Prezes Rady Ministrów Donald Tusk:

Panie Marszałku! Szanowne Panie, Panowie Senatorowie!

To dla mnie prawdziwy, niekłamany zaszczyt, że mogę w imieniu rządu Rzeczypospolitej Polskiej przed Izbą Wyższą rekomendować pozytywne głosowanie nad projektem ustawy, która umożliwi prezydentowi Rzeczypospolitej dokończenie procesu ratyfikacji tak zwanego traktatu lizbońskiego.

Czuję się zaszczycony tym bardziej, że jako senator spędziłem w tej Izbie kilka lat i dobrze wiem, jak ważne dla senatorów Rzeczypospolitej są te - wcale nie tak liczne - chwile, kiedy cała opinia publiczna skupia swoją uwagę na pracy tej Izby. Szum bitewny z reguły towarzyszy w debacie w Izbie Niższej. Tu, w Senacie Rzeczypospolitej, jest zawsze trochę więcej możliwości debaty z większym dystansem - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - jest też trochę więcej czasu na prawdziwą refleksję i na indywidualną odpowiedzialność za kształt decyzji, jaką Izba Wyższa podejmuje.

Dobrze się stało, że w tak uroczystym dniu właśnie Izba Wyższa podsumuje swoją decyzją debatę, która przetoczyła przez Polskę w ostatnich tygodniach. Dobrze, bo dzisiaj potrzeba nam wszystkim odrobiny skupienia. Na pewno sprzyja temu piękna, choć smutna rocznica, sprzyja temu także temat, chociaż jego waga w czasie politycznej zawieruchy, jaka przetoczyła się przez Polskę w związku z traktatem lizbońskim, została trochę zredukowana.

Chciałbym w kilku zdaniach, nie powtarzając argumentów, jakie przedstawiłem wczoraj Izbie Niższej, podkreślić, dlaczego tak ważne z punktu widzenia polskiego rządu - a sądzę, że i całej Polski - jest przyjęcie tego traktatu.

Otóż wtedy, kiedy przystępowaliśmy - mówię to w pierwszej osobie liczby mnogiej, ale wówczas byli to przedstawiciele dzisiejszej opozycji, premier Jarosław Kaczyński, a także dzisiejszy prezydent Lech Kaczyński - do finalizacji dzieła, jakim jest traktat lizboński, wszyscy mieliśmy duże oczekiwania. Unia Europejska to próba nieustannego budowania kompromisu i porozumienia między największymi, średnimi i najmniejszymi. To, co stanowi o fenomenie Unii Europejskiej, to to, że bywają takie sytuacje, bywają takie decyzje, bywają takie procesy kluczowe dla całej Wspólnoty, dla całego kontynentu, w których waga państw największych, takich jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania czy Włochy, nie przeważa, nie rozstrzyga w konfrontacji z opinią czy ze zdaniem takich państw jak Luksemburg, Malta czy Cypr. Unia Europejska to idea, która oczywiście nie przekreśla, bo żadna idea nie przekreśli realnego rachunku sił i potencjałów, także w obrębie Wspólnoty, niemniej jednak poszczególne zapisy, poszczególne traktaty, w tym szczególnie traktat lizboński, miały na celu jeszcze większe równoważenie, poprzez działania polityczne, znaczenia poszczególnych państw i narodów w obrębie Wspólnoty Europejskiej, jakby niezależnie od faktycznego potencjału demograficznego czy gospodarczego. Mówiąc krótko: to, co udało się moim poprzednikom wynegocjować w traktacie reformującym, zwanym traktatem lizbońskim, to jest zwiększenie poczucia bezpieczeństwa i znaczenia poszczególnych wspólnot narodowych w obrębie Wspólnoty Europejskiej.

Dobrym tego przykładem, jakże ważnym dla Polski, było zapisanie solidarności energetycznej - już dzisiaj, po ostatnim szczycie Radzie Europejskiej, mogę państwa senatorów zapewnić, że zapis o solidarności energetycznej nie będzie pustym zapisem. Wprawdzie on sam w sobie nie zagwarantuje Polakom pełnego bezpieczeństwa energetycznego w obrębie Unii Europejskiej, ale niezwykle utrudnia działania tym we Wspólnocie Europejskiej, którzy chcieliby w dziedzinie energetyki pozostawić słabszych samym sobie. I pozytywne efekty tego już mamy.

