie zakończył się zwycięstwem szturm Berlina. Uczestniczyło w nim kilka jednostek Wojska Polskiego, sama tylko dywizja piechoty zdobyła pięćdziesiąt sześć kwartałów mieszkalnych, cztery stacje kolejowe, kompleks politechniki, dwadzieścia cztery czołgi, dwadzieścia osiem dział, trzysta samochodów i sto dwadzieścia motocykli. Do niewoli wzięto dwa i pół tysiąca niemieckich żołnierzy. W operacji berlińskiej uczestniczyło dwieście tysięcy polskich żołnierzy, trzy tysiące sto dział i moździerzy, trzysta dwadzieścia samolotów. A co pod datą 2 maja mają do poczytania kombatanci w tym kalendarzu? Myślicie państwo, że coś o zdobyciu Berlina? Nie, o modlitwach za Polskę w pięciuset kościołach Brazylii, o pierwszej audycji Armii Polskiej na Wschodzie w Radio Bagdad. Nie było Berlina. Były modły w Brazylii i pierwsza audycja w radio.

Proszę Państwa, to są rzeczy bulwersujące.

9 maja, pierwszy dzień wolności. Myślicie państwo, że jest o tym chociaż jedno słowo? Zero.

Kartkuję dalej. 12 października, bitwa pod Lenino, jedna z najkrwawszych, zwycięskich, ale najkrwawszych bitew polskiego żołnierza. Wszyscy o tym wiedzą, każde dziecko wie. A co umieszcza w kalendarzu Andrzej Krzysztof Kunert? Wspomina o bitwie pod Lenino? Zero. Pisze, że londyńska Polska Walcząca nazywa 303 Dywizjon Myśliwski najlepszym dywizjonem lotniczym w całej sprzymierzonej armii.

Proszę państwa, to jest chyba jakaś paranoja. Ktoś tu chyba po prostu zgłupiał. Ja nie rozumiem, jak można tego typu manipulacje stosować w kalendarzu kombatanta, adresowanym do środowiska liczącego mniej więcej sześćset, siedemset tysięcy ludzi, spośród których ponad pięćset pięćdziesiąt tysięcy to właśnie ci, o których nie napisano tutaj ani słowa. Przecież to jest, proszę państwa, skandal.

Panie Premierze, pan to firmuje.

W piśmie, z którym zwrócili się do mnie kombatanci z tego właśnie związku kombatantów, znajduje się domniemanie, że ocena działań frontowych na Wschodzie wynika z osobistego stosunku niektórych autorów publikacji tak zwanych historycznych do osoby Józefa Stalina i Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, przy pełnym ignorowaniu wojennego wysiłku narodu rosyjskiego. Stosunek ten przenosi się poprzez osoby generała Berlinga i marszałka Żymierskiego na półmilionowe Wojsko Polskie. Dziwnie brzmią w tym kontekście słowa prominentnych osób z "Solidarności" i Unii Wolności mówiących o jednakowej wartości ofiar i przelanej krwi. W kalendarzu kombatanta pięćset mszy jest ważniejsze niż zdobycie Berlina.

***

Senator Stanisław Gogacz wygłosił oświadczenie skierowane do premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej Jerzego Buzka:

Odlewnia Ursus, wybudowana w latach 1979-1986 w Lublinie, została zlokalizowana w dwupoziomowej hali o powierzchni 11,5 ha. Specjalizowała się w produkcji odlewów żeliwa o ciężarze od pół do 150 kg. Odlewy przeznaczane były głównie dla przemysłu ciągnikowego i motoryzacyjnego. Odlewnia posiada wdrożony system zapewnienia jakości według norm ISO 9001. Jednak, jak się stwierdza, z powodu braku zamówień od września bieżącego roku zakład wstrzymał produkcję. Stało się tak pomimo odnotowania w ostatnim czasie w krajach Unii Europejskiej tendencji wzrostu popytu na wyroby odlewnicze, przy czym eksperci wykluczają również możliwość spadku produkcji odlewni.

Problemem dla branży jest brak pieniędzy. Dzieje się tak dlatego, że odlewnictwo ze swej natury nie osiąga wysokiej rentowności. Jest przemysłem zaopatrującym w wyroby ostatecznych odbiorców, którzy dyktują warunki i na tym najwięcej zarabiają. Dlatego odlewniom potrzebny jest kapitał do wyrwania się z marazmu, a to może zapewnić przede wszystkim inwestor strategiczny.

W kwietniu 1998 r. lubelscy związkowcy z odlewni Ursus dostali w Ministerstwie Skarbu Państwa obietnicę, że jeśli w fabryce rozpocznie się restrukturyzacja, znajdą się pieniądze z budżetu na przetrwanie. W tym celu w styczniu bieżącego roku nastąpiło wyodrębnienie odlewni ze struktur Zakładów Przemysłu Ciągnikowego "Ursus". Z pracy zostały zwolnione czterysta dwadzieścia trzy osoby z tysiąca siedmiuset zatrudnionych. Przedsiębiorstwo zaczęło pozbywać się nieprodukcyjnego majątku. Odlewnia prowadziła rozmowy z potencjalnymi inwestorami, z których najbardziej zaawansowane były negocjacje z katowicką spółką Centrozap, która obiecywała zainwestować minimum 35 milionów zł. Działania te nie doprowadziły jednak do znalezienia inwestora strategicznego.

W marcu bieżącego roku odlewnię żeliwa przejął kielecki Centrostal, otrzymując 100% udziału w lubelskiej firmie. Centrostal nie zdołał jednak zagospodarować przejętego majątku, jak również nie zdołał znaleźć inwestora strategicznego. W efekcie w dniu 1 grudnia bieżącego roku nastąpiło rozwiązanie spółki odlewnia żeliwa w Lublinie i postawienie jej w stan likwidacji, a to oznacza bezrobocie dla całej załogi, to jest dla około tysiąca dwustu pięćdziesięciu pracowników.

Oznacza to również bezrobocie w jednym z najbiedniejszych województw, gdzie bez pracy pozostaje co dziesiąty dorosły mieszkaniec. Dzieje się to w momencie, gdy jednocześnie nie powstają alternatywne stanowiska pracy, a wiele zakładów na Lubelszczyźnie sygnalizuje problemy z utrzymaniem produkcji.

W tym momencie należy zadać następujące pytanie: czy skarb państwa, posiadając większość udziałów w lubelskiej odlewni Ursus, spółka z o.o., wydzielonej w dniu 28 grudnia 1998 r. z Zakładów Przemysłu Ciągnikowego "Ursus", powinien 100% swoich udziałów przekazać w marcu bieżącego roku firmie Centrostal, która to firma okazała się na tyle słaba, że sama nie była w stanie zagospodarować przejętego majątku i nie mogła również znaleźć inwestora strategicznego? Czy skarb państwa nie powinien wnikliwiej skontrolować firmy, której sprzedaje wszystkie swoje udziały, pod kątem jej możliwości inwestycyjnych?

Należy w tym momencie przypomnieć, że oprócz pracodawcy bezpośredniego, niezależnie od tego, kim on by nie był, istnieje również pracodawca pośredni, którym jest państwo. To właśnie państwo powinno prowadzić właściwą politykę pracy. Realizowanie uprawnień człowieka pracy nie może być tylko pochodną systemów ekonomicznych, nastawionych głównie na zysk. To właśnie uprawnienia człowieka pracy powinny stanowić podstawowe kryterium całej ekonomii w wymiarze społeczeństwa i państwa. Aby przeciwstawić się bezrobociu, pracodawca pośredni, jakim jest państwo, powinien czuwać nad właściwym planowaniem rynku pracy, przy który kształtuje się życie nie tyko ekonomiczne, ale także kulturalne danego społeczeństwa.

