Powrót do głównego dokumentu


Prof. Andrzej Dembicz - Centrum Studiów Latynoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego:

Panie Przewodniczące! Szanowni Państwo!

Los chciał, że przyszło mi zabierać głos jako pierwszemu, to jest wyróżnienie, ale jednocześnie niezwykle trudna rola.

Ja reprezentuję Uniwersytet Warszawski i dokładnie Centrum Studiów Latynoamerykańskich, gdzie mamy program polonijny, poświęcony sprawom współczesności, dosyć dobrze rozwinięty.

Chciałem przede wszystkim podziękować Senatowi RP za to, że zechciał takie spotkanie, jak dzisiejsze, zorganizować i że nie zapomniał o mnie rozsyłając zaproszenia; bardzo to dla mnie wielki zaszczyt, dlatego że spotkanie samo w sobie jest bardzo inspirujące zarówno w wymiarze czysto emocjonalnym, jak i w wymiarze badawczym, co jest bardzo ważne.

Myślę, że sprawy polonijne idą w ostatnich latach w dobrym kierunku. Poza kierunkiem badań nad przeszłością emigracji, nad przeszłością uchodźstwa, a więc klasycznymi formułami badań - myślę o badaniach w Polsce - rozwijają się, zaczynają się rozwijać dobrze, przynajmniej jeśli chodzi o niektóre regiony geograficzne, także badania nad teraźniejszością wspólnot tamtejszych pochodzenia polskiego. Mówiąc to mam na myśli przede wszystkim obszar Ameryki Łacińskiej, która była tutaj dzisiaj kilkakrotnie wspominana, zwłaszcza Brazylia i Argentyna.

I taki program rozwijamy również w Centrum Studiów Latynoamerykańskich, ale nie chciałem mówić o mojej instytucji, natomiast odnieść się do dwóch spraw.

Po pierwsze, jedynym właściwie chyba dzisiaj kluczem najważniejszym do tego, żeby zrobić coś więcej niż tylko na niwie patriotyczno-nostalgicznej, jest współdziałanie. Współdziałanie - i w moim przypadku - może to być wyłącznie współdziałanie akademickie. Istnieją ogromne pokłady możliwości takiego współdziałania. Paru mówców o tym wspominało. Chciałbym się przyłączyć do tych głosów - jest wiele spraw do takiego właśnie traktowania. To jest pierwsza sprawa.

Drugą sprawą natomiast jest - jak koordynować badania nad tą problematyką, czy też jak prowadzić działalność z Polski w kierunku wychodźstwa polskiego i środowisk pochodzenia polskiego.

Myślę, że byłoby niezwykle trudno stworzyć Instytut, tak jak jeden z mówców zaproponował, w sytuacji kiedy docierają się w tej chwili zakresy kompetencji pomiędzy różnymi instytucjami rządowymi i publicznymi w Polsce. Sądzę natomiast, że niezwykle ważne byłoby - i proszę traktować to jako wniosek formalny, chociaż tutaj nie mam żadnych możliwości zgłoszenia takiego wniosku - wyjście wreszcie naprzeciw zarówno tak zwanej Polonii jak i Polakom w kraju. Wyjście naprzeciw potrzebom obydwu tych stron.

Czy nie można byłoby zbudować, albo zacząć tworzyć muzeum wychodźstwa polskiego? Nie myślę o tym tak, jak to dzięki staraniom jednego z polskich intelektualistów powołano do życia w Łazienkach Królewskich takie muzeum, bo to jest malutka placówka, która miała jedynie zasygnalizować potrzebę. Myślę o czymś podobnym do tego, co istnieje w Tel Awiwie, mianowicie Muzeum Diaspory Żydowskiej, czymś o takim wymiarze i o podobnym zakresie kompetencji wystawienniczych, upowszechniających, a jednocześnie skupiających i kształtujących do pewnego stopnia tematy współdziałania, tematy wspólnych badań.

Myślę, że taka placówka dobrze by nam wszystkim zrobiła, wszystkim, to znaczy obu stronom. I to jest to, czym chciałbym zakończyć. Dziękuję bardzo.

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Bardzo dziękujemy panu profesorowi.

Jako następny mówca, zgłosił się pan profesor Andrzej Zbierski.

Prof. Andrzej Zbierski - Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku:

Drodzy Państwo! Moja wypowiedź, a raczej refleksja w swoim duchu jest właściwie nawiązaniem do wypowiedzi pana profesora Andrzeja Dembicza. Przychylam się do tej racjonalnej formuły wyrażenia myśli przez pana profesora.

Ja natomiast, drodzy Państwo, chciałbym na przykładzie Pomorza, pasa morskiego, gdzie zaczęła się "Solidarność", pasa morskiego Gdańska, przypomnieć pewne sprawy, które nie mogą ujść uwadze nas wszystkich i ośrodków badawczych polskich oraz ośrodków badawczych polskich za granicą.

Tak jak w czasie okupacji szlak na Zachód wiódł przez Karpaty, tak w okresie po 1945 r. tym szlakiem było morze. Kontakty między emigracją i krajem, oraz kurierzy, wszystko to szło przez Bałtyk i przez Morze Północne. I to był, panie rotmistrzu Dembiński, nasz szlak wspólnych kontaktów i wspólnych działań.

I, drodzy Państwo, ta dzisiejsza konferencja, dzięki inicjatywie Senatu, dzięki inicjatywie pani marszałek, jest dlatego dla nas tak ważna, że jeszcze raz nam uzmysłowiła, jaką szczególną rolę w okresie tej wielkiej transformacji, tego wielkiego wyciętego półwiecza z normalnego rozwoju społeczności polskiej, rozbitej, z roztrwonionymi wartościami, zagubionymi, ze zniszczeniami także ludzi, ludzi, gdzie 100 tysięcy tych prawie najlepszych Polaków nie mogło wrócić do kraju - odgrywa kultura i nauka.

Jest to dzisiaj rola szczególna i na nadchodzący czas także. Leży ona w tej wielkiej reformie nauki, edukacji, kultury i w ostatecznym rozrachunku to te dziedziny zadecydują o perspektywach polskiego społeczeństwa i one także wpłyną w ogólności na kondycję całej Rzeczypospolitej i Polaków w całym świecie. Także na kondycję ekonomiczną.

Nie można zbudować dobrej ekonomii, nie można zbudować dobrego prawa, nie można zbudować dobrej administracji, jeśli wszystko to nie jest oparte na dobrej kondycji moralnej, naukowej, kulturalnej, cywilizacyjnej. I to właśnie teraz, kiedy mamy zająć swoją pozycję w NATO i w Unii Europejskiej.

Proszę Państwa, ponieważ mam ograniczony czas, zatem jeśli Państwo pozwolą, całość mego wystąpienia złożę do sekretariatu konferencji.

Natomiast chciałbym tylko przypomnieć, że szczególną rolę w tej jednak stałej łączności Polaków w kraju i na świecie utrzymywały pewne instytucje w naszym kraju, które mogły przebijać się z trudem, bo z trudem, ale przecież czyniły to.

Te instytucje to choćby biblioteki, które mają swoją 700-letnią tradycję, jeśli chodzi o zbiory, a także muzea, biblioteki i archiwa kościelne na Pomorzu, a zwłaszcza w Gdańsku. Dużą niezależność zachowała przez minione przeszło pół wieku Biblioteka Gdańska PAN-u, która chyba pierwsza kontaktowała się z Instytutem i Muzeum im. generała Władysława Sikorskiego, a to dzięki jej dyrektorom, Marianowi Pelczerowi, dzięki Zbigniewowi Nowakowi.

I, drodzy Państwo, obok bibliotek trwały również towarzystwa twórcze skupione właśnie wokół tych bibliotek. Tam przechowała się twórcza myśl i duch innowacyjności, jaki był często obcy w akademickiej ówczesnej sferze nauczania w latach 1945-1989 na wskutek narzuconego obcego współczesnemu człowiekowi systemu, ograniczającego rzeczywisty, pełny rozwój zarówno myśli, jak i ducha ludzkiego, niszczącego wolne i autentyczne więzi społeczne, łącznie z samorządem, który został zniszczony w roku 1947.

Drodzy Państwo, muszę już, niestety, kończyć, może więc na zakończenie powiem, że wciąż nierozwiązanym problemem, jeśli chodzi na przykład o muzea pomorskie, jest powrót naszych dóbr z zagranicy. Chodzi tu i o biblioteki, chociaż w mniejszym zakresie, ale głównie o obiekty sztuki, zwłaszcza sakralnej, które zostały wywiezione do Niemiec, bowiem znajdują się od połowy XVII wieku w muzeach i bibliotekach szwedzkich. Z drugiej strony, choćby te ostatnie, w tym wiele poloników, przebywają wciąż w bardziej bezpiecznym kraju. I tę sprawę poddaję pod rozwagę, zwłaszcza dyrektorom Instytutów Polskich w Stanach Zjednoczonych i w Londynie. Może jeszcze nie czas na powrót do kraju? Bezcenne skarby kultury narodowej wróciły do Polski na krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej z Rapperswilu i spłonęły w okupowanej Warszawie.

Tę kwestię zatem poddaję pod rozwagę szanownemu gremium i Senatowi Rzeczypospolitej.

I jeszcze ostatnia myśl. Żywa działalność naszych muzeów pomorskich, których tu nie wymieniłem, to także odpowiedź i przeciwstawienie na działalność nie zawsze twórczej, budującej intelektualnie instytucji reprezentującej środki masowego przekazu, podającym często spłycone informacje i treści. Nie można zapomnieć, że muzea pomorskie pracują nieustannie dla teraźniejszości i przyszłości Polski oraz naszego świata, zwłaszcza wielkiej rodziny krajów bałtyckich.

Przy tej okazji, panie rotmistrzu, dziękuję panu za to, że dzięki takim jak pan nasza marynarka wojenna przyspieszyła swój marsz ku wolnej Rzeczypospolitej.

Dziękuję bardzo. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję bardzo panu profesorowi.

Jako następny zapisał się pan doktor Adolf Juzwenko.

 

Dr Adolf Juzwenko - Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu:

Pani Przewodnicząca! Szanowni Państwo!

Tytuł naszej konferencji, w której dzisiaj uczestniczymy, brzmi: "Polska kultura emigracyjna i dziedzictwo narodowe za granicą", co skłania do pewnej refleksji.

Ten tytuł zawiera w sobie wielkie bogactwo narodowe. Jeśli historia ostatnich 250-ciu lat była historią trudną, a nie stała się beznadziejną, to wielka w tym zasługa tego nurtu polskiego, tych działań polskich, które rozwijały się na emigracji.

My możemy mówić o tym, że ukształtowała się tradycja długiego trwania w historii, dzięki właśnie emigracji. Bardzo trudno jest oddzielić, kiedy mowa o polskiej emigracji, kulturę od polityki; trudno zrobić to i w kraju. Tam wszystkie działania Kościoła oraz w dziedzinie kultury i polityki jakby nakładały się na siebie i stanowiły bardzo żyzny grunt dla działań, których celem była Polska, Polska suwerenna. I dzisiaj w sali Senatu Rzeczypospolitej Polskiej w pierwszych rzędach zasiedli reprezentanci, przedstawiciele tego ogromnie ważnego dziedzictwa, jakim jest dziedzictwo emigracyjne.