Chciałbym także podkreślić to, co było przedmiotem bardzo ostrej debaty przed negocjacjami w Brukseli, które prezydent Lech Kaczyński zakończył w poczuciu uzasadnionego, chociaż umiarkowanego sukcesu. Pamiętacie, Państwo Senatorowie, jak długo spieraliśmy się tu, w Polsce, na ile możliwe jest utrzymanie systemu nicejskiego albo wprowadzenie systemu pośredniego między nicejskim a dzisiejszym, czyli tak zwanego systemu pierwiastkowego. Z takimi uchwałami, takimi parlamentarnymi wskazaniami prezydent Lech Kaczyński jechał do Brukseli. Udało się uzyskać mniej, niż wszyscy chcieliśmy, ale więcej, niż można by oczekiwać po samym przebiegu sporu i debaty w trakcie negocjacji. Nikt z nas nie był euforycznie nastawiony do efektów tych negocjacji, ale każdy musi przyznać - mówię o tych wszystkich polskich politykach, którzy akceptują obecność Polski w Unii Europejskiej - że efekty, jakie uzyskał prezydent Kaczyński, były co najmniej do przyjęcia. Także ja, choć byłem wówczas w opozycji, a i dzisiaj przecież nie zawsze zgadzam się z panem prezydentem, muszę przyznać, że nie znajduję dziś w wyobraźni argumentów czy sposobów, które pozwoliłyby innemu politykowi niż prezydent Rzeczypospolitej uzyskać jakieś wyraźnie lepsze warunki, bo zawsze jest to kosztem czegoś.

Dlatego z takim czystym sumieniem rekomenduję także dzisiaj, państwu senatorom, projekt ustawy rządowej, która umożliwi ratyfikację traktatu lizbońskiego, projekt w swojej postaci bardzo czysty, neutralny politycznie, ponieważ w ten sposób chcę potwierdzić w tej kwestii pełne zaufanie zarówno rządu, jak i mojej formacji politycznej - bo przecież spór o to toczył się także pomiędzy formacjami politycznymi obecnymi w tak wielkiej przewadze tutaj, w Izbie Wyższej. Chcę więc zarekomendować tę decyzję, której ostateczną puentę nada, postawi tę kropkę nad "i", prezydent Lech Kaczyński swoim podpisem.

Dlaczego tak bardzo podkreślam tę współpracę i solidarność - jakże często oponentów - na polskiej scenie politycznej? Ponieważ to dobrze oddaje także istotę działania w ramach Unii Europejskiej. To, co osiągnęliśmy w Polsce w ostatnich dniach, to przykład na to, że wyciągamy także praktyczne wnioski z najgłębszych teorii opisujących ustrój demokratyczny. To, co wczoraj podkreślałem w Izbie Niższej, wydaje się równie istotne tu, w Senacie: choć różnimy się w poglądach, jesteśmy członkami tej samej wspólnoty narodowej, więc kiedy musimy podjąć decyzję, od której będą zależały losy Rzeczypospolitej na długie, długie lata, musimy - nie mamy innego wyjścia - znaleźć rozwiązanie optymalne. Nie idealne, ale optymalne. W takiej sytuacji rozwiązaniem optymalnym jest takie, które nie zadowala wszystkich w stu procentach.

Każdy z nas - bo przecież bez wyjątku, szczególnie państwo na tej sali cieszący się indywidualnie tak wielkim poparciem, które umożliwiło objęcie mandatu senatora - myśli o interesie Rzeczypospolitej tak, jak mu jego rozum, jego sumienie nakazuje. Ale w tej sprawie wydaje się - powtórzę: w obszarze tych przekonań, w których Polska jest postrzegana w Unii Europejskiej - że innego, lepszego rozwiązania nie ma. Można było spierać się o sposób ratyfikacji - i co do tego za chwilę, w ostatnim zdaniu, się wypowiem, bo wiem, że to dla części senatorów jest istotne - ale, jak państwo senatorowie zauważyli, mało kto z polityków, którzy akceptują Polskę w Unii Europejskiej, kwestionował same zapisy traktatu lizbońskiego, bo one, tak jak już podkreślił pan senator Wittbrodt, w swojej istocie wzmacniają Polskę w Europie i Europę w świecie. To niejako podwójne przełożenie, ten podwójny mechanizm oznacza, że Polska i Polacy w relacji z wielkimi nieeuropejskimi sąsiadami, takimi jak Rosja, a więc Polska jako element w tej wielkiej gospodarczej i politycznej - ale oby nie militarnej - grze globalnej staje się nieporównywalnie ważniejszym aktorem. I dlatego sądzę, że to poczucie - a jest ono, jak myślę, wspólne - pozwoli także w waszej Izbie przyjąć projekt ustawy umożliwiającej ratyfikację traktatu.