Panie Premierze, bardzo proszę o odpowiedź na następujące pytanie. Czy rząd Rzeczypospolitej Polskiej, a szczególnie skarb państwa, nie powinien wnikliwiej kontrolować firm, którym sprzedaje swoje udziały? Czy nie powinny być to jedynie takie firmy, które potrafią zagospodarować przejęty majątek lub też znajdą inwestora strategicznego? Dlaczego odlewnię żeliwa w Lublinie przejął kielecki Centrostal, który nie sprostał temu wyzwaniu?

***

Senator Krzysztof Głuchowski:

Moje oświadczenie kieruję do pana Janusza Steinhoffa, ministra gospodarki, i pana Artura Balazsa, ministra rolnictwa i rozwoju wsi.

Treść oświadczenia odnosi się do sytuacji rolników, którzy w ostatnim czasie zostali przymuszeni przez rejon energetyczny do zakupu energii elektrycznej po znacznie wyższych cenach niż dotychczas.

Jednym z nich jest gospodarujący na powierzchni 5,5 ha rolnik, któremu w ubiegłym roku rejon energetyczny wprowadził najwyższą taryfę za dostarczaną energię elektryczną. Nową taryfą objęto dwa lata wstecz, w wyniku czego rolnik zmuszony był ponieść dodatkową opłatę 1 tysiąca zł. Jednocześnie, mimo posiadania prawidłowej instalacji, był zmuszony budować nową w budynku mieszkalnym i budynkach gospodarczych wraz z budową nowej linii energetycznej do licznika, co dodatkowo kosztowało 5 tysięcy zł.

Być może tak się stało na mocy umowy o dostarczenie energii elektrycznej, lecz znając dzisiejsze relacje, jakie występują między zakładem energetycznym a rolnikiem, podpisanie umowy o dostarczenie tejże energii nastąpiło pod groźbą wstrzymania dostawy energii do gospodarstwa. Jednocześnie rolnik ten legitymuje się zaświadczeniem z urzędu gminy o tym, iż jego gospodarstwo o powierzchni 5,5 ha jest wykorzystywane rolniczo, a sam rolnik nie prowadzi innej działalności gospodarczej.

Inny przykład dotyczy rolnika, który prowadząc gospodarstwo szkółkarskie, wybudował w 1996 r. linię energetyczną średniego napięcia celem dostarczenia wody w okresie letnim do nawadniania sadzonek. Ów rolnik linę średniego napięcia wybudował za własne środki pieniężne, następnie, zmuszony sytuacją, przekazał ją nieodpłatnie rejonowi energetycznemu. Staję trafo zatrzymał dla siebie z uwagi na to, iż w pobliżu nie ma innych odbiorców energii elektrycznej. Od 5 marca 1999 r. rolnik ten jest obciążony przez rejon energetyczny dodatkowymi opłatami, przy miesięcznej wartości za zużytą energię jest to średnio 14 zł. Dodatkowa miesięczna opłata stała i opłata abonamentowa wprowadzona od 1 marca wynosi 209 zł i 8 gr.

Okazuje się, że przekazanie stacji trafo na rzecz rejonu energetycznego też nie spowoduje u tegoż rolnika obniżenia wielkości opłaty.

Panie Marszałku! Wysoki Senacie! Panowie Ministrowie! Działalność rolnictwa jest wciąż niedochodowa. Obarczanie tej działalności dodatkowymi kosztami na pewno nie wpłynie korzystnie na rozwój wsi i obszarów wiejskich. Rolnicy płacą dzisiaj podatek gruntowy za każdy metr kwadratowy gruntu, którego są właścicielami, nawet za grunt zajęty pod słupy energetyczne.

Zapytuję, czy rolnicy, którzy mają w posiadaniu słupy energetyczne średniego i wysokiego napięcia na terenie swoich wykorzystywanych rolniczo terenów, mogą się doczekać, by ta sprawa została w końcu uregulowana prawnie? Czy po to uwolniono ceny energii elektrycznej, by na tym korzystały rejony energetyczne, które są monopolistą na rynku dostarczania energii elektrycznej? Gdzie ma dochodzić swoich praw rolnik, któremu bez zmiany umowy nagle podwyższono opłaty za dostawę energii? Co ma zrobić rolnik, któremu pod groźbą przerwania dostarczania energii proponuje się nowe niekorzystne rozwiązania i warunki dostarczania tejże energii?

Rozumiem, że dzisiaj wszyscy szukają pieniędzy, ale dlaczego bogate rejony energetyczne sięgają znów po pieniądze do kieszeni biednego rolnika. Trudno jest zlikwidować monopol na dystrybucję energii elektrycznej, o czym wiedzieć powinni panowie ministrowie. Rolnik przecież nie będzie obecnie zabiegał o budowę innej sieci energetycznej niż ta, która jest, by obniżyć koszty korzystania z tejże energii.

Problem, który wystąpił przy okazji tych dwóch spraw, jest szerszy. Dotyczy to rolników, ale również mieszkańców spółdzielni mieszkaniowych, domów komunalnych, drobnych przedsiębiorstw, właścicieli domów jednorodzinnych itd. Rejon energetyczny każdą taryfę czy każdą podwyżkę za dostarczanie energii elektrycznej może uzasadnić kosztami przedsiębiorstwa, ale to, co ma zrobić odbiorca, który nie godzi się na drastycznie wyższe ceny energii elektrycznej czy nowe taryfy, dotyczące najczęściej indywidualnych odbiorców, drobnych przedsiębiorców, handlowców i rolników, było szerzej konsultowane przed zamiarem wprowadzenia ich w życie.

Oświadczenia złożone do protokołu

Oświadczenie senatora Jerzego Cieślaka skierowane do ministra rolnictwa i rozwoju wsi Artura Balazsa:

Panie Marszałku! Wysoki Senacie!

Rolnicy są tą grupą społeczno-zawodową, która na początku lat dziewięćdziesiątych najwięcej straciła na transformacji ustrojowej w naszym kraju. W opinii Dolnośląskiej Izby Rolniczej, w ostatnich dwóch latach zmniejszyło się zainteresowanie władz ustawodawczych i wykonawczych problemami mieszkańców polskich wsi. Spadają dochody rolników, przy szybko rosnących kosztach produkcji rolnej. Regulacje ustawowe nie nadążają za pogarszającą się sytuacją producentów żywności. Dlatego swoje oświadczenie kieruję do ministra rolnictwa i rozwoju wsi.

Poprawa sytuacji polskiego rolnictwa będzie możliwa po spełnieniu kilku istotnych warunków.

Przyspieszyć należy prace nad aktami prawnymi dotyczącymi: gospodarstw rodzinnych, grup producentów rolnych, warunków sprzedaży płodów rolnych, a przede wszystkim umów kontraktacyjnych i kwitów składowych, gospodarowania na terenach górskich i podgórskich oraz dopłat do paliwa rolniczego.

Konieczna jest nowelizacja ustawy o izbach rolniczych, ze zwiększeniem ich kompetencji i zapewnieniem środków na prawidłową realizację zadań. Należy również znowelizować prawo spółdzielcze i prawne regulacje rynku cukrowego, z przypisaniem limitów cukrowych producentom buraka cukrowego oraz z gwarancjami większościowego pakietu akcji dla plantatorów i załóg pracowniczych.

