9. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu


(Wznowienie posiedzenia o godzinie 9 minut 01)

(Posiedzeniu przewodniczą marszałek Bogdan Borusewicz oraz wicemarszałkowie Marek Ziółkowski, Zbigniew Romaszewski i Krystyna Bochenek)

Do spisu treści

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Wznawiam posiedzenie.

Proszę senatorów sekretarzy o zajęcie miejsc przy stole prezydialnym.

Przystępujemy do rozpatrzenia punktu siódmego porządku obrad: sprawozdanie Rady Języka Polskiego o stanie ochrony języka polskiego w latach 2005-2006.

Pragnę powitać obecnego na posiedzeniu Senatu przewodniczącego Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, profesora Andrzeja Markowskiego.

Przypominam, że zgodnie z art. 12 ust. 2 ustawy z dnia 7 października 1999 r. o języku polskim Rada nie rzadziej niż co dwa lata przedstawia Sejmowi i Senatowi sprawozdanie o ochronie języka polskiego. Sprawozdanie to zostało przekazane do Senatu w dniu 30 stycznia 2008 r. i zawarte jest w druku nr 61. Marszałek Senatu w dniu 12 lutego 2008 r. zgodnie z art. 8 ust. 1 pkt 10 Regulaminu Senatu skierował je do Komisji Kultury i Środków Przekazu. Komisja Kultury i Środków Przekazu na posiedzeniu w dniu 13 marca 2008 r. zapoznała się z przekazanym przez przewodniczącego Rady Języka Polskiego sprawozdaniem i poinformowała o tym marszałka. Komisja pozytywnie oceniła przedłożone sprawozdanie, doceniając szczegółowość opracowania i informacje zawarte w załącznikach, oraz uznała zasadność przedstawionych konkluzji zmierzających do ochrony języka polskiego jako ważnego czynnika tożsamości narodowej.

Proszę o zabranie głosu przewodniczącego Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, pana profesora Andrzeja Markowskiego.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Sprawozdanie, którego główne tezy i wnioski tu przedstawiam, jest, jak pan marszałek zaznaczył, sprawozdaniem za lata 2005-2006, 2007 r. częściowo też tutaj wchodzi w grę. Rok 2006 był, jak państwo może pamiętają, Rokiem Języka Polskiego. Jak każdy taki rok, również i ten się przedłużył i skończył się w lutym 2007 r., więc opracowanie tego materiału zajęło troszkę więcej czasu.

W dwóch poprzednich sprawozdaniach zawarto omówienie stanu ochrony języka polskiego w różnych dziedzinach życia i w rozmaitych typach tekstu. Te sprawozdania są w materiałach archiwalnych Sejmu i Senatu. Tym razem nie poddawaliśmy analizie wszystkich aspektów używania polszczyzny, to by było niecelowe, mamy te dwa poprzednie sprawozdania, zresztą opublikowane w książce, która ukazała się w roku 2007. Tym razem, w trzecim sprawozdaniu, przedmiotem obserwacji uczyniono bardzo ważne teksty, które dotąd nie były obserwowane pod kątem poprawności i komunikatywności, a mianowicie teksty podręczników szkolnych. Przedmiotem analizy uczyniono podręczniki do różnych przedmiotów, nie tylko języka polskiego, i na różnym szczeblu nauczania, w tym także te do nauczania religii w szkole.