I wydaje mi się, że ciągle za mało podkreślamy wagę, jaką ma dla nas to wszystko, co na emigracji robiono. Tu, kiedy widzę pana rotmistrza Ryszarda Dembińskiego, pana Janusza Morkowskiego, pana doktora Janusza Ciska, no a przede wszystkim księdza arcybiskupa Szczepana Wesołego, to zdaję sobie sprawę z tego, że siedzą przed nami ci, którym się należy szczególny ukłon, szczególne podziękowanie. I chciałem właśnie im podziękować, dziękuję w imieniu także placówki, która tak do końca nie wie, czy jest w pełni krajowa, czy też nie po trosze dzisiaj już emigracyjna, czyli o Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu, ponieważ ogromnie ważna część dziedzictwa Ossolińskich pozostała we Lwowie, w mieście, które stało się miastem leżącym poza granicami Polski, od którego jakby Polska odeszła.

Jeśli się zastanawiamy nad tym, jakie zadania stoją przed nami dzisiaj, to przede wszystkim zdawać sobie musimy sprawę z roli, jaką odegrała emigracja, także w ostatnim półwieczu, w ostatnich pięćdziesięciu kilku latach i próbować im pomóc, aby zdołali się dobrze przystosować do działalności w nowych warunkach.

Dziękuję. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję panu doktorowi.

Następny do głosu zapisał się ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski. Prosimy bardzo.

Ks. Zdzisław Peszkowski:

Brakuje mi tu dzisiaj obecności pana Stanisława Żurowskiego, Pełnomocnika Rządu do Spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą, bo jako pełnomocnik ma on szeroki zakres działalności i wielki ogląd tych spraw, o których dzisiaj tu mówimy. Ale myślę, że Państwo powiedzą mu, że mi brakowało go tu bardzo.

Byłem przeszło 40 lat poza Polską i jako Polak poza Polską na te sprawy patrzę w nieco inny, dziwny sposób.

Polska potrzebuje Polonii, Polonia potrzebuje Polski - to jest zakres zagadnień tak szeroki i wielki, że nie sposób krótko go przedstawić. Ja mam jednak taki jeden problem, który dotyka przede wszystkim Golgoty Wschodu. Kiedyś, kiedy się przyjeżdżało do Polski i prowadziło się pielgrzymki, to były dwa punkty, które dawne Towarzystwo POLONIA robiło, jako rzecz zasadniczą - żeby sądzić, że nie ma komunizmu i że nie ma Kościoła w Polsce. Wszyscy przyjeżdżali i można było tańczyć, można było śpiewać, można było patrzeć na Polskę, można było na Giewont nawet wejść. Ale tylko te dwa zagadnienia były najważniejsze - że nie ma Kościoła i że nie ma partii komunistycznej.

Odrobić teraz to, droga pani senator, to straszna robota. I tak długo, jak będą jakieś znaki zapytania co do uczciwości Polski w stosunku do wszystkich Polaków, którzy są poza Polską, dopóki to nie będzie postawione na odpowiednim poziomie, dopóki nie będzie pokazany dokładnie 17 wrzesień 1939 roku i to, co się stało po tym wrześniu, dopóty nie będzie załatwiona sprawa uczciwości. Ja nie chciałbym wchodzić w żadne jakieś bijatyki z "nimi", tylko chcę powiedzieć, że tak długo, jak to nie jest załatwione, nie będzie klarowne w rządzie polskim, w narodzie polskim, dopóty Polonia zagraniczna będzie zawsze chora i tej Polsce nie może dokładnie wierzyć. Kochać ją może, ale wierzyć jej nie może.

I to jest ten punkt właśnie, o którym byśmy sobie z panem Stanisławem Żurowskim trochę porozmawiali, gdyby tu był.

Mój problem jest taki, że zagadnienie całego Wschodu jako punktu zasadniczego wpływa na to, żeby Polska i Polonia były normalne. I to musi być konsekwentnie zrobione w imię sprawiedliwości, w imię czego tylko chcemy, bo bez tego nasza rzeczywistość będzie zawsze skażona i - co najważniejsze - Polonia na całym świecie będzie sądziła, że Polska jest tchórzliwa, że nie załatwia sprawy, skoro na przykład dzisiaj budowanie cmentarzy na Wschodzie idzie tak opornie. Oni mordowali, a my musimy cmentarze budować i to jeszcze tłumaczymy takimi rzeczami, że na przykład oni są biedni, jakieś tam inne trudności mają.

Więc chodzi o to, żeby uporządkować te sprawy.

Druga sprawa, którą mam, to jest to, że nasza telewizja jest, jaka jest. Na miłość Bożą, jeśli coś porządnego nadają, to po dwunastej godzinie - ja już tutaj nie chcę mówić o tej parszywej polityce, jaką mamy - tutaj winien być jakiś priorytet, Polonia świata powinna być pokazana i "przyniesiona" Polsce właśnie przez telewizję przede wszystkim. I nie taką udziwnioną jakąś, tylko rzetelną.

Jeżeli my tego nie zrobimy, to niektóre miejsca, choćby takie jak Liban czy inne, nigdy nie będą poznane w prawdzie. Tutaj musi być jakaś współpraca między telewizją - to jest zasadnicza sprawa, chyba, że znowu jesteśmy niepełnosprawni. Bo wiele rzeczy w Polsce tak się dzieje, że gdy na to patrzymy spoza Polski, to wygląda, jakby nasza ojczyzna najdroższa była po prostu niepełnosprawna.

I ostatnia rzecz, o której chcę powiedzieć. Drogi pan przede mną mówił, że z holokaustu Żydzi zrobili moc, dostali młodzież, która ma o czym myśleć, ma co czuć i o co walczyć. I zrobili z tego potęgę. Natomiast jeśli tylko u nas ktoś gębę otworzy na temat Golgoty Wschodu, to natychmiast oburzenie i nawet tutaj mówią mi, że znowu gadam o tych cmentarzach.

W tej chwili, co na sercu kładę jako jedną z najważniejszych spraw do załatwienia, jest to, że musi w Warszawie zostać zbudowany budynek, czy gmach, najlepiej przy placu Piłsudskiego przy Grobie Nieznanego Żołnierza, potężny budynek, do którego każdy będzie mógł wejść i zobaczyć to, co powinien każdy Polak zobaczyć, a zwłaszcza Polonia. Ten gmach musi nazywać się Golgota Polska Zachodu i Wschodu!

Jeżeli my takiego czegoś nie zrobimy i nie zdobędziemy się na wspólny wysiłek, aby taka pamiątka powstała, to znowu będziemy krajem niepełnosprawnym. Ta budowla możne być nawet budowlą potężną. W Waszyngtonie Holokaust Holl jest punktem zwiedzania Waszyngtonu. A gdzie my poślemy kogoś, kto przyjeżdża tutaj, żeby zobaczył, co znaczyła druga wojna światowa?

My mamy w stosunku do młodzieży ogromne zaniedbania, straszliwe, nie mówiąc już o podręcznikach szkolnych i innych, ale faktem jest, że do dzisiejszego dnia nie ma w tych podręcznikach pełnej prawdy.

Ale jest jeszcze gorsza sprawa - nie przekazujemy młodzieży tych mocy, które mieliśmy; nie przekazujemy tego młodzieży i tym, którzy do nas przychodzą. Także te trzy rzeczy. Miałbym jeszcze takich z pięć, ale trzy wystarczą. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Dorota Simonides:

Myśmy z zafascynowaniem słuchali, ale czas.

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Bardzo dziękuję księdzu prałatowi.

Następnym mówcą będzie pani Elżbieta Kindler-Jaworska:

Pani Elżbieta Kindler-Jaworska - Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, Warszawa:

Tym razem będzie bardzo krótko. Dziękuję za zaproszenie.

Chciałam powiedzieć, że rzeczywiście dostałam tu w Senacie ogromną porcję wiedzy i wiele wzruszeń, bo mieszkałam długo za granicą. Dowiedziałam się tu bardzo wielu rzeczy.

Chcąc jakby pociągnąć sprawy, o których przed chwilą mówił ksiądz prałat, ponieważ ja jestem od telewizji, od nowych technologii cyfrowych, jestem inżynierem z zawodu - chciałam powiedzieć, proszę księdza, że rzeczywiście w tej chwili jest tak, że wszystkie te wartościowe rzeczy w bardzo niewielkim wymiarze są przekazywane i wszyscy na to narzekamy. Pani senator o tym wie, bo nachodziłam ją opowiadając o przyszłości telewizji. Tak mi się wydaje, że telewizja publiczna, bo to jest jej rola - nie możemy oczekiwać wielkiej pomocy w tej mierze od telewizji komercyjnych, które gonią za pieniądzem - jeżeli ma rzeczywiście spełniać swoje obowiązki, a jest utrzymywana przecież z naszych abonamentów, czyli i społeczeństwo ją utrzymuje, musi wiedzieć, że spełnia służbę społeczną. Wydaje mi się, że jest wielka okazja, żeby od telewizji wymagać spełnienia tego obowiązku w związku z nową technologią.

Otóż telewizja publiczna chce poszerzyć swoją ofertę programową. Od razu chcę zaznaczyć, że nie jestem pracownikiem telewizji publicznej, jestem pracownikiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, ekspertem od nowych technologii cyfrowych. Telewizja publiczna ciągle mówi, że uruchomi nowe kanały tematyczne - informacyjne i edukacyjne.

I tak sobie wyobrażam, pani senator, że w rozmowach o przyszłości telewizji publicznej trzeba koniecznie wymagać, aby czy to w jednym, czy w drugim kanale zarezerwowany był stały czas, stały blok informujący Polaków w Polsce o życiu Polonii za granicą. Nie powinny przepaść ani rzeczy wielkie, o których mówiliśmy, patriotyczne, które mają wielką historię, ani te małe, krótkie historie, o których mówiła pani Abi Akar, a też ogromnie ważne, o życiu rodzinnym. To są heroiczne wysiłki tych małych społeczności. W podobnych duchu mówiła pani profesor Maria Filina, mówiła o walce o przetrwanie.

I rzeczywiście, jeżeli nasze pokolenie nie zabezpieczy tych wszystkich spraw, jeżeli ta wiedza kanałami telewizji publicznej nie dotrze do społeczeństwa, właśnie za pośrednictwem telewizji, a nie ma innego środka przekazu, to ta wiedza przepadnie. Ta wiedza, którą dostaliśmy tutaj, ograniczy się do naszego grona i do niewiele większego. Natomiast trzeba wykorzystać moc mediów.

Jeżeli od telewizji publicznej nie będzie się wymagało, niczego ona sama nie dokona, bo jak mówił pan doktor Janusz Cisek, inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, tam telewizja po prostu spełnia oczekiwania publiczności, wiem to, bo mieszkałam w Stanach. Stąd moje rozczarowanie, że te rzeczy nie są poruszane w Polsce, chociaż dotyczą bardzo ważnych osobistości polskich.