Warunkiem zwiększenia skuteczności inwestycji doradztwa rolniczego jest ich podporządkowanie izbom rolniczym.

Mam nadzieję, że minister Artur Balazs zachce osobiście zainteresować się przedstawionymi przeze mnie wnioskami i poinformować mnie o stanowisku ministerstwa w tych sprawach.

***

Oświadczenie senatora Wiesława Pietrzaka skierowane do ministra finansów Leszka Balcerowicza:

Szanowny Panie Premierze!

Z wielkim niepokojem przyjąłem stanowisko wojewody warmińsko-mazurskiego w sprawie dofinansowania samorządów w zakresie wypłat dodatków mieszkaniowych na IV kwartał bieżącego roku.

Według posiadanych przeze mnie informacji, wojewoda warmińsko-mazurski przyznał większości samorządów jedynie znikomy procent wnioskowanej przez nich kwoty na dofinansowanie tego zadania. Przydzielone na wypłatę dodatków mieszkaniowych środki finansowe, niestety, nie są w stanie pokryć zapotrzebowania samorządów w tym zakresie. W obecnym czasie, to jest pod koniec roku budżetowego, większość z nich ma prawie w całości wykorzystany budżet po stronie wydatków. W związku z czym nie są w stanie znaleźć brakujących środków na pokrycie wydatków związanych z wypłatą dodatków mieszkaniowych. W tej sytuacji samorządy grożą, że jeżeli nie otrzymają dofinansowania tego zadania w pełnej wysokości, będą zmuszone wstrzymać wypłatę tego świadczenia.

Dla przykładu podam, że sytuacja ta dotyczy między innymi:

- Urzędu Miasta Giżycka, który otrzymał jedynie 21,3% złożonego zapotrzebowania;

- Urzędu Miasta i Gminy Ełk, któremu przyznano 70% wnioskowanej w IV kwartale kwoty, przy czym budżet wojewódzki nie przekazał środków finansowych za III kwartał bieżącego roku w wysokości 366 tysięcy 749 zł, w rezultacie więc samorząd ełcki otrzymał jedynie 47% wymaganych środków finansowych na ten cel;

- Urzędu Gminy i Miasta Pisz, gdzie otrzymana dotacja stanowi 21% złożonego zapotrzebowania;

- Urzędu Miasta i Gminy Gołdap, którzy otrzymał 25% wyliczonej dotacji,

- Urzędu Gminy Banie Mazurskie, który wnioskował o przyznanie kwoty 60 tysięcy 556 zł, a otrzymał jedynie 8 tysięcy 554 zł, co stanowi 14% zapotrzebowania w tym zakresie.

Podobnie wygląda sytuacja w wielu innych samorządach z terenu naszego województwa.

Jak zapewne Panu Ministrowi wiadomo, województwo warmińsko-mazurskie należy do zagrożonych bardzo wysokim bezrobociem, dlatego też, w moim przekonaniu, należy je traktować w sposób szczególny.

Samorządy obawiają się o to, czy w 2000 r. sytuacja nie ulegnie pogorszeniu i wystarczy środków finansowych na realizację tego zadania.

Mając powyższe na uwadze, zwracam się do Pana Ministra z prośbą o rozwiązanie tego problemu.

Z wyrazami szacunku

Wiesław Pietrzak.

***

Oświadczenie senatora Wiesława Pietrzaka skierowane do ministra spraw wewnętrznych i administracji Marka Biernackiego:

Szanowny Panie Ministrze!

W ostatnim czasie docierają do mnie niepokojące informacje o nagminnym wykupywaniu przez cudzoziemców nieruchomości w naszym kraju.

Zgodnie z przepisami ustawy z dnia 24 marca 1920 r., z późniejszymi zmianami, o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców, prawo nabycia nieruchomości przez cudzoziemców wymaga zezwolenia wydanego przez ministra spraw wewnętrznych za zgodą ministra obrony narodowej, a w przypadku nieruchomości rolnych - również zgody ministra rolnictwa i gospodarki żywnościowej.

Według posiadanych przeze mnie informacji, w ostatnim czasie ten wymóg prawny jest niedopełniany, bowiem coraz więcej cudzoziemców kupuje nieruchomości poprzez podstawione osoby, które są obywatelami polskimi. Mamy więc do czynienia z łamaniem czy też obejściem prawa.

W moim przekonaniu taka sytuacja jest niedopuszczalna i wymaga podjęcia działań zmierzających do uregulowania tej kwestii w naszym systemie prawnym.

Mając to na uwadze, zwracam się do Pana Ministra z prośbą o zainteresowanie się tym problemem oraz poinformowanie mnie, co robi kierowane przez Pana ministerstwo, aby nie dopuścić do dalszego łamania prawa w tym względzie.

Z poważaniem

Wiesław Pietrzak.

***

Oświadczenie senatora Wiesława Pietrzaka skierowane do ministra skarbu państwa Emila Wąsacza:

Szanowny Panie Ministrze!

W związku z trwającymi pracami nad rządowym projektem ustawy o organizacji Skarbu Państwa oraz o sposobie zarządzania jego majątkiem zwracam się do pana ministra z wnioskiem o rozpatrzenie możliwości utworzenia dwóch delegatur Ministra Skarbu Państwa: w Gdańsku i Olsztynie.

Obecnie projekt przewiduje utworzenie trzynastu delegatur ministra, w tym delegatury w Gdańsku dla województwa pomorskiego i warmińsko-mazurskiego. Takie rozwiązanie utrudni obu województwom pełne rozeznanie w majątku SP oraz racjonalne nim zarządzanie.

Biorąc pod uwagę rozległość obszarów obu województw, uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby utworzenie dla województwa pomorskiego delegatury w Gdańsku, a dla warmińsko-mazurskiego - w Olsztynie. Jeżeli jest to niemożliwe, proszę o rozważenie koncepcji utworzenia delegatury w miejscowości leżącej pośrodku obu województw, na przykład w Elblągu.

Mając powyższe na uwadze, proszę pana ministra o przychylne ustosunkowanie się do przedłożonej sprawy.

Z poważaniem

senator RP Wiesław Pietrzak.

***

Oświadczenie senatora Wiesława Pietrzaka skierowane do ministra łączności Macieja Srebro:

Szanowny Panie Ministrze!

Nowy podział administracyjny kraju zmienił cały system kierowania oraz załatwiania spraw urzędowych przez obywateli. Niestety, do nowego podziału nie dostosowany został dotychczas system łączności.

Do dziś istnieje czterdzieści osiem numerów kierunkowych przy podziale na szesnaście województw, w samym województwie warmińsko-mazurskim jest na dzień dzisiejszy pięć sfer numerycznych.

Taka sytuacja nie sprzyja integracji, wprowadza wiele zamieszania w telekomunikacji, a także utrudnia pracę pracownikom administracji i wszystkim obywatelom korzystającym z usług telekomunikacyjnych. Dlatego proszę Pana Ministra, aby problem ujednolicenia numerów kierunkowych został w miarę szybko rozwiązany.

Z wyrazami szacunku

Wiesław Pietrzak.

***

Oświadczenie senatora Janusza Lorenza skierowane do premiera rządu Jerzego Buzka:

Szanowny Panie Premierze!

Będąc senatorem reprezentującym najbiedniejszy w kraju region - województwo warmińsko-mazurskie, gdzie rolnictwo jest głównym i często jedynym źródłem utrzymania ogromnej części mieszkańców, pragnę zwrócić Pana uwagę na nadużycia mające miejsce w tym sektorze, które dodatkowo pogarszają sytuację rolników.