Zobowiązałem się jeszcze powtórzyć to zdanie, które wypowiedziałem także wczoraj w Sejmie, zdanie, jak sądzę, ważne szczególnie dla pań senatorów i panów senatorów z klubu Prawo i Sprawiedliwość. Długo szukaliśmy z prezydentem Lechem Kaczyńskim takiego wyjścia, które nikogo nie zostawi na tej wątłej, nieczytelnej do końca granicy zwycięstwa i przegranej, triumfu i upokorzenia. Bo kiedy politycy, jak to bywa czasami, zapędzą się w takim bitewnym zapale, bardzo trudno jest oddzielić czysto prestiżowe zapasy polityczne od tego, co jest istotą problemu. Mam takie wrażenie, że dzięki inicjatywie prezydenta - chcę to podkreślić: prezydent Lech Kaczyński wykazał się w finale tej sprawy i refleksem, i właściwą, w mojej ocenie, inicjatywą - udało się znaleźć tę jakże trudną drogę dojścia do tego rozwiązania bez ryzyka upokarzania jednych przez drugich. To też w polityce, a także w tradycji europejskiej, jest bardzo ważna wartość: uprawianie polityki bez prób pokonania oponenta, za to z szukaniem z nim wspólnie dobrego rozwiązania. Elementem tej umowy, elementem tego porozumienia, którego nie zawarliśmy, bo przecież to nie my decydujemy, ale którego ramy staraliśmy się z panem prezydentem określić, porozumienia umożliwiającego, jak sądzę, ratyfikację, a także umożliwiającego państwu przegłosowanie z czystym sumieniem tego projektu ustawy, jest gwarancja ze strony rządu i ze strony partii, której przewodniczę, że będziemy gotowi do wspólnej, szybkiej pracy nad kolejną ustawą, a rezultatem tej pracy powinno być poczucie stabilności rozwiązań, jakie Polska, przyjmując traktat lizboński, uznała za szczególnie wartościowe ze swojego punktu widzenia.

Tę deklarację przed państwem chcę powtórzyć. Uzupełnię ją informacją, że podjęliśmy także prace w rządzie nad projektem takiej ustawy, tak aby zobowiązanie, że stanie się to szybko, było wykonalne.

Chcę też potwierdzić w całej rozciągłości to, o czym senator Wittbrodt mówił w sprawozdaniu. Podziela tę opinię prezydent, ale podzielają ją również szefowie klubów w Izbie Niższej, w tym szefowie klubów opozycyjnych.

Jest w tym traktacie coś, co szczególnie powinno interesować głosujących wczoraj i dzisiaj nad ustawą umożliwiającą jego ratyfikację. Chodzi mi o realne zwiększenie roli parlamentów narodowych, powtarzam: realne. Szczególnie bardziej eurosceptycznie nastawionych polityków w Polsce namawiam do przyjęcia takiego punktu widzenia. To kwestia nie tylko tego jednego zapisu, ale ten daję jako przykład. To oznacza bardzo wyraźne zwiększenie roli przedstawicielstw w ogóle, i narodowych, i Parlamentu Europejskiego, w Unii Europejskiej, a efektem tego jest większy wpływ ludzi, a mniejszy administracji, biurokracji brukselskiej. To także było celem działań wszystkich polskich delegacji. Kiedy negocjowaliśmy na różnych etapach kształt Unii Europejskiej, bardzo nam zależało, aby to nie zrutynizowana biurokracja z Brukseli, ale narody, także poprzez akt głosowania, miały zdecydowanie większy wpływ na to, jaka jest Unia Europejska i co robi.

I ostatnia sprawa. Mogę to państwu potwierdzić z pełnym przekonaniem, po kilku miesiącach doświadczeń w roli prezesa Rady Ministrów, szczególnie w kontekście działań międzynarodowych: Polska może uzyskiwać ważne efekty, ważne z punktu widzenia naszych przedsiębiorców, ale też ogółu obywateli. Polska wtedy uzyskuje większe efekty niż na to wskazuje nasz realny potencjał, kiedy potrafi skłonić partnerów z Unii Europejskiej do współreprezentowania naszych interesów. Dobrym przykładem była choćby sprawa embarga na polskie mięso. Tylko dlatego, że poprzez wykorzystanie mechanizmów europejskich znaleźliśmy sposób - i moi poprzednicy, bo to oni zaczęli tę bardzo trudną grę, i mój rząd - żeby uzyskać pożądane efekty.

To pokazuje, jak ważne jest wzmacnianie mechanizmów solidarności w Unii Europejskiej i ujednolicanie polityki zagranicznej Unii Europejskiej. Z punktu widzenia strategii naszej ojczyzny, naszego narodu, także tej opisanej geopolityką, absolutnie bezcenna jest możliwość prowadzenia własnej polityki zagranicznej przy wspomaganiu całej Wspólnoty Europejskiej. To jest być może ważniejsze niż militarne gwarancje i traktaty zapewniające bezpieczeństwo naszych granic, bo to wywyższa potencjał Polski w skali świata w sposób nieporównywalny z żadnym innym działaniem w obecnym czasie.

Mówię o tym, licząc także na państwa wyrozumiałość. Wyrozumiałość jest potrzebna wtedy, kiedy czasami trzeba w głosowaniu odstąpić od części własnych przekonań. Wszyscy wobec siebie w takich chwilach powinniśmy być wyrozumiali i na taką wyrozumiałość wszystkich wobec wszystkich, także wobec siebie, bardzo liczę. Nikt z nas nie jest doskonały, ale nasze intencje i duch patriotyzmu, który według mnie nie opuszcza ani Izby Niższej, ani Senatu, szczególnie w takich kluczowych głosowaniach, stanowią o tym, że w takich chwilach możemy czuć się razem, właśnie z tą wyrozumiałością i z tą wiarą, że intencje łączą nas na pewno. Kroki, drogi są różne, ale cel zawsze ten sam - dobro Rzeczypospolitej. Dziękuję bardzo. (Oklaski)