I dlatego, pani senator, w licznych dyskusjach o przyszłości telewizji publicznej koniecznie jest stawiać wymagania. Konieczna jest łączność dwustronna.

Innym problemem jest Telewizja POLONIA, która moim zdaniem powinna być też zupełnie inaczej skonstruowana. Były teraz wyprawy w kierunku Kazachstanu, ale jest to oddzielny problem. (Oklaski).

Otóż Telewizja POLONIA, przy której powstawaniu byłam, miała być od początku skierowana na Wschód, ale potem się okazało, że właściwie wszystko jedno, gdzie pójdzie. Tymczasem ten Wschód jest dla nas najważniejszy. I wydaje mi się, że powinna być też powołana jakaś grupa ekspertów, która zbada możliwości techniczne dotarcia na Wschód, bo dla nich, Polaków na Wschodzie, jest ona najbardziej potrzebna.

Drugą telewizją, która mogłaby to robić, pani senator, o której też wspominałam, to jest Telewizja Niepokalanów. Telewizja ta mogłaby pokazać szerzej, że tak powiem, życie duchowe Polonii. Niestety, Telewizja Niepokalanów ciągle nie może wyjść na swoje. Mam nadzieję, i bardzo jej tego życzę, że w końcu zaistnieje, bo na przykład teraz znaczną część czasu przeznacza na pokazanie życia biednych ludzi w Brazylii. Bo takie materiały dostaje. Ale to też jest taka telewizja niszowa, która mogłaby bardzo dużo mówić o życiu Polaków za granicą.

Dziękuję. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję bardzo.

Ponieważ tutaj padł głos ze strony księdza Zdzisława Peszkowskiego na temat roli Pełnomocnika Rządu do Spraw Polskiego dziedzictwa Kulturalnego za Granicą, chcę powiedzieć, że jest tu pani z Biura Pełnomocnika i go reprezentuje, zatem pozwolę sobie poza kolejnością panią poprosić teraz o krótką wypowiedź i za chwilę innych Państwa proszę o głos.

Pani Izabella Danis - Biuro Pełnomocnika Rządu do Spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą:

Chcę powiedzieć, że ja reprezentuję Biuro Pełnomocnika Rządu, a pan minister Stanisław Żurowski nie mógł dzisiaj, niestety, przyjść na tę konferencję, chociaż bardzo tego żałował, ponieważ jest dzisiaj spotkanie w Modlinie trzech resortów, na którym musiał być. Stąd bardzo przeprasza, pozdrawia wszystkich uczestników konferencji i ma nadzieję, że w następnym jakimś momencie spotka się z Państwem.

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Muszą powiedzieć, że nie jest to pocieszające. Ministra kultury też nie ma, powiedział mi, że jest dzisiaj posiedzenie rządu i że bardzo chce przyjść, dawno sobie ten termin zapisał. Niestety, jest posiedzenie rządu, z którego nie może wyjść. To wszystko jest bardzo trudne, nie pocieszające. A to co pani powiedziała, na razie jest nierozwiązanym problemem.

Chciałam prosić o zabranie głosu pana docenta Bolesława Orłowskiego.

Doc. Bolesław Orłowski - PAN:

Pani Przewodnicząca! Szanowni Państwo! Chciałem przede wszystkim bardzo podziękować za zaproszenie mnie tutaj.

Jestem pracownikiem Polskiej Akademii Nauk, zajmuję się między innymi osiągnięciami polskimi na obczyźnie, historycznie głównie, osiągnięciami inżynierskimi Wielkiej Emigracji. Miałem okazję stykania się z Polonią z różnych, że tak powiem, krajów i bardzo zaawansowanych, i znacznie mniej.

Przy okazji chciałem tu wyrazić swoją solidarność z wypowiedzią księdza prałata Zdzisława Peszkowskiego. Tak to się składa, że z naszą tożsamością narodową nad Wisłą jest gorzej często niż nad Tamizą czy gdzie indziej. Myślę, że przezwyciężymy kiedyś tę chorobę.

Chodzi o to, żeby wyciągnąć jakieś praktyczne wnioski z tego, że współpraca jest konieczna i że mamy mało pieniędzy, jak zwykle zresztą. To znaczy, po pierwsze, nie lekceważyć głosów, które tu słyszeliśmy, pochodzących od doświadczonych działaczy prężnych ośrodków polonijnych, bo myślę, że warto jest, żeby wszystko było koordynowane przez jedną osobę czy przez jedno małe ciało. Jeśli jest mało pieniędzy, to jest szczególnie ważne, żeby ich nie trwonić przez ruchy pozorne.

Możliwości dzisiaj się otwierają bardzo duże, bo tak jak dotychczas to nikt, nawet bardzo wybitne osoby, nie byłby w stanie niczego zrobić w różnych instytutach polskich za granicą, tak teraz współpraca z Polonią jest znacznie bardziej możliwa. Do propagowania polskości, polskiej kultury na obczyźnie, konieczna jest taka współpraca. Jest ona po prostu rzeczą nieodzowną.

I w tej sprawie można zrobić dwie rzeczy, które są bardzo tanie i osiągalne, tylko kwestia organizacyjna wchodzi tu w grę.

Po pierwsze, ostatnio się zwrócił do mnie mój przyjaciel zagraniczny, że chciałby coś o Polsce się dowiedzieć w jakimś języku kongresowym, czyli otrzymać jakieś małe wydawnictwo.

Otóż nic takiego nie potrafiłem mu zaproponować. Nie ma małej książeczki o historii Polski, na przykład po angielsku, po francusku, która by była dostępna w każdym ośrodku polskim za granicą, a najlepiej gdyby była napisana na przykład przez kogoś takiego jak Norman Davies, czyli obiektywnego obserwatora z zewnątrz. I to jest rzecz, którą naprawdę za bardzo małe pieniądze Senat może zafundować w ciągu paru miesięcy. Tak mi się wydaje. To jest jedna sprawa.

Druga sprawa jest następująca. Przy kontaktach z ludźmi ze Wschodu zauważyłem, że oni są bardzo spragnieni wiadomości o polskim dorobku kulturalnym, cywilizacyjnym, historycznym. Ale nie mają żadnej literatury. Mając jeden egzemplarz mojej książki Polacy Światu - skserowałem dla nich i wysłałem do Drohobycza. I to jest dla nich wielka historia.

Otóż mamy spory zasób ludzi, którzy potrafiliby coś takiego stworzyć w Polsce, zrobić to przy kosztach minimalnych, a wydanie czegoś takiego, co pokazywałoby Polakom w różnych krajach, że Polska "sroce spod ogona nie wypadła", to też jest dosyć ważne, zwłaszcza dla ludzi młodych i można by to było zrobić również w językach, na przykład po angielsku również dla Amerykanów, którzy nie bardzo już czytają po polsku, czy po hiszpańsku na przykład dla innych stref, czy może po portugalsku dla ludzi w Brazylii. Bo sprawy asymilacyjne przecież też przebiegały. Wiem o tych sprawach, bo rozmawiam z ludźmi ze swojego pokolenia, także z ich synami i z wnukami, i każdy z nim czego innego oczekuje. Potrzebne jest zatem wydawanie bardzo króciutkich rzeczy.

A poza tym jeszcze jedna rzecz - chodzi o współpracę w naszych badaniach. Otóż ja napisałem książeczkę, która się nazywa Osiągnięcie inżynierskie Wielkiej Emigracji, bardzo lakoniczną, ale mam tam spore luki, na przykład dotyczące Brazylii, a to powodu olbrzymiej odległości w czasie i w przestrzeni. Ludzie na ogół powtarzali to, co wcześniej inni napisali i nieścisłości powielano.

I ja teraz konfrontując fakty widzę, że jest mało prawdopodobne, żeby ktoś budował linię kolejową mając 4 lata, ale jeszcze mniej prawdopodobne, żeby ją zbudował po swojej śmierci, a takie rzeczy, niestety, w takich wydawnictwach się trafiają. Zatem bez pomocy jakichś ludzi tam na miejscu nie da się dobrze tego zrobić, ale może dzisiaj dzięki współpracy to już zaczyna być możliwe.

Przewodnicząca senator Dorota Simonides:

Służymy adresami.

Doc. Bolesław Orłowski:

Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękujemy panu profesorowi.

O zabranie głosu, proszę pana profesora Ryszarda Brykowskiego.

Prof. Ryszard Brykowski - Stowarzyszenie "Wspólnota Polska":

Pani Przewodnicząca! Ekscelencjo, Drogi Księże Harcmistrzu Prałacie, Szanowni Państwo! Panowie!

Reprezentuję Zarząd Krajowy Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" i w ramach tego Stowarzyszenia jestem kierownikiem Ośrodka do Spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą.

Chciałem poruszyć, jeśli mi się to uda, cztery problemy, ale przede wszystkim zabieram głos dlatego, że dziś w nocy wróciłem z Pokucia na Ukrainie. Byłem w kościołach odzyskanych w latach 1992-1993 przez księdza Piotra Buka, tego księdza, który za "szpiegostwo na rzecz Watykanu" usunięty został w minionych latach z Ukrainy.

W Pokuciu byłem na mszy w kościele polskim, jak mówią miejscowi, obu narodowości, na Mszy św. w języku polskim. W Kołomyi na wieczornej Mszy św. byłem w języku ukraińskim, poprzedzonej nabożeństwem majowym w języku polskim. Wcześniej rano w Stanisławowie i w Kołomyi młodzież przystępowała do pierwszej komunii św.; często ta pierwsza komunia była również pierwszą komunią dla wielu spośród ich rodziców.

Po 60-ciu latach rozbrzmiewa polska modlitwa i polski śpiew na Ukrainie. Tak samo jest na Bracławczyźnie, na Żytomierszczyźnie, tylko z tą niewielką różnicą, że tam jest to po przeszło 200 latach.

A zatem kim są ci urodzeni tam dziś Polacy? Jakie jest ich spojrzenie, pierwsze spojrzenie, na jakie niebo? Na polskie, ukraińskie, czy inne? Ja myślę, że jest trzeci rodzaj Polaka. Obok tego mieszkającego nad Wisłą i tego emigranta, jest też Polak, który jest poza granicami kraju, ale mieszka na swoim od kilku stuleci. Myślę, że o tym myśmy powinni pamiętać, bo taki Polak to nie jest emigrant.

Obradująca w Pułtusku w ubiegłym roku Europejska Rada Wspólnot Polonijnych podniosła problem, który jest niezwykle dla Wschodu istotny, od Bugu, Sanu, po Władywostok. To problem ukrainizacji Kościoła, to problem ruszczenia Kościoła. Gorzej, ruszczenia właśnie na Białorusi, bo tam raczej po białorusku rzadko się mówi.

Proszę Państwa, w czasie obrad podniesiono potrzebę stworzenia duszpasterstwa polonijnego również na Wschodzie, to znaczy rozciągnięcia tego duszpasterstwa z Zachodu po Wschód. I myślę, że jest to problem istotny i ważny, bo nie chodzi o to, że w Kołomyi rano była Msza św. w języku polskim, a po południu ukraińskim. To jest naturalne, to jest zrozumiałe, oni, nasi rodacy, są dziś na Ukrainie, są obywatelami Ukrainy. Tam przychodzą do Kościoła nie tylko Polacy. To jest zresztą zgodne z ideą powszechności Kościoła.