Z różnych stron województwa docierają do mnie sygnały rolników uskarżających się na rabunkową politykę rolną. Przykładem tego jest kwestia produktów rolnych i żywności sprowadzanych do kraju w ramach reeksportu. Zgodnie z zasadami reeksportu w kraju może pozostać 2%, a pozostała część, czyli 98%, ma być wyeksportowana. Rolnicy alarmują, że dzieje się wręcz odwrotnie, a pozory prawidłowości są zachowywane tylko dzięki krążącym dokumentom. Dotyczy to szczególnie handlu ze wschodnimi sąsiadami Polski. Sprowadzana żywność jest często złej jakości, nie ma dat produkcji, terminów przydatności do spożycia i świadectwa pochodzenia. Z chwilą, gdy przekracza granicę, uzyskuje sześciomiesięczną kadencję i legalność.

Kolejną bolączką rolników jest wysoko dotowany drób z UE, USA i CEFTA sprowadzany w ramach reeksportu. Ze względu na wysoką dopłatę jest on znacznie atrakcyjniejszy cenowo niż produkcja rodzima, co rujnuje polskich wytwórców.

Nie mogę również nie poruszyć problemu podatku VAT. Od wielu miesięcy rolnicy postulują, by stawka podatku VAT dla produktów rolnych była zerowa i uważam, że jest to propozycja słuszna. Ponadto należy określić zasady kontraktacji, a więc ustalić granice minimalne, maksymalne i granice interwencji.

Sytuację polskich producentów pogarsza również proceder sprowadzania towarów do kraju w sposób pozwalający uniknąć nie tyko obowiązku zapłaty podatku VAT, ale również cła. Prowadzony na pograniczu kraju tzw. usługowy ubój kurczaka jest wręcz skandalicznym procederem. Rolnicy zarzucają, iż zdarza się, że na przykład za granicę Polski wyjeżdża 3000 sztuk żywca o masie 6 t, podczas gdy wraca... kontener z 25 t tuszek.

Biorąc pod uwagę fakt, że tego typu działania przynoszą szkodę nie tylko producentom rolnym, ale również skarbowi państwa, a ponadto podważają wiarygodność rządu, który nie potrafi rozwiązać tego problemu, uważam, że należy go jak najszybciej rozwiązać. Ze względu jednak na to, iż prawdopodobnie w sprawę zaangażowani są wysoko postawieni urzędnicy państwowi, proponuję, by zbadanie sprawy zlecić UOP.

Proszę o informację na temat planowanych działań rządu zmierzających do faktycznej poprawy sytuacji rolników w Polsce oraz o stanowisku rządu wobec zasygnalizowanych przeze mnie nieprawidłowości w funkcjonowaniu reeksportu, oszustwach podatkowych i celnych.

Z poważaniem

Janusz Lorenz

***

Oświadczenie senatora Janusza Lorenza skierowane do premiera rządu RP Jerzego Buzka:

Szanowny Panie Premierze!

Mając na uwadze brak poprawy sytuacji rolnictwa w kraju i pogłębiające się zubożenie grup społecznych, dla których jest ono głównym źródłem utrzymania, pragnę zwrócić pana uwagę na jeden z aspektów tego problemu.

Szeroko dyskutowane są relacje wartości wydajności rolnictwa w Polsce i w Unii Europejskiej. Podkreślana jest bardzo wysoka wartość towarów wyprodukowanych przez gospodarstwa unijne przypadająca na osobą zatrudnioną w rolnictwie w kraju zachodnim. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że ceny uzyskiwane za wytworzone produkty rolne, wliczając w nie dotacje, dopłaty eksportowe itp., są w Unii znacznie wyższe od cen uzyskiwanych przez rolnika polskiego. Co więcej, zasadniczo odmienna od polskiej jest unijna polityka rolna.

Państwa unijne prowadzą tylko te uprawy i hodowle, które umożliwiają wysoką ich mechanizację, co znacznie obniża zatrudnienie. Dodatkowo w różnych okresach zatrudniają cudzoziemskich, tanich robotników sezonowych. Gdybyśmy wszystkie te rozwiązania przełożyli na polskie rolnictwo, wartości wydajności byłyby co najmniej porównywalne. Szczególnie, gdyby w rolnictwie polskim uwzględnić liczbę osób faktycznie zatrudnionych w produkcji rolnej, a nie jak dotychczas sumę zatrudnionych i bezrobotnych osób w gospodarstwach czy też wszystkich mieszkańców wsi.

Nagminnie pomijana jest bardzo istotna dla tego problemu kwestia kosztów własnych rolnika ponoszonych na wytworzenie jednostki różnych produktów rolnych. Okazuje się bowiem, że koszty te są prawie dwukrotnie wyższe w przypadku rolnika unijnego. Wynika to ze stopnia zmechanizowania produkcji rolnej w Unii, gdzie tym samym staje się ona kapitałochłonna - koszt maszyn - a nie pracochłonna, jak w Polsce. Przyjęcie jednak bez zastrzeżeń modelu unijnego, pociąga za sobą niebezpieczeństwo spadku jakości produktów. Miewając wprawdzie problemy z utrzymaniem prostych norm czystości - mleko - i z jednolitością, z powodzeniem unikamy chemizacji produktów i skażenia metalami ciężkimi. Tym samym polski produkt jest nieporównywalnie lepszy jakościowo niż unijny. Wprawdzie zmechanizowana produkcja zbóż i hodowla jest produkcją masową o niskiej cenie, ale również o niskiej jakości. Chcąc mimo to obniżyć wskaźniki kosztowe poprzez ograniczenie zatrudnienia w rolnictwie na rzecz mechanizacji, musimy założyć znaczny wzrost i tak już wielkiego bezrobocia.

Winniśmy wnikliwie obserwować dalsze poczynania Unii w tym zakresie. Bowiem podczas gdy my nosimy się z zamiarem wdrożenia dotychczasowych rozwiązań unijnych, zachodni rolnicy powoli od nich odchodzą. Obserwując, że produkty wysokiej jakości wytwarzane w naturalny sposób, mimo iż wymagają dużych nakładów pracy ręcznej, są bardziej opłacalne, gdyż osiągają wyższe ceny, skłaniają się ku temu właśnie rozwiązaniu.

Jak wynika z powyższego, nie wolno nam bezmyślnie przejmować zachodnich wzorców. Należy je weryfikować i bezustannie śledzić zachodzące zmiany i nowe tendencje. Musimy zdawać sobie sprawę z naszych atutów i konsekwencji ewentualnych godzących w nie decyzji.

W Polsce promuje się gospodarstwa wielkoobszarowe, produkujące masowo, maszynowo zboża, podczas gdy cały czas borykamy się z nadmiarem rąk do pracy. Badania zachodnich specjalistów dowodzą, że duże gospodarstwa rolne wymagają znacznie większych dopłat rządowych na hektar niż mniejsze.

Być może rozwiązanie tego problemu stanowiłoby nie zupełne zreformowanie polskiego rolnictwa, ale dokonanie pewnego rozdziału. Chodzi mianowicie o pozostawienie w Polsce, w ramach gospodarstw rodzinnych, produkcji rolnej wymagającej dużych nakładów pracy, a w Unii - produkcji masowej, którą można w znacznym stopniu zmechanizować.

Oponenci stwierdzą w tym miejscu, że rolnictwo unijne nie pozwoli się zepchnąć do mniej dochodowej produkcji masowej. Uważam jednak, że rząd polski posiada pełną możliwość wymuszenia takiego podziału pracy. Wystarczy bowiem wykorzystać unijne zalecenia dotyczące unikania zatrudniania cudzoziemców w sytuacji jednoczesnego występowania wysokiego bezrobocia strukturalnego, zalecenia Unii, której najważniejszym kierunkiem działania obecnie jest właśnie zmniejszenie bezrobocia. Rozwiązaniem jest wsparcie tego kierunku działalności Unii poprzez wprowadzenie zakazu wyjazdu polskich obywateli do Unii na "saksy", o ile polscy robotnicy nie będą wynagradzani tak, jak obywatele Unii. W tej sytuacji całość rolnictwa unijnego nastawiona na wytwarzanie produktów pracochłonnych, naturalnych musi upaść.

Jest to tylko jedna z propozycji. Meritum problemu stanowi jednak fakt, że polska gospodarka i społeczeństwo prawdopodobnie nie przetrzymają kolejnej, nieprzemyślanej reformy. Na zmiany potrzeba czasu liczonego w latach, a nie w miesiącach. Konieczny jest tu rozsądek, kalkulacja i weryfikacja wzorców. Co więcej, coraz częściej stykam się z obawami społeczeństwa dotyczącymi wejścia do Unii. Ludzie są świadomi, że z chwilą wejścia Polski do Unii polityka rolna musi ulec radykalnej zmianie, wiedzą, że gospodarstwa rolne w Polsce będą otoczone taką samą opieką, jak obecnie gospodarstwa unijne. Pytają jednak, czy przy obecnej sytuacji ekonomicznej kraju i zapaści rolnictwa te gospodarstwa nadal będą w rękach polskiego rolnika?

Brak jakichkolwiek rozsądnych działań ze strony rządu i pogarszająca się wciąż sytuacja rolnictwa i ludzi utrzymujących się z niego sprawiają, że nie potrafię udzielić odpowiedzi na takie pytania. Kieruję je więc do pana i oczekuję informacji o zamierzeniach rządu i państwa stanowisku w sprawie poruszonych przeze mnie kwestii.

***

Oświadczenie senatora Janusza Lorenza skierowane do wicepremiera rządu RP, ministra pracy i polityki społecznej Longina Komołowskiego:

Szanowny Panie Premierze!

W załączeniu przesyłam Panu stanowisko Rady Miejskiej w Dobrym Mieście oraz uchwałę Rady Powiatu w Iławie w sprawie podjęcia działań zmierzających do zmiany przepisów prawnych dotyczących zatrudniania i przeciwdziałania bezrobociu.

Jak wynika z treści załączonych dokumentów, kolejne samorządy zgłaszają szereg uwag do obowiązujących obecnie przepisów dotyczących zatrudnienia i przeciwdziałania bezrobociu oraz ich wykładni.

Uważam za celowe natychmiastowe podjęcie działań w tym zakresie, jako że zgadzam się z zawartą w przedłożonych stanowiska opinią, iż obecnie obowiązujące przepisy są niedostosowane do sytuacji panującej w kraju.

Wierząc, że Pan Premier podziela moje stanowisko, wierzę w Pana wrażliwość i proszę o możliwie najszybsze podjęcie działań w tej sprawie. Spodziewam się, że we wszystkich poczynaniach zmierzających do poprawy obecnej sytuacji poprą Pana parlamentarzyści.

Z poważaniem

Janusz Lorenz

***

Oświadczenie senatora Janusza Lorenza skierowane do ministra skarbu państwa Emila Wąsacza:

Pamiętając jak duże jest znaczenie sektora bankowego dla gospodarki, po raz kolejny pragnę poruszyć problem funkcjonowania banków w naszym kraju.

Ze względu na ogromne koszty, w zasadzie wszystkie duże inwestycje w kraju są realizowane przy wsparciu kredytowym banków. Za niedopuszczalny jednak uważam fakt wycofywania się banku jako kredytodawcy z umów wcześniej zawartych z inwestorem. Często następuje to w chwili, gdy inwestycja jest już na ukończeniu. Mimo braku możliwości płacenia faktur, spowodowanego blokadą środków finansowych przez bank, wykonawcy inwestycji związani umowami nadal prowadzą roboty, automatycznie powodując wzrost wierzytelności. Inwestycje, których realizacja została w ten sposób wstrzymana, zamiast przyczyniać się do poprawy sytuacji na danym terenie, na przykład poprzez stwarzanie nowych miejsc pracy, niszczeją, przynosząc dalsze straty. Pociąga to za sobą również dalsze, bardzo poważne konsekwencje nie tylko wobec samego inwestora, ale również wobec wszystkich podwykonawców. Szczególnie odczuwalne jest to w regionach o dużym bezrobociu, gdzie takie praktyki powodują znaczne uszczuplenie obrotów niedużych firm podwykonawczych, za czym idą redukcje etatów, a nierzadko również upadłość firmy.

Próby negocjacji z bankiem na ogół nie przynoszą żadnych rezultatów, gdyż z głównym realizatorem inwestycji bank na ogół nie chce już pertraktować, a firmy podwykonawcze są zbywane ze względu na tajemnicę bankową. Dalszy los takiego przedsięwzięcia to na ogół licytacja, w wyniku której inwestycja przechodzi w trzecie ręce za bardzo niską kwotę, nie pozwalającą na zaspokojenie roszczeń wierzycieli. Inwestorzy takie działania uważają za celowe, zmierzające do przyjęcia przez banki - niskim kosztem - w zasadzie wykończonych inwestycji.

W województwie warmińsko-mazurskim klasycznym przykładem tego typu działań jest inwestycja w postaci budowy hotelu "Żejmo". W tym przypadku problem ten dotyczy piętnastu ważnych w regionie firm, których upadek pociągnie za sobą utratę około pięciuset miejsc pracy. Biorąc pod uwagę obecny stan ekonomiczno-społeczny województwa, byłaby to wręcz katastrofa.

Uważam, że tego typu kwestie powinny zostać jak najszybciej unormowane, szczególnie w zakresie regulacji działalności banków i określenia wzajemnych zobowiązań między nimi a inwestorami.

Z poważaniem

Janusz Lorenz.

***

Oświadczenie wicemarszałka Tadeusza Rzemykowskiego skierowane do Roberta Kwiatkowskiego, prezesa Zarządu Telewizji Polskiej SA:

Oświadczenie wniesione do protokołu czterdziestego siódmego posiedzenia Senatu.

Na podstawie przepisów ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora oraz Regulaminu Senatu RP występuję z niniejszym oświadczeniem do Roberta Kwiatkowskiego - Prezesa Zarządu Telewizji Polskiej SA.

Szanowny Panie Prezesie! W dniu 27 lipca 1998 r. zawarł pan umowę z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej, w której w §2 Telewizja Polska SA. zobowiązała się do "telewizyjnej rejestracji, transmisji i eksploatacji tej rejestracji wszystkich spotkań turniejów finałowych Pucharu Polski w siatkówce mężczyzn i kobiet w sezonach 1998/1999, 1999/2000, 2000/2001" (pkt d umowy jak wyżej).

W dniach 10-12 bieżącego miesiąca odbył się finał kobiecy Pucharu Polski w Pile i przedstawicieli Telewizji Polskiej SA tam nie było.