Ale chodzi o takie miejsca, że zamienia się tę jedyną Mszę św. w języku polskim na mszę w języku innym. I rozpacz tych ludzi, zawiedzionych ludzi, Polaków na Wschodzie. My od 5-ciu lat w Stowarzyszeniu mamy informacje, że tak właśnie dzieje się w wielu miejscach na Ukrainie. Proszę Państwa, to dwa problemy.

Trzeci problem to taki, że w moim Instytucie, gdzie pracuję, Instytucie Polskiej Akademii Nauk, obliczamy, że na terenach byłych kresów wschodnich, pomimo dwóch wojen światowych, pomimo tej rzekomo wielkiej rewolucji z 1917 r., pomimo tego, co było po drugiej wojnie światowej na tych ziemiach, znajduje się około 40% polskiego dziedzictwa kulturowego, zamkniętego tylko w samych zabytkach architektury. I to jest trzeci problem. Ja chciałem go Państwu przybliżyć, uświadomić i obyśmy o tym pamiętali.

I kolejny problem. Usilną naszą troską, to znaczy Pełnomocnika Rządu do Spraw Polskiego Dziedzictwa Kulturalnego za Granicą, pana ministra Stanisława Żurowskiego i Stowarzyszenia "Wspólnota Polska" jest już od dłuższego czasu Polska Biblioteka w Paryżu. Nie jest to problem łatwy i tani.

Z kosztorysu, który otrzymaliśmy niedawno, koszt odnowienia elewacji i wnętrz ma wynosić 4,5 miliona zł, a przecież od tego zacząć nie można. Tam jest problem dachu, tam jest problem osuszenia piwnic, tam jest problem wymienienia całej instalacji wodno-kanalizacyjnej, elektrycznej, telefonicznej i wszelkiej innej, jaka tam jest, a dopiero potem można przeprowadzić makijaż wnętrz i strony zewnętrznej.

Nie udało nam się pokazać Państwu naszej wystawy o polskim dziedzictwie kulturowym, bo w Sejmie zajęte są sale wystawiennicze, a wystawa nasza na ten temat obrazuje działalność Ośrodka, który ja reprezentuję na Wschodzie. Poza tym wszystkim prelegentom i tym, którzy chcą, mogę przesłać sprawozdanie z działalności naszego Ośrodka za lata 1993-1998.

I niech mi na koniec wolno będzie Państwu odczytać dwie króciutkie inskrypcje na dwóch tablicach w miejscowości Otynia, dawnego miasteczka polskiego, dzisiaj zapyziałej wsi.

Z 1910 r.: "Z okazji pięćsetnej rocznicy wiekopomnego zwycięstwa pod Grunwaldem Władysławowi Jagielle na chwałę, a nam na otuchę. Polacy z Otynia".

I z 1933 r.: "Obywatelstwo Otyni przekazuje potomności przywiązanie do wiary i kult pamiątek narodowych."

(Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję, panu profesorowi.

Jako następny zabierze głos pan Krzysztof Münich.

Pan Krzysztof Münich - Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie:

Szanowni Państwo! Chciałem powiedzieć parę słów na temat Instytutu Józefa Piłsudskiego w Londynie, który był wspomniany przez przedmówców, pana Ryszarda Dembińskiego i pana Janusza Morkowskiego. Chciałem dodać trochę więcej informacji o naszej instytucji naukowej, która się różni w dużym stopniu od innych instytucji czy organizacji za granicą, ponieważ jest odnowieniem, czy rekonstrukcją Instytutu Józefa Piłsudskiego, który działał w kraju przed wojną.

Naturalnie nie mógł być odtworzony po wojnie w kraju i został odtworzony i w Londynie i w Nowym Jorku, na emigracji, przymusowej emigracji, przez ludzi, którzy do Polski powrócić nie mogli, a którzy pracowali z Instytutem w Warszawie przed wojną.

Instytut jest nie tylko muzeum, a raczej muzeum jest tylko dodatkiem do Instytutu. Mamy obszerne archiwum i bibliotekę, która obejmuje okres dwudziestolecia niepodległości i lata przed odzyskaniem niepodległości w 1918 roku. Placówka koncentruje się na sprawach związanych z osobą Marszałka Piłsudskiego i ludzi z nim pracujących. Jest bardzo szeroki zakres informacji, które są dostępne dla publiczności, dla naukowców, którzy nas odwiedzali w okresie, kiedy nasz Instytut nie mógł nawiązać łączności z krajem. Wtedy tylko nieliczni z kraju mogli do nas, do Londynu, przyjeżdżać i korzystać z naszych zbiorów.

Mogliśmy, oczywiście, oddziaływać na społeczeństwo polskie za granicą, głównie na terenie Wielkiej Brytanii. Podzieliliśmy nasze role z Nowym Jorkiem. Instytut w Londynie raczej działał na terenie europejskim, a nowojorski na terenie amerykańskim.

Dziś działalność Instytutu się trochę zmieniła, nawet nie trochę, ale zasadniczo się zmieniła, kiedy sytuacja w Polsce również całkowicie się zmieniła wraz z upadkiem komunizmu. I tutaj jest pewien problem, bo nasz Instytut był nieprzygotowany na takie nagłe zmiany, mało kto z nas był przygotowany, tak że teraz musimy się zastanowić, jak nasza działalność może być kontynuowana na terenie kraju z jednoczesnym kontynuowaniem jej na terenie Wielkiej Brytanii.

Chcielibyśmy, żeby udostępnienie naszych zbiorów, naszych archiwów było ułatwione teraz dla publiczności, dla społeczeństwa w kraju. Jako sposób na ułatwienie koordynacji naszych działań i działań instytucji naukowych i osób na terenie Polski zaproponowaliśmy i zainicjowaliśmy z Instytutem w Nowym Jorku stworzenie Towarzystwa Przyjaciół Instytutu Józefa Piłsudkiego za Granicą. Towarzystwo skupi osoby ze świata naukowego, administracji i osób, które współpracowały z nami w poprzednim okresie i które teraz będą, mamy nadzieję, współpracowały dalej i będą ułatwiały współdziałanie Instytutu z osobami i z instytucjami na terenie Polski.

Dziękuję. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję bardzo.

Pan profesor Morkowski się zapisał, ale widzę że wyszedł.

Jako następny głos zabierze pan Andrzej Bator. Przepraszam bardzo, pan profesor Morkowski właśnie się pojawił, prosimy, pan profesor Janusz Morkowski.

Pan Janusz Morkowski - Muzeum Polskie w Rapperswilu:

Proszę Państwa, zmierzałem do konkluzji podczas wygłaszania referatu, kiedy mój czas się skończył. Teraz chciałem tę konkluzję jednak skończyć.

Pierwsza rzecz, że zarówno moje przemyślenia, jak i wszystko co słyszałem, prowadzą do jednej konkluzji zasadniczej, że nam trzeba w Polsce wspólnego naczynia, gdzie moglibyśmy znosić te doświadczenia, radzić i tworzyć jakąś spójną strategię, która nie podlega zawirowaniom wszystkich politycznych zwrotów w Polsce, tylko tworzy jakąś długofalową politykę, jakąś myśl.

Druga rzecz, to gdyby to stworzyć w jednym naczyniu, to nie ujmując wszystkim dotychczas działającym, którzy się dwoją i troją i dobrze pracują, byłoby dla nas wszystkich pożyteczne. Chodzi o to, żeby to było wspólne, bo tych pieniędzy wcale nie jest tak mało, jak się ciągle mówi. Bo jak to wszystko razem policzyć, to jest bardzo dużo pieniędzy. Jak słyszymy, ile Państwo na przykład pieniędzy dostajecie w tym Bejrucie, no to są śmieszne sumy, a jednak żyjecie i coś robicie.

Trzeba by stworzyć coś, co ja nazywam umownie Instytutem Polskim. Chodzi jeszcze o finansowanie tej działalności.

Ważne są tu pewne zasady, że finansować powinno się coś, co jest zgodne z jakimś długofalowym programem, a nie doraźnie. My w Polsce mamy tę chorobę jeszcze "poludową", że się zewsząd wyrywa środki, ministrowi się wyrywa, pełnomocnikowi, Senatowi, "Wspólnocie Polskiej", wszystkim się wyrywa.

Każdemu trzeba pomagać, ale byłoby lepiej, gdybyśmy mieli spójną jakąś strategię i do tego można by się przykładać wspólnie i radzić, jak my te wspólne, polskie pieniądze mamy brać.

Powinno się wspierać tych, którzy skutecznie działają, to znaczy winny być jakieś kryteria, ocena skuteczności tych naszych działań, a nie po prostu się daje, bo jest fajne, albo przez sam fakt, że coś istnieje, to trzeba mu dać. Jednak trzeba patrzeć na to, co z tego wychodzi.

Następna rzecz, która jest normalna w kulturze na Zachodzie, na przykład u nas w Szwajcarii, to fakt, że nie ma ministerstwa kultury, w ogóle nie ma żadnych osób, które się kulturą z urzędu zajmują. Ale kultura się odbywa, wszystko się odbywa i to bardzo dobrze i bardzo często na wysokim poziomie.

Po prostu kultura powinna być inicjatywą społeczną, oddolną, a urzędowe czynniki, państwo, społeczeństwo, powinno popierać tę kulturę, te inicjatywy. I te inicjatywy społeczne, których przykładem są nasze instytucje Stałej Konferencji Bibliotek, Muzeów i Archiwów Polskich na Zachodzie, trzeba wspierać i im dołożyć trochę, żeby mogły działać, to znaczy "dawać te wędki, a nie te ryby".

I ostatni wniosek - należy na równi traktować instytucje rządowe, państwowe, czy prywatne, bo nasze instytucje tak samo działają jak inne instytuty, na przykład Instytuty Kultury Polskiej.

I pewna myśl zasadnicza jest taka, że jeżeli my byśmy działali skutecznie, tak jak ktoś inny, to trzeba nam pomagać, a jeżeli tamten skutecznie działa - to jemu pomagać, po prostu tym pomagać, którzy umieją coś zrobić.

A na zakończenie coś o naszym nieobecnym ministrze kultury, który zresztą niegdyś dokładnie skomentował to, co tutaj powiedziałem. Mianowicie obecnie nam panujący minister kultury Andrzej Zakrzewski napisał w liście otwartym we "Wprost" pewną rzecz, co mi się okropnie spodobało i dlatego Państwu zacytuję to na zakończenie.

"Marzy mi się takie ministerstwo kultury, które zamiast dzielić równo, będzie wspierało wszystkich przyczyniających się do rozwoju kultury. Właśnie nie dzielić, tylko pomagać. Resort dbający zarówno o interesy twórców, jak i odbiorców, nie taki, który podnosi poziom kultury w cudzysłowie, bo tego robić nie jest w stanie, ministerstwo nie może poziomu kultury podnosić, ale sprzyja temu procesowi podnoszenia kultury, które jest procesem społecznym.