Rozmowy kierownictwa Polskiego Związku Piłki Siatkowej oraz bezpośredniego organizatora finału Pilskiego Towarzystwa Piłki Siatkowej "Nafta-Gaz" zostały zignorowane przez TVP SA.

Wystosowałem 29 listopada br. pismo interwencyjne do pana prezesa i też spotkałem się z całkowitym zlekceważeniem. Ponieważ spotykamy się ostatnio z nagminnym lekceważeniem kibiców sportowych przez powszechną Telewizję Polską, postanowiłem moje oświadczenie, kierowane do Pana, upublicznić poprzez zamieszczenie go w protokole czterdziestego siódmego posiedzenia Senatu RP.

Pragnę wyraźnie podkreślić, że zachowanie Telewizji Polskiej SA i Pana osobiście w opisywanej sprawie uważam za niezrozumiałe, szkodliwe społecznie i co najmniej niegrzeczne. W związku z tym oczekuję od pana odpowiedzi w ustawowym terminie 14 dni na następujące pytania:

1. Z jakich to przyczyn złamał Pan umowę zawartą w dniu 29 lipca 1998 r. i odstąpił od transmisji meczów finałowych Pucharu Polski w siatkówce kobiet?

2. W jaki sposób zamierza Pan zrekompensować poniesione z wyżej wymienionego powodu straty przez Polski Związek Piłki Siatkowej i Pilskie Towarzystwo Piłki Siatkowej "Nafta-Gaz", te ostatnie są wyliczone na 20 000 zł?

3. W jakiej formie zamierza Pan przeprosić polskich kibiców piłki siatkowej kobiet za brak transmisji Pucharu Polski, który odbył się w Pile?

4. Dlaczego zlekceważył Pan mój urząd i nie udzielił mi odpowiedzi na pismo z dnia 29 listopada br.?

Mniemam, że znajdzie Pan Prezes trochę czasu i zastanowi się, czy stanowisko Telewizji Polskiej SA w sprawie prezentacji polskiego sportu jest prawidłowe.

Z poważaniem

Tadeusz Rzemykowski

***

Oświadczenie senatora Zbigniewa Gołąbka skierowane do prezesa Rady Ministrów profesora Jerzego Buzka:

Wielce szanowny panie Premierze!

Uprzejmie proszę o podjęcie rozmów w sprawie zadośćuczynienia ze strony austriackiej firmy Steyer-Daimler-Puch wobec miasta Radomia.

Firma Steyer-Daimler-Puch, po zajęciu 8 września 1939 r. i okupacji przez Niemców Radomia, zawładnęła wytwórnią broni, w której wykorzystywała na warunkach okupanta niewolniczo zatrudnionych mieszkańców Radomia oraz Żydów zamkniętych w obozie przyfabrycznym, przekształconym później w filię Obozu Koncentracyjnego "Majdanek".

Z przykrością należy stwierdzić, że w toczących się negocjacjach o zadośćuczynienie wobec niewolniczego wykorzystania w okresie drugiej wojny światowej i niemieckiej okupacji ludności Polski nie znalazła się firma Steyer-Daimler-Puch, nadal funkcjonująca, postrzegana w Radomiu w latach okupacji jako austriacka.

W załączeniu przesyłam do wykorzystania wypowiedź Pana Kanclerza Austrii i list Pana Profesora Władysława Misiuny.

Łączę wyrazy szacunku i poważania

Zbigniew Gołąbek.

***

Oświadczenie senatora Zbigniewa Gołąbka skierowane do profesora Leszka Balcerowicza, wicepremiera, ministra finansów:

Oświadczenie to kieruję do Pana Profesora Leszka Balcerowicza, wicepremiera i ministra finansów, w sprawie niedofinansowania przez budżet państwa wypłaty dodatków mieszkaniowych w 1999 r. dla miasta i gminy Szydłowiec.

Uprzejmie proszę o spowodowanie, by właściwie zostały wypłacone dodatki mieszkaniowe w 1999 r.

W dniu 18 listopada 1999 r. pismem RT-30323/14/99 bez wcześniejszego uprzedzenia Zarząd Miejski w Szydłowcu został powiadomiony przez Urząd Wojewódzki w Warszawie, o tym, że dotacja celowa na wypłaty dodatków mieszkaniowych w IV kwartale 1999 r. została ograniczona do 32% zapotrzebowania na tę dotację złożonego przez gminę.

Oznacza to, że gmina Szydłowiec pod koniec roku budżetowego byłaby zmuszona do sfinansowania z własnych środków wypłat dodatków mieszkaniowych, w sytuacji gdy sumy wypłaconych dodatków rosną w wyniku zubożenia społeczeństwa gminy, a w szczególności w gminie zagrożonej wysokim strukturalnym bezrobociem, do jakich zaliczona jest gmina Szydłowiec.

Niedobór środków dotacji celowej na wypłatę dodatków mieszkaniowych w 1999 r. dla gminy Szydłowiec, obliczony według stanu na dzień 30 listopada 1999 r. (brak jakiejkolwiek informacji o wyrównaniu niedoboru dotacji celowej wynikające z rozliczenia wypłat dodatków za III kwartał 1999 r. - 72 tysiące 415 zł) wyniesie 219 tysięcy 996 zł (słownie: dwieście dziewiętnaście tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt sześć złotych). Gmina Szydłowiec tego dodatku nie sfinansuje z podstawowego powodu - braku środków.

Tak poważne niedofinansowanie gminy przez budżet państwa w ostatnich dniach roku budżetowego uniemożliwia wypłatę tych dodatków w 1999 r., przez co naraża gminę na zaciąganie zobowiązań wobec wnioskodawców i wypłatę tych dodatków z budżetu w 2000 r.

Takie postępowanie zmusza gminę do wstrzymania rozpoczętych inwestycji, w tym budowy szkoły, oraz zadań inwestycyjnych, których rozpoczęcie jest niezbędne w 2000 r., jak również ogranicza możliwości wykonywania innych zadań gminy ujętych w projekcie budżetu gminy na rok 2000, przy jednoczesnym obciążeniu tego budżetu skutkami reformy oświatowej.

Według zainteresowanych, jest to kolejny przejaw nieprzemyślanej i nieodpowiedzialnej polityki przerzucania na władze samorządowe zadań bez przekazania niezbędnych środków.

Dlatego też uważam za stosowne zwrócić uwagę na naruszanie konstytucyjnej zasady adekwatności środków do zadań, zawartej w art. 167 ust. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, z dnia 2 kwietnia 1997 r.

Z poważaniem

Zbigniew Gołąbek

***

Oświadczenie senator Doroty Kempki skierowane do premiera RM RP Jerzego Buzka:

Oświadczenie to kieruję do Pana Jerzego Buzka - Prezesa Rady Ministrów RP w sprawie profilaktycznej opieki zdrowotnej nad dziećmi i młodzieżą do lat 18.

Ta niezwykle ważna dla zdrowia narodu, ale także dla budżetu państwa, dziedzina opieki zdrowotnej była koordynowana i realizowana przez wojewódzkie przychodnie matki i dziecka oraz terenowe poradnie medycyny szkolnej. Mówię o tym w czasie przeszłym, ponieważ w województwie kujawsko-pomorskim od 1 stycznia 2000 r. instytucje te przestają funkcjonować ze względu na brak odpowiedniej treści upoważnienia ustawowego obligującego organy tworzące zakłady opieki zdrowotnej do ich utworzenia (tak mówi Ministerstwo Zdrowia) oraz na brak sprecyzowanej struktury organizacyjnej (tak dopowiada Pomorska Regionalna Kasa Chorych).

Zatem wskutek braku uregulowań prawnych nie będą realizowane niektóre, przeze mnie tylko wybrane, zadania:

- analizowanie materiałów statystycznych w zakresie opieki nad matką, dzieckiem i młodzieżą;

- analizowanie zachorowalności i śmiertelności kobiet w związku z ciążą, porodem i połogiem oraz opracowywanie wniosków zmierzających do poprawy tej sytuacji;

- nadzór nad prawidłową realizacją zadań profilaktycznych w poradniach "K";

- opracowanie analiz zgonu wśród niemowląt i dzieci do lat 18;

- realizacja Narodowego Programu Zdrowia, w tym działań zmierzających do obniżenia wskaźnika umieralności niemowląt;

- nadzór nad prawidłową realizacją zadań profilaktycznych przez podstawową opiekę zdrowotną (szczepienia ochronne, badania profilaktyczne niemowląt, badania bilansowe);

- prowadzenie analizy problemów zdrowotnych populacji szkolnej;

- kwalifikacja uczniów z problemami zdrowotnymi do różnych form nauczania;

- koordynacja realizacji zadań profilaktycznej opieki zdrowotnej nad uczniami przez podstawową opiekę zdrowotną, pion medycyny pracy, pion oświaty, pion sanitarno-epidemiologiczny itp.

Przez cały rok 1999 oprócz zapowiedzi sekretarza stanu z Ministerstwa Zdrowia nie uczyniono nic, aby tę sytuację unormować. Pierwsze skutki tego stanu już się pojawiły i zostały określone w piśmie do wojewodów, marszałków sejmików wojewódzkich oraz dyrektorów kas chorych, skierowanym przez głównego inspektora sanitarnego - podsekretarza stanu w tym samym resorcie. Dowiadujemy się z niego, że w pierwszym półroczu 1999 r. nastąpiło gwałtowne pogorszenie wykonawstwa obowiązkowych szczepień ochronnych. Blisko 10% noworodków nie miało założonej dokumentacji szczepień, co jest naruszeniem uregulowań prawnych. Przeciwko gruźlicy i wirusowemu zapaleniu wątroby typu B nie zaszczepiono około 10% noworodków w całym kraju. Po uwzględnieniu dzieci nie posiadających kart, daje to blisko 20% noworodków nie objętych obowiązkowym szczepieniem. Odsetek dzieci nie zaszczepionych przeciwko błonicy, tężcowi i krztuścowi wzrósł w stosunku do roku poprzedniego prawie czterokrotnie. Odsetek dzieci nie zaszczepionych przeciwko odrze wzrósł ponaddwukrotnie. W I półroczu tego roku nie zaszczepiono 7,4% dzieci podlegających szczepieniu przeciwko chorobie Heinego-Medina, tj. czterokrotnie więcej niż w poprzednim roku. Proszę zauważyć, że w poszczególnych województwach od 2,1% do 17,8% nie zaszczepiono dzieci będących w drugim roku życia.

Pani podsekretarz stanu pisze też, że bez prawidłowej organizacji wykonywania szczepień nie osiągniemy właściwego zabezpieczenia ludności, a szczególnie dzieci i młodzieży przed chorobami zakaźnymi, którym zapobieganie zależy od rygorystycznego przestrzegania obowiązującego kalendarza szczepień.

Wizja, jaka się tworzy wskutek braku struktury profilaktycznej opieki zdrowotnej, jest zatem przerażająca dla zdrowia narodu. Wspomniałam również, że także dla budżetu państwa, ponieważ wszystkim wiadomo, że koszt profilaktyki jest niepomiernie mniejszy niż proces leczenia chorych.

To właśnie te uregulowania prawne powinny się znaleźć na szybkiej ścieżce legislacyjnej, a nie wydumane problemy rozliczania się z przeszłością. Pragnę również zwrócić uwagę, że problemy dotyczące zdrowia dzieci i młodzieży to integralna część programu prorodzinnego państwa. Mam zatem nadzieję, że Pan Premier skieruje swoje działania w kierunku rozwiązania problemów przedstawionych w oświadczeniu.

Dorota Kempka.

***

Oświadczenie senatora Adama Glapińskiego skierowane do ministra spraw wewnętrznych i administracji Marka Biernackiego:

Szanowny Panie Ministrze!

Docierają do mnie skargi na postępowanie sił policyjnych wobec różnych demonstracji młodzieżowych. Skarżący się twierdzą, że policja jest czasami nadmiernie i bez konieczności brutalna, zachowuje się ordynarnie, lży i poniża zatrzymanych, nie informuje zatrzymanych o powodach zatrzymania i o prawach zatrzymanego.

Szczególnie zbulwersowały mnie informacje o niewłaściwym, brutalnym zachowaniu się sił porządkowych wobec młodzieży stającej w obronie poddanej ludobójczej agresji Czeczenii. Miało to miejsce, zgodnie z napływającymi do mnie skargami, w czasie demonstracji przed ambasadą rosyjską w Warszawie, w dniu 12 grudnia 1999 r., po godz. 12.00.

Uprzejmie proszę, Panie Ministrze, o sprawdzenie faktycznego stanu rzeczy. Proszę też o spowodowanie, aby funkcjonariusze sił porządkowych - szczególnie ci, którzy występują publicznie zamaskowani, w kominiarkach, i mają podwyższone poczucie bezkarnej anonimowości - byli starannie pouczeni o prawach przysługujących demonstrantom w demokratycznym państwie prawa. Nawet wtedy, gdy demonstracja jest nielegalna formalnie.

Dołączam list od jednej ze skarżących się na niewłaściwość zachowania się policji osób.

Z poważaniem

Adam Glapiński

***

Oświadczenie senatora Janusza Bielawskiego skierowane do minister zdrowia Franciszki Cegielskiej:

Wielce Szanowna Pani Minister!

Treścią mojego oświadczenia jest wprawdzie sprawa jednostkowa, mająca jednak znacznie szerszy zasięg niż problem Rafała Maćkowa, który cierpi na przewlekłe, czynne postępujące wirusowe zapalenie wątroby typu B.

Zgodnie z opinią prof. dr hab. Andrzeja Gładysza, dotychczasowe leczenie okazało się mało skuteczne, należy zastosować lamivudynę tabl. 150 mg przez sześć miesięcy. Lek ten, stosowany w leczeniu objawów AIDS, od czerwca 1999 r. został dopuszczony do użycia w przewlekłym wirusowym zapaleniu wątroby typu B.

W związku z zaleceniem stosowania tego leku, matka, pani Zofia Maćków, z zawodu nauczycielka, zwróciła się do Dolnośląskiej Regionalnej Kasy Chorych o zgodę na refundowanie leku. W odpowiedzi na swój wniosek otrzymała z Działu Gospodarki Lekiem Dolnośląskiej Kasy Chorych następującą odpowiedź - l.dz. DRKCh 19463 z dnia 2.12.1999 r.: "W odpowiedzi na Pani pismo 18391/99 w sprawie refundacji w ramach importu docelowego leku lamivudyna tabl. 150 mg Dolnośląska Regionalna Kasa Chorych informuje, że wyżej wymieniony preparat jest lekiem zarejestrowanym w Polsce, numer rejestracji 7732, i zgodnie z rozporządzeniem MZiOS jest dostępny w aptece za pełną odpłatnością. Przyznanie refundacji ze strony kasy chorych oznaczałoby zmianę rozporządzenia. Aktualnie można podjąć starania o uzyskanie pomocy finansowej w ośrodku pomocy społecznej".