Jeśli nie wyraziłem się jasno, to pomyśl, drogi Tymie - tak pisze do Stanisława Tyma - czy Adam Mickiewicz napisałby Pana Tadeusza lepiej, gdyby miał ministerialne stypendium? Nie, minister nie zrobiłby Mickiewicza z Mickiewicza, tylko po prostu Mickiewicz był Mickiewiczem, ale gdyby go wtedy ktoś zauważył, to trzeba by było mu pomóc".

Dziękuję bardzo. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękujemy panu profesorowi.

Pan Andrzej Bator, prosimy.

Pan Andrzej Bator - Nowy Jork:

Szanowna Pani Senator, Szanowni Państwo! Ja jestem śpiewakiem emigrantów, mieszkam w Nowym Jorku i w Warszawie. Kiedy przyjechałem do Ameryki, poznałem wiele słynnych osobowości, poznałem słynną Polę Negrii, o której tutaj może się nie wspomniało, ale to była Polka, Apolonia Chałupiec z Lipna, która wybudowała Kościół w Los Angeles. Słynny jest też, między innymi, profesor Sadłowski, który w 1962 r. dostał złoty medal Paderewskiego, a jego uczniowie są dziś największymi pianistami świata. Takich jest wielu.

Jako śpiewak poznałem emigrację właśnie tę, z którą się spotykałem. I chciałem powiedzieć, że to Kościół pomógł przetrwać emigrację w najcięższych momentach. Gdyby nie Kościół, to emigranci położyliby się na ulicy, bo człowiek jest słaby, i po prostu by gdzieś znikli, ale właśnie dzięki Kościołowi przetrwali.

Uczestniczymy w Stanach Zjednoczonych w pielgrzymkach, które wyruszają do amerykańskiej Częstochowy, bo taką mamy w Pensylwanii, a zbudował ją ojciec Michał Zembrzuski. Pierwsza pielgrzymka w historii Ameryki liczyła 29 osób. Z nas się wyśmiewano, że my idziemy pieszo w Ameryce do Częstochowy, a ja mówię - idźmy, ufajmy.

Na pielgrzymce śpiewałem pieśni maryjne, układałem te pieśni, z gitarą śpiewałem i ja mówię, ufajmy, bo mamy doświadczenie z pielgrzymek naszych z Warszawy do Częstochowy. I dzisiaj pielgrzymki liczą po 1000, po 2000 ludzi. Idą Amerykanie, idą Latynosi.

I jeżeli można, taki dam przykład, że jak człowiek ufa, może dużo zrobić, kiedy jest ten kontakt z ludźmi, kiedy działa się na niwie przyjaznej, kiedy się nie kłócimy, kiedy możemy porozmawiać, a nie tylko myśleć o swoich interesach.

Następna rzecz, którą chciałem tu powiedzieć - uważam, że należy propagować osobistości emigracyjne. Przecież tylu było znakomitych ludzi, którzy tam, w Ameryce, zaczynali od zera, którzy wyjechali, uciekli z kraju i tam przeżyli. Dobrze byłoby wydać jakąś taką encyklopedię, książkę opisującą ich życie i to, co osiągnęli.

Spotykam się z kimś na emigracji i okazuje się, że ja nic o nim nie wiem. Dobrze byłoby, aby taka encyklopedia powstała w języku polskim, angielskim, hiszpańskim, bo wielu w Ameryce po hiszpańsku mówi, a więc najlepsza byłaby encyklopedia trójjęzyczna, do tego podręczny słownik, album z pięknymi fotografiami.

W zeszłym roku byłem zaproszony jako juror międzynarodowego Festiwalu Filmów Katolickich do Niepokalanowa. Filmy, takie jak "Modlitwa" dostały tam Grand Prix, ale one nie mają szansy w ogóle zobaczenia świata, bo te filmy są gdzieś po prostu zupełnie zagubione, a powinny być właśnie promowane filmy polskie, nasze sanktuaria, które mamy i które są kolebką kultury polskiej. Muszę powiedzieć, że wtedy jako juror zwracałem uwagę na duchową sferę tych filmów, bo nie można robić filmu religijnego i pokazywać na przykład ludzi, nasz naród, jako zupełnie zubożały. Przekonywałem, że my jesteśmy katolicy, a Częstochowa jest naszym centrum kultury duchowej. Pan reżyser, który ten film zrobił, miał do mnie pretensję, że zakwestionowałem film. Powiedziałem mu, że Wieczernik nie może być pusty w Częstochowie, bo on pusty nie jest, powiedziałem - pan nie był w Częstochowie, gdyby pan zobaczył Wieczernik i jak idą te tłumy pielgrzymów, zobaczył, jakie są nawrócenia, zmieniłby pan zdanie. Często emigranci przyjeżdżają tam z całego świata i nie można pokazywać im czegoś, co jest nieprawdą.

Chciałem tu powiedzieć jeszcze, że trzeba też zachęcić młodych ludzi, którzy mieszkają poza krajem, którzy na emigracji mają już swoją rodzinę, by się organizowali, bo oni chętnie też by się może nawet przyłączyli do instytutów, do organizacji różnych. Ale często bywa, że są jakieś takie nieporozumienia, bo jeden jest starszy, a drugi ktoś młody i często niechętnie tych ludzi młodych się wpuszcza do różnych organizacji polonijnych, nie daje się szansy, żeby ci ludzie mogli coś pokazać. Dlatego apeluję - dajmy szansę ludziom młodym, bo tyle jest do zrobienia, i tyle można zdziałać.

Kiedy byłem zaproszony do Akademii Wojskowej w West Point, zaśpiewałem tam koncert "Polskie kwiaty". Przyszli potem do mnie emigranci i mówią: - o Boże, my tutaj nigdy takiej pieśni nie słyszeliśmy.

Chciałem powiedzieć jeszcze, że my, Polacy, wszędzie jesteśmy i mamy co pokazać, mamy wspaniałych ludzi, tylko trzeba to bardziej promować, pokazać, małym jakimś nakładem, jakąś taką małą cząstką. Telewizja w ogóle nie jest zainteresowana emigracją, ale trzeba naciskać media, bo przecież my też jesteśmy narodem i mamy prawo do tego, aby nas pokazywać. Nie można nam odbierać wartości naszych duchowych, religijnych.

I dziękuję jeszcze za zaproszenie. Na koniec chcę może nie powiedzieć, ale zaśpiewać taką pieśń, którą sam skomponowałem, pieśń do Matki Emigrantów, która kończy się właśnie tymi słowami. "O Maryjo, Matko Emigrantów, o Nadziejo podaj nam swe dłonie, o Maryjo Matko Emigrantów, weź w opiekę serca zagubione...".

Dziękuję. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Bardzo dziękujemy panu Andrzejowi za wielkie przeżycie.

Następnym zapisanym do głosu jest pan Tadeusz Kaczyński.

Zapisałam do głosu również księdza arcybiskupa, przepraszam że w kolejce.

 

 

Pan Tadeusz Kaczyński - Warszawa:

Ja myślę, że to może nie przypadek, a chyba Opatrzność jakoś kieruje nami, że po panu Andrzeju Batorze, który zaśpiewał, ja będę mówił o muzyce. Jestem muzykologiem z zawodu i właśnie pod adresem pana Batora powiem, że KUL wydaje, choć głównie w języku polskim Leksykon kultury polskiej na obczyźnie. Pierwszy tom już chyba wyjdzie na jesieni, tutaj zresztą obecny jest redaktor, pan Krzysztof Dybciak. KUL oczekuje na pewno również od Państwa, którzy mieszkają za granicą, jakichś informacji, przede wszystkim o artystach, no nie można zapewne umieścić wszystkich haseł, ale są przewidziane dalsze tomy.

Ja akurat jestem redaktorem działu muzycznego, ale tutaj reprezentuję Filharmonię imienia Traugutta. Dziękuję serdecznie za to bardzo zaszczytne zaproszenie, które rozumiem jako zaproszenie dla instytucji, w cudzysłowie instytucji, którą kieruję, którą założyłem w stanie wojennym, no i o niej właśnie kilka słów chciałem powiedzieć, bo ona też pewną rolę kulturową może spełniać.

Dotychczas uważaliśmy, zwłaszcza w stanie wojennym, że to, co my robimy, co jest ważne, to są oczywiście pieśni, to są programy związane z najważniejszymi wydarzeniami naszej historii, programy muzyczne - ale połączone również z odpowiednimi tekstami, nie z poezją, bo nie robimy akademii, tylko na przykład program poświęcony Konstytucji 3 Maja, który połączony jest z czytaniem, z recytowaniem najważniejszych fragmentów Konstytucji, a na przykład program związany z rokiem 1918 obejmuje teksty dwóch najwybitniejszych postaci tej epoki, tego wydarzenia, czyli Piłsudskiego i Paderewskiego. Zresztą niektórzy spośród Państwa chyba oglądali nasz program 10 listopada w Teatrze Wielkim, to była pierwsza część tego uroczystego programu.

Nie zamierzam tutaj, oczywiście, reklamować zespołu, ale chcę powiedzieć, że mamy 10 programów - mogę służyć folderem - związanych ze wszystkimi najważniejszymi wydarzeniami naszej historii, od Konstytucji 3 Maja, poprzez insurekcję kościuszkowską, powstanie listopadowe, powstanie styczniowe, odzyskanie niepodległości, powstanie warszawskie, polskie hymny, itd.

Chciałbym dodać, że w tych sprawach służę konsultacją i cieszę się, że niektóre instytucje emigracyjne korzystały już z takich konsultacji, jak chociażby w Nowym Jorku w sprawie programu związanego z Konstytucją 3 Maja, i tam ta uroczystość w jakiejś mierze oparta była na naszych materiałach. Chcę zapewnić, że taką pomocą zawsze jestem skłonny służyć.

Oczywiście jeżeli zaistnieje możliwość, to również jesteśmy gotowi przyjechać gdziekolwiek.

Tak jak powiedziałem, na początku naszej działalności uważaliśmy, że najważniejsze jest to, co robimy dla młodzieży, dla tych ludzi, którzy w związku z okresem PRL-u nie mieli kontaktu z pieśnią patriotyczną, bo była ona przeinaczona. Przez pewien okres byłem kierownikiem artystycznym Zespołu Wojska Polskiego, a tam śpiewano znaną piosenkę spod Racławic '"Albośmy to jacy tacy, ino chłopcy krakowiacy, harda w nas dusza, nie boimy się Rusa, Prusa". To ostatnie było zmienione na "nie boimy się kontusa". I to dopiero musiałem prostować. Wiadomo, że tam chodziło o zupełnie co innego.

Chciałem powiedzieć o takiej rzeczy, która może Państwa zainteresuje, która tutaj nie zaistniała w tej dyskusji, przepraszam że tak mówię szybko, patrzę na ten zegar, ale nie chciałbym przeciągnąć, jednak kilka ważnych rzeczy mam do powiedzenia.

My oczywiście teraz uważamy, że najważniejszym naszym działaniem jest występowanie we Lwowie, w Krzemieńcu, w Grodnie, w Wilnie, itd., i robimy to w miarę możliwości. Niestety, pomocy mamy niewiele, zwłaszcza ostatnio, no bo nie możemy zawsze występować honorowo. Honorowo występujemy, oczywiście, dla Papieża, teraz także będziemy występować i jesteśmy związani z duszpasterstwem środowisk twórczych, natomiast nie możemy za własne pieniądze stale gdzieś tam jeździć.

Mówimy tutaj głównie o kontakcie, o jakimś lepszym zrozumieniu, zbliżeniu Polaków tu i Polaków na emigracji. Ale jeszcze jest jedna sprawa, chyba bardzo ważna dla Państwa żyjących na emigracji, a chodzi mi o kontakt z miejscową ludnością, po prostu z ludźmi tego kraju, w którym żyjecie.

Dwa lata temu mieliśmy koncert z okazji 3 Maja w Berlinie, to był koncert w centrum Berlina w kościele ewangelickim i pastor czytał teksty Konstytucji po niemiecku, a pieśni były - tu mam program - pieśni były oczywiście po polsku śpiewane, ale program był wydrukowany i były komentarze dotyczące każdej pieśni. Po koncercie Niemcy przychodzili i mówili - coś nadzwyczajnego, że wy macie takie wspaniałe programy muzyczne z okazji rocznic, natomiast my mamy przy podobnych okazjach tylko referaty, wykłady, nudne rzeczy. A ja na to oczywiście odpowiadałem, że to troszkę dzięki właśnie naszym zaborcom, bo pieśń to była nasza broń.

Na zakończenie chciałbym powiedzieć, że mamy wspaniały narodowy repertuar muzyczny, ponieważ najwięksi kompozytorzy polscy składali haracz, że tak powiem, na ołtarzu ojczyzny, Chopin, Paderewski, itd., wszyscy po prostu, aż do Andrzeja Panufnika. Dlatego też tak wartościowy repertuar możemy dziś prezentować i nawet chlubić się tym wobec zagranicy.

Dziękuję. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję.

Następnym mówcą będzie pan Marek Barański, potem ksiądz arcybiskup.

Pan Marek Barański - Stowarzyszenie Konserwatorów Zabytków:

Pani Przewodnicząca, Drodzy Zebrani. Chciałem tutaj powiedzieć o moich refleksjach na temat właśnie promocji kultury polskiej, jej osiągnięć i pewnych uwarunkowań, które w jakiś sposób w końcu XX wieku istnieją.

Proszę Państwa, ja jestem konserwatorem zabytków i działałem w różnym układzie - i na Bliskim Wschodzie i na Zachodzie i na wschodzie Polski też. Ale mam taką refleksję, że nasze osiągnięcia, te, którymi w jakiś sposób możemy się chwalić, nie są, praktycznie rzecz biorąc, wykorzystywane. To jest to, co tutaj pan dyrektor Brykowski powiedział - istnieje brak takiej instytucji, która by w jakiś sposób potrafiła spójnie łączyć różne elementy, robić z tego pewnego rodzaju wiązankę problemów. Na przykład osiągnięcia polskich konserwatorów to nie tylko kwestia ich zdolności, tego, że oni coś potrafią. To są również te polskie zabytki, które oni w jakiś sposób konserwują i można je pokazać, tę ich niesamowitą pracę przy zabytkach innych narodów.

Pracowałem przez wiele lat w PKZ-ach i wiem, że polscy konserwatorzy pracowali, praktycznie rzecz biorąc, od Azji po Amerykę. I tak na dobrą sprawę, kiedy PKZ-ty "rozeszły się" w tej nowej Polsce, to i świadomość, że Polacy potrafili pracować przy zabytkach kultur wschodnich i południowych, też znikła, bowiem brakuje tej instytucjonalizacji.

Mimo wszystko ja staram się promować kulturę polską również osobiście podczas każdego swojego wyjazd za granicę na konferencje naukowe, żeby również coś o tej Polsce, o tej konserwacji zabytków polskich powiedzieć. Miałem i mam bardzo dobry układ z Instytutem Polskim w Londynie i ile razy mam jakąś możliwość wyjazdu gdziekolwiek, staram się z sam z siebie zaproponować taki referat, by przy okazji swojego naukowego wykładu również o Instytut zahaczyć.

Myślę, że warto wciągać innych ludzi do pracy - jeżeli coś potrafisz, powinieneś komunikować się z ludźmi. Stwórzmy możliwości, taką arenę, żeby do Polski, do kultury polskiej wchodziły zupełnie nowe kręgi osób, które nie tyle są może zainteresowane polskim budownictwem drewnianym czy murowanym, ale pewnymi problemami technicznymi, które mogą poznać z okazji spotkania drugiego człowieka.

Jest jeszcze trzeci problem, który wydaje mi się bardzo istotny. Mam taką refleksję z moich wyjazdów na Litwę, na Ukrainę, na Węgry nawet, że Polska traci - w ostatnim dziesięcioleciu - swoją atrakcyjność, nie dla Polaków emigrantów, którzy w jakiś sposób sercem są z nami, ale dla naszych partnerów w przyszłości, którzy kiedyś będą z nami współpracowali, bo są naszymi sąsiadami. I mam takie dziwne wrażenie, nie wiem, może się mylę, że jakoś mniej jest tych młodych ludzi z Węgier, którzy do Polski przyjeżdżali masowo w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, bo Polska była dla nich atrakcyjna, była ostoją wolności, swobody, mieli coś, czego nie mieli tam.

Również dla całego pokolenia Litwinów, które tak swobodnie mówi po polsku, a którego to języka nauczyli się, bo słuchali polskiego radia, bo się z tą Polską w jakiś sposób kontaktowali, żeby wyjrzeć na świat zewnętrzny, dla nich w tej chwili Polska straciła ten aspekt atrakcyjności.

Jeżeli zatem nie będziemy w jakiś sposób wciągali nowego pokolenia, młodego pokolenia, poprzez różnego rodzaju kontakty - mogą to być muzyczne, taneczne, plastyczne, konserwatorskie, literackie spotkania z młodzieżą, itd. - to u naszych sąsiadów może dojść do takiej sytuacji paradoksalnej, że z naszymi sąsiadami będziemy mogli się komunikować po angielsku, po francusku, ale nie w naszym naturalnym słowiańskim języku.

To właśnie chciałem Państwu dzisiaj w jakiś sposób zasygnalizować, powiedzieć, że nie ma obecnie tego przełożenia na nowe pokolenie i że my straciliśmy swoją atrakcyjność. Jak to będzie w XXI wieku, zobaczymy, jesteśmy w końcu XX.

Dziękuję państwu bardzo. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję bardzo.

Chciałam Państwa poinformować, że jeszcze 5 osób zapisało się do głosu i jest to już lista zamknięta, ponieważ musimy podsumować konferencję, co zrobimy z panią senator bardzo krótko. Proszę wybaczyć nam, ale czas jest ograniczony.

Następnym mówcą będzie ksiądz arcybiskup, a potem pan Józef Adamski.

Ks. abp Szczepan Wesoły - Centralny Ośrodek Duszpasterstwa Emigracyjnego w Rzymie:

Ponieważ zostało tu wspomniane duszpasterstwo, muszę odpowiedzieć. Otóż ja myślę, że jest pewne nieporozumienie, z którym spotkałem się już w Pułtusku, gdzie zabierano głos, ale mówcy nie bardzo znali sprawę.

Otóż, emigracja przyjeżdża do jakiegoś kraju, gdzie jest Kościół lokalny i wchodzi do tego Kościoła lokalnego, to znaczy nie wchodzi, tylko spotyka się z tym Kościołem lokalnym, który tam ma swoje struktury.

To jest tak, jak pan profesor powiedział, że usiadło trzech panów i poprzesuwało granice, z tych ludzi uczynili emigrantów, ale oni nie wchodzą do Kościoła lokalnego, oni są tym Kościołem lokalnym. I tam jest zupełnie inna struktura.

Jeżeli natomiast emigracja polska pojechała do Francji i we Francji był Kościół, istniał, a emigranci przyjechali i potrzebowali swoich struktur, to je tworzą. Na Wschodzie Polacy nigdzie nie przyjeżdżają, oni są tym Kościołem lokalnym, a więc to jest zupełnie inny problem. Ja mogę mieć rektorat misji w różnych innych krajach, ale nie na Wschodzie.

I teraz jest ten problem, który jest dyskutowany bez końca, ale na temat którego było bardzo dużo publikacji i różnych wypowiedzi. Tymczasem ci ludzie, zwłaszcza młodzież tam urodzona nie zna języka polskiego, nie umie się nim posługiwać, to jak mam do nich mówić? Ja muszę do nich powiedzieć, ja mam ten przekaz wiary zrobić - do nich. Jeżeli oni po polsku nie umieją, to jak ma ten ksiądz mówić do nich? To znaczy, on ma najpierw uczyć po polsku, a potem katechizować. Owszem jest wiele przesady w tej działalności u niektórych księży i sióstr zakonnych, którzy wychowali się w Polsce Ludowej, nie znają przeszłości i nie wiedzą, które są polskie tereny. To jest jakiś błąd z naszej strony i tych, co na Wschód idą; nie przykładamy się, żeby znali historię nie taką, jaka była w PRL-u, tylko jaka była ta historia autentyczna. Ale ten problem istnieje.

Ja jestem duszpasterzem dla pierwszego i tak zwanego trzeciego świata, nie dla drugiego świata, bo w drugim świecie była inna sytuacja i myślę, że to jest bardzo ważne zagadnienie. Nie można porównywać sytuacji, która jest w jakimś kraju na Zachodzie z sytuacją, która jest na Wschodzie i z tymi Polakami, którzy tam żyją. Tam można dyskutować na temat mniejszości narodowej, ale i sam problem, co to jest mniejszość narodowa, wymaga jakiegoś sprecyzowania, stanowiska struktur rządowych i jakichś umów bilateralnych. Jeżeli rzeczywiście będą te umowy bilateralne z danym krajem, no to wówczas będzie można w oparciu o te umowy bilateralne tak czy inaczej prowadzić sprawy Polaków.

Jeżeli dziś w niektórych krajach jest wrogość przeciwko mniejszości narodowej, to jest to problem bardzo złożony. Tak można powiedzieć, bo tak to wygląda z zewnątrz - to jest problem bardziej złożony.

Ponadto myślę, że my tutaj dyskutując, słuchając dyskusji pomijamy dwa różne problemy, które umknęły w tej dyskusji. Jeden problem to jest twórczość, szeroko pojęta twórczość, archiwa, muzea, biblioteki, które trzeba zachować i konserwować. Ale z drugiej strony jest problem młodego pokolenia, któremu ja muszę kulturę przekazać. To nie ma nic wspólnego z zachowaniem muzeum, choć gdzieś tam będzie się to wszystko łączyło, ale to jest zupełnie inny problem.

Ja tutaj mówię o problemie tego młodego człowieka, któremu chcę przekazać wartości kultury polskiej. Zaczynam od języka, może nie koniecznie ten język taki będzie, jaki powinien być, ale tu chodzi o człowieka, a nie o zabytki. Jest problem konserwacji zabytków, ale jest też problem człowieka.