Odsyłając do opieki społecznej, autor pisma, dyrektor departamentu medycznego Maciej Dworski, zapewne doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że usiłuje spławić petentkę.

Pytanie jest proste: co ma począć matka Rafała, której nie stać na nabycie leku za pełną odpłatnością? Patrzeć jako dziecko powoli gaśnie?

Taki przypadek nie dotyczy tylko tego jednego chorego - interwencje u parlamentarzystów w podobnych sprawach nie są wcale rzadkie. A więc problem istnieje i, jak sądzę, należy go w jakiś humanitarny sposób uregulować.

prof. dr hab. med. Janusz Bielawski

senator RP

***

Oświadczenie senatora Grzegorza Lipowskiego skierowane do prezesa Rady Ministrów Jerzego Buzka:

Oświadczenie, które składam, jest już czwartym dotyczącym tego samego tematu i dziwię się, że przez okres ponad pół roku jest tolerowane bezprawie, jakiego dopuszcza się wojewoda Marek Kempski, który z jednej strony twierdzi: "w moim województwie prawo jest prawem", z drugiej strony udowadnia, że jest specjalistą od łamania prawa i interpretowania go jak Mu wygodnie.

Tematem oświadczenia i poprzednich oświadczeń są nieprawidłowości stwierdzone w Śląskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej oraz potwierdzone zarzuty wobec Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego, dr Ewy Zbrojkiewicz, gdzie na terenie działania ŚSSE zaprzestano mandatowania, udowodniono nieumiejętności organizacyjne pracy podległych jednostek oraz udzielanie Ministerstwu nieprawdziwych informacji przez dr E. Zbrojkiewicz.

Te nieprawidłowości stanęły u podstaw odwołania dr E. Zbrojkiewicz ze stanowiska, ale do tej pory ona funkcjonuje, odwołania od odwołań do tej pory trwają, a bezprawie kwitnie. Skutki tego będą daleko idące, bowiem decyzje podjęte po odwołaniu ze stanowiska będą wszystkie do uchylenia z mocy prawa i ktoś za to będzie płacił.

Proszę o spowodowanie ostatecznego zakończenia tego tematu i podjęcia skutecznych kroków, aby wojewodowie w terenie nie kompromitowali rządu.

Z poważaniem

Grzegorz Lipowski.

***

Oświadczenie senatora Grzegorza Lipowskiego skierowane do minister zdrowia Franciszki Cegielskiej:

Oświadczenie to składam w oparciu o otrzymane telefony i relacje pacjentów, którzy w dniu 14 grudnia przyjechali do Kliniki Okulistycznej w Katowicach, cieszącej się bardzo dobrą renomą, kierowanej przez Panią Profesor Adriannę Gierek. Byli to pacjenci ze skierowaniami, którzy przyjechali pierwszy raz, jak również pacjenci na kontrolę po zabiegach, którzy mieli ten termin wyznaczony, oraz pacjenci, którzy mieli na ten dzień wyznaczone przyjęcie w celu dokonania zabiegu - relację przekazuję na podstawie uzyskanych informacji, bez ich sprawdzenia.

Ci ostatni, żeby być przyjęci do zabiegu, według informacji uzyskanej od lekarza, muszą wykonać w miejscu zamieszkania kilkanaście różnorodnych badań, najczęściej odpłatnie, które po krótkim czasie tracą swą ważność. U osób starszych, jak i dzieci - chyba u wszystkich - takie przygotowanie do zabiegu łączy się ze stresem, a konieczność utrzymania właściwego ciśnienia osiąga się często drogą ingerencji farmakologicznej.

Tego dnia zjechało się z terenu Polski bardzo dużo dzieci z rodzicami oraz osób dorosłych i starszych z opiekunami po to żeby przed zamkniętym okienkiem do rejestracji, przed którym niektórzy stali od godzin nocnych, dowiedzieć się, że nikt nie będzie przyjęty, bo: "środki na leczenie skończyły się i do końca roku klinika nie będzie działać, bo kasa chorych odmówiła dalszego finansowania".

Uważam za karygodne tolerowanie takich przypadków, żeby tak wysoce specjalistyczna klinika była stawiana w sytuacji, że na podstawową działalność brakuje środków. Jeżeli tak jest, to przypuszczam, że środków zabrakło, bo poszły na te cele, o które pytałem - ile poszło - w jednym z oświadczeń, na co nie otrzymałem odpowiedzi.

W związku z zaistniałą sytuacją oczekuję na skuteczne zadziałanie w stosunku do kasy chorych, które i tak w tym przypadku nie zmieni odczuć i rozczarowań tych, którzy tego dnia, często ze łzami w oczach, odjechali z kwitkiem do swoich odległych domów - i zapewne będą ten temat, z negatywnymi o reformie odczuciami, poruszać przy stole wigilijnym - ale pozwoli zapewne na uniknięcie w przyszłości podobnych przypadków.

Z poważaniem

senator Grzegorz Lipowski.

***

Oświadczenie senatora Grzegorza Lipowskiego skierowane do minister zdrowia Franciszki Cegielskiej:

Pani Minister, przepraszam, że piąte już moje oświadczenie dotyczy ciągle tego samego podmiotu, którym jest śląska Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Katowicach.

Bezprawie, jakie panuje na terenie województwa śląskiego, i konieczność ostatecznego uporządkowania jest przedmiotem mojego równolegle złożonego oświadczenia, które skierowałem w dniu dzisiejszym do premiera Jerzego Buzka.

W tym oświadczeniu chciałem Panią Minister powiadomić i zapytać, czy to jest prawidłowym działaniem, kolejnym podjętym przez dr Ewę Zbrojkiewicz.

Po odwołaniu doskonałego specjalisty w Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Częstochowie, dra Marka Grabowskiego, za to, że dbał o wyposażenie swej placówki i przeciwstawiał się decyzji Pani Dyrektor z Katowic - prawidłowość działania dra M. Grabowskiego potwierdził GIS - placówka długo była bez obsady kierowniczej. Po pewnym czasie powołana została osoba z pracowników tej placówki na kierownika, ale po dwóch godzinach odwołana faksem. Teraz ktoś przyjeżdża raz na trzy dni z Katowic, aby kierować tą placówką.

W międzyczasie ukazuje się ogłoszenie w "Gazecie Wyborczej", ale w mutacji wychodzącej tylko w Katowicach - przypuszczam, że takie było życzenie dyrektor ŚSSE, żeby to nie dotarło do czytelników w Częstochowie - w którym to ogłoszeniu poszukuje się, w ramach konkursu, kandydata na kierownika SSE w Częstochowie.

Jeżeli ogłasza się konkurs, to przecież może wygrać również kandydat z Koszalina, ale również musi mieć szansę zgłosić się kandydat z Częstochowy, bo to pociąga najmniejsze koszty. Mimo ograniczenia terenu, na jakim to ogłoszenie było emitowane, we właściwym terminie złożył komplet materiałów kandydat z Częstochowy, dr nauk medycznych Marek Grabowski.

Do tej pory rozstrzygnięcie konkursu nie nastąpiło i interesuje mnie, kiedy nastąpi, i uważam, że nad prawidłowością przeprowadzania i wyboru najlepszego kandydata powinien ktoś uprawniony czuwać ze szczebla ministerialnego.

Z poważaniem

Grzegorz Lipowski.


Diariusz Senatu RP: spis treści, poprzedni fragment, następny fragment