Nie można mówić o emigracji jako takiej, bo emigracja jest w ciągłej ewolucji, ciągle się rozwija, ciągle wchodzą nowe pokolenia, tymczasem nikt właściwie nie bierze pod uwagę tych nowych pokoleń, które przychodzą.

I jeszcze jedna rzecz. Nikt nie bierze pod uwagę warunków ekonomicznych, które zmieniają emigrację. Jeżeli jeszcze na początku lat sześćdziesiątych w północnej Francji było 150 tysięcy Polaków robotników, to teraz tam nie ma nikogo, bo wszystkie kopalnie zostały zamknięte i nie ma miejsca pracy.

Dziś, gdy idę w północnej Francji do kościoła, staję przed tym kościołem, to mogę zobaczyć, że 90% ludzi jest po sześćdziesiątce. Tam nie ma młodzieży, bo tam nie ma co robić, nie ma pracy. A więc to jest jakiś problem, którego nikt nie zakładał, nikt go nie przewidywał, ale on jest. I to są te elementy, które wpływają na to, żeby do niego inaczej podchodzić, to znaczy trzeba szukać sposobu, żeby odnaleźć to młode pokolenie na emigracji.

Myślę zatem, że co innego jest konserwacja zabytków, muzeów, to co pan Bolesław Orłowski przedstawił, to jest jak najbardziej potrzebne, ale to jest zupełnie inne zagadnienie. Tutaj powinno państwo współuczestniczyć jak najbardziej, bo to jest część kultury polskiej i część naszego dziedzictwa, ale drugim problem jest, co z tym nowym pokoleniem zrobić.

Otóż ja mogę tylko tyle powiedzieć z doświadczenia, a myślę, że tego doświadczenia trochę mam, bo ja prawie co niedzielę jestem w jakimś innym ośrodku emigracyjnym. Ludzie wyjeżdżający, ta emigracja lat osiemdziesiątych to jest emigracja, która nie ma - choć nie chcę uogólniać, jednak w dużej mierze jednak tak jest - poczucia świadomości, odpowiedzialności patriotycznej. Jeśli mają uczyć w szkole, to trzeba im zapłacić, co emigrantom z lat czterdziestych, pięćdziesiątych nie przyszłoby do głowy, oni szli i uczyli, uważali, że tak trzeba robić. Teraz młodsi powiedzieli mi: jak mi zapłacicie, to ja będę uczył.

To jest problem zupełnie innego punktu wyjścia i myślę, że tu jest to zagadnienie, które jest bardzo złożone.

Jaka będzie z tego przyszłość? Na razie chcemy tych, którzy są już związani, związać jak najbardziej z tą polskością.

Tutaj padło określenie, że wielokulturowość - to znaczy żadna kultura. Nie wiem, może tak jest, ale my na Zachodzie na pewno mamy każdego człowieka dwukulturowego. Dwukulturowość jest tam autentyczna, bo jeżeli w domu matka ma dziecko, to wychowuje je w języku polskim, mówi po polsku, bo są w tym domu polskie obyczaje, ale dziecko idzie do miejscowej szkoły i tam spotyka się z inną rzeczywistością. Dlatego na pewno każdy młody człowiek z nazwy jest dwukulturowy, z tym, że ja muszę temu młodemu człowiekowi powiedzieć - jak ty się będziesz uczył po polsku, to będziesz bogacił tę polską kulturę i sam będziesz bogatszy jako człowiek. Muszę mu wytłumaczyć, że to nie jest jakieś zubożenie, że to wymaga wysiłku. Pewnie, że wymaga wysiłku, wysiłku wymaga od rodziców, nie od tego młodego człowieka. Bo jeżeli jest tam ta szkoła polska, gdzie została założona, wtedy rodzice muszą dziecko zawieźć do niej, muszą czekać, a potem muszą dziecko odebrać ze szkoły, przywieźć i to jest dla nich wysiłek; dla tego młodego człowieka także, bo może by sobie pobiegał, a tak będzie siedział w szkole. Ale to jest jakieś wytworzenie odpowiedzialności, wytworzenie atmosfery.

I właśnie to, czego w tej najnowszej emigracji brak, to jest to, że właściwie nie ma tej atmosfery.

Jeżeli jest jakiś twórca, to musi mieć odbiorcę tego, co tworzy. Jeżeli jakąś powieść napisze, musi mu ktoś tę powieść wydrukować i musi mu tę powieść rozpropagować i jeszcze ktoś przeczytać.

Jeżeli jest jakiś artysta malarz, to musi mieć zamówienie, musi ktoś jego dzieło odczytać, odebrać. I to jest zupełnie inny problem. I myślę, że my tutaj tę atmosferę musimy wytworzyć, ale musimy jednocześnie rozdzielić dwie rzeczy - czymś innym jest konserwacja zabytków, jak najbardziej konieczna - i tutaj powinno państwo wspomagać działania, bo to jest dziedzictwo historyczne - a czymś innym jest nauczanie tego młodego człowieka, który tam na emigracji żyje.

Tu mogę dać jeden taki przykład, który mi się przydarzył 4 tygodnie temu w Szwajcarii. Otóż żyje tam pewna matka, której córka to jedna z tych Polek, które w Libanie wyszły za mąż za Araba, a on z kolei jest urodzony w Anglii z wojennego amerykańskiego pokolenia. Para ta miała dziecko i oni mówią mi tak - myśmy ze sobą mówili po angielsku, ale jak urodził się ten chłopak, automatycznie przeszliśmy na język polski i w domu mówimy tylko po polsku, chociaż syn w Szwajcarii musi znać dwa języki przynajmniej, a trzeciego, angielskiego, też się uczy. Jednak syn musi znać autentycznie język polski. Opowiadali mi, że kiedy rodzina ta w zeszłym roku przyjechała do Polski i wyszli z lotniska, to chłopak, który ma obecnie10 lat, tak do mówi do swego taty: - Tato, tu wszyscy po polsku mówią!

Dlaczego tak się zdumiał? No bo język polski był jego językiem w domu. To przykład na ukształtowanie człowieka. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękujemy księdzu arcybiskupowi.

Następnym mówcą jest pan Józef Adamski.

Proszę państwa, prosimy o dyscyplinę czasową ze względów zasadniczych.

Pan Józef Adamski - Fundacja Pomocy Szkołom Polskim na Wschodzie im. T. Goniewicza:

Proszę Państwa, kontynuując myśl Jego Ekscelencji, pozwolę sobie odpowiedzieć na niektóre wątpliwości. Nasza Fundacja podjęła to dzieło pracy organicznej od podstaw, pracy dla dziecka poza granicami kraju. Chyba nie będzie przechwałki mojej w tym, że powiem, iż wydaliśmy po raz pierwszy w historii Polski podręczniki do nauczania w czterech pierwszych klasach wraz z całym dodatkowym wyposażeniem, a więc zaczęliśmy wydawanie pozycji traktujących o wartościach, o kulturze polskiej, "Rotę", itd. W sumie to jest 2 miliony egzemplarzy rozprowadzanych po całym świecie, w 52 krajach.

Mam przed sobą biografię naszych wydanych pozycji, i ta lista zawiera dokładnie 1522 pozycje. Jest to czarna robota.

I tutaj ukłon chciałem złożyć tym osobom, które są na sali, przede wszystkim Senatowi RP, który nam pomaga i to bardzo dużo, serdeczne dzięki, bo tej czarnej robocie naprawdę trzeba pomóc i to dużo. Dziękuję także panu dyrektorowi Januszowi Ciskowi, pani senator Agnieszce Boguckiej-Skowrońskiej i wielu innym obecnym tutaj na sali, także księdzu prałatowi, który tak wiele nam pomagał. Za tę życzliwość właśnie tutaj dziękuję całym sercem.

Proszę jednocześnie Wysoki Senat, aby zwiększył z 1 promila choć do 1 procentu pomoc, która do nas płynie z środków przeznaczonych dla Polonii. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby tak się stało, bo wówczas moglibyśmy rozwinąć bardzo szeroko naszą działalność, moglibyśmy też dużo więcej koncertować.

W tej chwili wprowadzamy zespoły polskie do Stanów Zjednoczonych, do Zachodniej Europy - do Niemiec, Francji, ale dajemy też koncerty i w Australii, tymczasem nie dostajemy ani złotóweczki z kraju na ten cel. Zapewniam, że to jest naprawdę wielka promocja kultury polskiej. Także nasze podręczniki, elementarze, te wszystkie rzeczy, które dajemy, które transportujemy poza granicę, wszystko to tworzy kulturę polską i pomaga ją promować. To, co ofiarowujemy naszym rodakom, zwłaszcza dzieciom na Wschodzie, to daje umiejętność posługiwania się językiem, uczy te dzieci artykułowania po polsku, bo tylko w ten sposób, w języku polskim możemy wyartykułować to, co jest nam najbliższe.

Dziękuję. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję. Ja może od razu powiem. Otóż z tym zwiększeniem środków na Polonię jest tak, że Sejm nam zaproponował, żebyśmy zarabiali na siebie. Więc pewnie gdybyśmy mieli taki głos jak pan Andrzej, to moglibyśmy śpiewać, ale nie mamy. Ja nie żartuję, to jest bardzo trudne zagadnienie, jeżeli chodzi o nasz budżet. Jest on bardzo mały, my w ogóle ciężko tutaj żyjemy, jeżeli chodzi o budżet Senatu; nie mówię o pojedynczych sytuacjach.

Jako następna zabierze głos pani Maria Wilczek.

Prosimy o wyłączenie komórek, dlatego że to rozmywa w ogóle głos. Prosimy.

Pani Maria Wilczek - Polski Związek Kobiet Katolickich:

Pani Przewodnicząca, Pani Senator, Ekscelencjo, Księże Prałacie, Drodzy Państwo. Jestem szczęśliwa, że mogę uczestniczyć w czymś, co jest ucztą i intelektualną, i ucztą serca. Natomiast myślę o tym, że nie powinno to wszystko, o czym tutaj mówiliśmy, co usłyszeliśmy i co wszyscy czujemy - pozostać jak gdyby nieobecne w świadomości szerokiej rzeszy ludzi młodych. O tym przedmówcy już mówili.

Pomyślałam sobie, że choć bardzo mądre i słuszne jest powiedzenie pani, żeby uruchomić telewizję dla spraw dziedzictwa tworzonego za granicą, to jednak moim zdaniem jest to zdecydowania za mało.

Wychowawcą młodzieży są rodzice, nauczyciele i ambony. Zastanówmy się zatem wszyscy, jak można tym trzem wychowawcom pomóc. Myślę, że jeśli chodzi o szkoły, można by pomyśleć o wspaniałych videokasetach, które byłyby w każdej szkole dostępne, a mówiłyby o tym, co na emigracji z wydarzeń ważnych się zdarzyło.

Sądzę także, że można by pomyśleć również o popularnie napisanych a mądrych, poświęconych właśnie dziedzictwu kulturalnemu, książkach, po które mogliby sięgnąć również rodzice. Wiedza i poziom rodziców są czasem niewystarczające i trzeba by im w jakiś sposób pomóc. Należałoby pomyśleć też o tym, czy w sposób dostateczny nasycony informacjami dotyczącymi tych zjawisk jest internet.

Może należałoby też pomyśleć o zweryfikowaniu programów szkolnych, właśnie pod kątem nasycenia informacjami o tym, co nasza emigracja przez lata zrobiła i jaka to wspaniała karta historii. Młodzież powinna mieć to mocno w świadomości.

Podobnie trzeba by pomyśleć o edukacji, jeśli chodzi o wątek profesorów, nauczycieli - jak to zrobić. Jest to sprawa na pewno otwarta i sprawa do dyskusji jednej i drugiej strony.

Jednym słowem, myślę o wydawnictwach, o seriach wydawniczych - tak sobie wyobrażam to plastycznie - w prostych formach, w różnych kolorach, a co podobnego wydarzyło się w pewnym okresie we Francji, w Anglii, w innych krajach, tak żeby przeciętny rodzic mógł skompletować właśnie taką biblioteczkę, żeby wszystko to, o czym było tu mówione, nie umknęło uwadze rodziny, przeciętnego człowieka, przeciętnej rodziny, która musi dobrze i w sposób wartościowy wychować dziecko.

Dziękuję bardzo. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Następnym mówcą jest pan minister Andrzej Przewoźnik.

Pan Andrzej Przewoźnik - sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa:

Szanowne Panie Przewodniczące! Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie! Szanowni Państwo! Muszę powiedzieć, że w trakcie dzisiejszej dyskusji - nie byłem jednak na całym posiedzeniu, ponieważ miałem bardzo ważne sprawy do załatwienia - zastanawiałem się, czy zabrać głos.

Otóż muszę powiedzieć, że brakowało mi w tej dyskusji jakby podkreślenia, czy uwypuklenia jednej, bardzo ważnej części wynikającej z tytułu dzisiejszej konferencji, mianowicie dziedzictwa narodowego poza granicami Polski, a zwłaszcza na Wschodzie.

Proszę Państwa, bardzo długo, namiętnie i dużo na ten temat dyskutujemy, ale ja chcę powiedzieć rzecz następującą.

Jako człowiek, który od paru lat praktycznie działa, zwłaszcza na Wschodzie, uważam, że stoimy przed dwoma bardzo istotnymi problemami. Po pierwsze, zakończenia dyskusji, a wypracowania bardzo konkretnych założeń do polityki państwa, ale bardzo szeroko rozumianej, nie tylko rządu, ale i Sejmu, Senatu, różnych agend - w stosunku do polskiej emigracji, do tego, co zostało z naszego dziedzictwa kulturowego, z naszego dziedzictwa narodowego, tak bardzo ważnego dla tożsamości narodowej Polaków.

Otóż wydaje mi się, że pierwszym problem jest, proszę Państwa, zwłaszcza w odniesieniu do Wschodu - i chcę to bardzo mocno podkreślić - problem ratowania tego, co pozostało. Na dawnych kresach Rzeczypospolitej Polskiej zostawiliśmy ogromne dziedzictwo narodowe. Myślę, że wiele osób i całe nasze społeczeństwo nawet sobie nie wyobraża, ile osiągnięć polskiego dziedzictwa kulturowego, narodowego tam pozostawiliśmy.

To, co do dzisiaj dotrwało po okresie, kiedy weszli Sowieci, kiedy ta część Polskiej Rzeczypospolitej należała do Związku Sowieckiego - to jest dramat. Oczywiście wiele pozostało w stanie katastrofalnym.

Na przykładzie takich obiektów, jak cmentarze wojskowe, groby i cmentarze wojenne, bo tym się zajmuję na co dzień, mogę powiedzieć, że obiekty te były poddane bardzo celowej, świadomej, z premedytacją przygotowanej polityce. Niszczono je, proszę Państwa, dokładnie. Niszczono wszystko i niewiele z tego ocalało.

Myślę, że my sobie jakby nie zdajemy sprawy ze skali problemu, choć na przestrzeni ostatnich kilku lat próbowaliśmy niejako określić jego wagę. Dziś mamy skatalogowanych różnych wydarzeń, faktów, związanych z działalnością Polaków, z dorobkiem Polaków, z męczeństwem, z walką Polaków na tamtym terenie - około 14 tysięcy różnego rodzaju obiektów. To nie są tylko groby, cmentarze, to są różne miejsca.

Proszę Państwa, to jest bardzo duża skala problemów, którymi trzeba się zająć. I dlatego zwracam uwagą na to, że my dzisiaj musimy po prostu praktycznie działać, ponieważ to jest ratowanie obiektów, które na naszych oczach giną. Jest ich tak dużo, że po prostu nie jesteśmy w stanie w przeciągu najbliższych lat pewnie tego ogarnąć.

Ale chcę powiedzieć także rzecz następującą - otóż w tej sprawie czas nie jest naszym sprzymierzeńcem, on działa na niekorzyść nas tutaj, ale także i Polaków, którzy tam są na Wschodzie, ponieważ bardzo często, proszę Państwa, oprócz Kościoła, czynnikiem, który spaja, który tworzy środowiska polskie na tamtym terenie, to jest właśnie pomnik, to jest właśnie cmentarz, to jest coś, na co bardzo mało osób zwraca uwagę, a ja to, proszę Państwa, widzę niemal na co dzień.

Tu odwołam się do tego, o czym mówił ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski. W Katyniu powstała parafia polska, która w zasadzie, można powiedzieć, grupuje się wokół cmentarza, który rozpoczął się budować w Katyniu. Mówię o parafii polskiej w Smoleńsku.

Ale jest jeszcze druga rzecz, proszę Państwa, na którą się mniej zwraca uwagę. Otóż chce powiedzieć, że drugie zadanie też jest bardzo ważne, jest to proszę Państwa, przywrócenie społeczeństwu polskiemu, nie tylko młodemu pokoleniu, ale całemu społeczeństwu, które zostało ukształtowane w okresie komunizmu, tego wszystkiego, tego całego dziedzictwa emigracji i tego dziedzictwa kulturowego, dziedzictwa narodowego, które pozostało za wschodnią granicą.

Otóż, proszę Państwa, niestety, nie tylko młode pokolenie, do którego w jakimś sensie należę, ale i społeczeństwo polskie po prostu nie wie, naprawdę nie wie o tym dziedzictwie. Czasami spotykam się z taką ignorancją - myślę, że ci, którzy działają w tej sferze, doświadczają tego samego - z zaskakującą ignorancją. Oczywiście możemy podejmować, i podejmujemy różne bardzo konkretne działania, ale to jest wszystko bardzo trudne, dlatego że bardzo często odbywa się to bez realnego wsparcia.

My dzisiaj mamy taką sytuację, że bardzo dużo się mówi o tym, iż polskie firmy pomagają przy ratowaniu pomników dziedzictwa na Wschodzie. Otóż nie, proszę Państwa, ta działalność bardzo dużo kosztuje i polskie firmy bardzo często liczą sobie znacznie więcej, niż miejscowe firmy, za zrobienie konkretnego obiektu. To jest jeden z czynników, ale takich czynników jest znacznie więcej.

Chciałem zwrócić na to uwagę, dlatego że takie jest moje wrażenie, choć może ja tego nie powinienem mówić jako urzędnik państwowy. Otóż wydaje mi się, że w momencie, kiedy przejmowano to wszystko, co przekazywał rząd Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie, czyli insygnia władzy, legalnej władzy Rzeczypospolitej, to odbywało się to tak, jakby się wszystko skończyło i za tym nic dalej nie poszło, przynajmniej w tej sferze, o której mówię.

Otóż wydaje mi się, że powinniśmy też przejąć pewne wartości, które zachowano na emigracji, wartości które przyniosła II Rzeczpospolita, Rzeczpospolita niepodległa, która wychowała znakomite pokolenia. I myślę, że tutaj w tej materii jest to bardzo ważne i na to bym chciał zwrócić Państwa uwagę.

Na koniec ostatnia rzecz. Otóż, proszę Państwa, powiedziałem, że my długo dyskutujemy, bo jest prawie 10 lat i praktycznie rzecz biorąc nie ma żadnej jasnej koncepcji tego, co powinniśmy z tym wszystkim zrobić. Dzisiaj też wyszło częściowo z tej konferencji - proszę mi wybaczyć pewne przewrotne podsumowanie - że my ciągle dyskutujemy. Ja myślę, że czas skończyć dyskusje, a czas wziąć się za konkretną pracę, dlatego że nam pewne rzeczy "uciekną" bezpowrotnie, znikną bezpowrotnie. Tymczasem my za wschodnią granicą zostawiliśmy nie tylko architekturę, nie tylko zabytki, nie tylko cmentarze, ale i, proszę Państwa, zostawiliśmy archiwalia.

Dziękuję bardzo. (Oklaski).

Przewodnicząca senator Krystyna Czuba:

Dziękuję.

Jako ostatnia głos zabierze pani profesor Maria Filina.

Prof. Maria Filina - Związek Kulturalno-Oświatowy Polaków w Gruzji "Polonia":

Szanowni Państwo! Mam pewną refleksję w związku z tym, o czym mówił ksiądz prałat Zdzisław Peszkowski, o holokauście, oraz o tej całkowitej ignorancji, o której przed chwilą mówił pan minister.

Wydaje mi się, że niewiele narodów ma taki tragiczny los w historii, jak Żydzi, Ormianie, Polacy, Kurdowie i Cyganie. Kurdowie i Cyganie mają zupełnie inny typ kultury, odrębny, a Żydzi to w ogóle oddzielna historia ludzkości. Ormianie są narodem małym i dlatego bardzo cenią swój dorobek. Polacy to naród wielki, liczny, a zachowuje się, jak organizm młody, który ma prawo lekceważyć swoją kulturę, bo ma jej niby za dużo.

Sądzę, że jeżeli w tym właśnie pokoleniu nie stworzy się jakiejś wspólnej koncepcję Polonii, to w następnym pokoleniu pomiędzy Polonią wschodnią a zachodnią powstanie tak wielka różnica, która będzie już nie do przeskoczenia, ponieważ w pewnym sensie stosunek zachodniej Polonii do Polonii wschodniej jest jakby stosunkiem lekarza do chorego, którego trzeba szanować, żałować, leczyć, ale dystans pomiędzy nimi jest też bardzo ważny.

Tymczasem nam na Wschodzie wydaje się, że trzeba byłoby tę potencję mentalności wschodniej wykorzystać i stworzyć taki Instytut Intelektualistów Polonijnych, bo jednak to doświadczenie, że udało się tym Polakom na Wschodzie przeżyć i że dalej przeżywają na ruinach tego imperium, to może dać jakieś bardzo poważne bodźce dla mentalności zachodniej. Inaczej ten "organizm" Polonii ma inną temperaturę w głowie, a inną w innych częściach ciała i Polonia w rzeczywistym kształcie nie powstanie, Polonia będzie jedynie określeniem teoretycznym.

Dlatego to, o czym ja teraz mówię, to jest fantazja, ale jak nie powstanie taki jedyny Instytut Historii Polonii i nie powstanie koncepcja polonijna odnosząca się do Polonii jako narodu, to w następnym pokoleniu tego już nie uda się zrobić.

Dziękuję. (Oklaski).


Powrót do głównego dokumentu