Autorzy opracowań szczegółowych podkreślają, że podręcznik szkolny jest jednym z najważniejszych środków komunikacji dydaktycznej. Oprócz tego, że służy przekazywaniu wiedzy z danej dziedziny, może znacznie rozwijać umiejętności i sprawność językową ucznia. Niezwykle ważne jest więc to, by treść, sposób przekazania i uporządkowania komunikatów, a także ich forma językowa odpowiadały możliwościom i kompetencjom poznawczym uczniów, by język, którym podręcznik był pisany, nie był ani zbyt łatwy, infantylny, ani zbyt trudny, hermetyczny, pełen terminów naukowych, ze zbyt skomplikowaną składnią itd. Ponadto podręcznik powinien być napisany polszczyzną staranną, gdyż wpływa w znacznym stopniu na przyzwyczajenia językowe uczniów, którzy z niego korzystają. Podręcznik nie jest bowiem książką, którą się tylko czyta. Ucząc się treści w niej zawartych, uczeń przyswaja także sposób ich podania, czyli ich formę językową, dlatego bardzo ważne jest, by była to polszczyzna poprawna, a nawet wzorowa.

Na ostatnim plenarnym posiedzeniu Rady Języka Polskiego, kilka dni temu, kiedy była też mowa o tym sprawozdaniu, niektórzy z członków Rady podkreślali smutną chyba rzecz, taką, że podręcznik jest często jedyną książką, którą uczeń czyta. A więc tym bardziej należy dbać o formę językową tych podręczników. Niektórzy mówili, że uczniowie nie czytają nawet podręczników, no ale to już są sytuacje ekstremalne. W każdym razie z podręcznikiem uczeń ma do czynienia na co dzień.

Nauczyciel, wybierając podręcznik, powinien zwracać uwagę także na sposób jego napisania, na poprawność językową. Niestety, praktyka wskazuje, że jest to czynnik, który rzadko kiedy wpływa na decyzję o wyborze. Co jest najważniejsze? Po pierwsze, cena, pod drugie, powiedziałbym, taka graficzna, zewnętrzna atrakcyjność. Wybiera się podręczniki najtańsze i, powiedziałbym, najefektowniejsze, a nie najefektywniejsze. Pewnym utrudnieniem w wyborze jest to, że Ministerstwo Edukacji Narodowej - nie wiem, czy państwo zdają sobie z tego sprawę - zatwierdziło do wyboru kilkadziesiąt podręczników do kształcenia zintegrowanego, dokładnie siedemdziesiąt cztery, w klasach I-III szkoły podstawowej, ponad trzysta podręczników dla klas IV-VI, ponad pięćset dla gimnazjum i ponad czterysta dla liceum. Z tego trzeba wybierać. Oczywiście chodzi o wszystkie przedmioty, jeżeli jednak przedmiotów w szkole jest, powiedzmy, dwanaście, a podręczników czterysta, czterysta dzielone na dwanaście to wychodzi trzydzieści kilka różnych podręczników, z których nauczyciele muszą wybrać jeden. I tutaj biorą pod uwagę różne czynniki, najrzadziej - język.

Szczegółowa analiza języka podręczników wybranych tak, by dawały reprezentatywną próbę, pokazała, że komunikatywność zawartych w nim tekstów jest bardzo różna. Zdarzają się, niestety, książki, których autorzy posługują się językiem zbyt trudnym, na przykład wskutek użycia zbyt długich zdań. W podręcznikach dla klas od pierwszej do trzeciej szkoły podstawowej większość autorów nie troszczy się o dostosowanie tekstów książki do adresata. Czynnikiem zaburzającym rozumienie tekstu jest skomplikowane wyrażanie związków i zależności między słowami w wypowiedzeniu. Nieco lepiej wypadła analiza podręczników do klas IV-VI i VII, jest tam sporo książek dostosowanych językowo do możliwości uczniów. Pewne zastrzeżenia budzi też ukształtowanie językowe znanej serii gimnazjalnych podręczników katechetycznych, struktura i liczba wypowiedzeń najdłuższych znacznie przekracza w nich normy tekstowe, które uczeń jest zdolny zrozumieć i objąć pamięcią bezpośrednią - piszą autorzy opracowania szczegółowego. Zróżnicowane są także oceny podręczników licealnych do różnych przedmiotów. Jedne posługują się językiem komunikatywnym i dostosowanym do możliwości uczniów, inne są zdecydowanie za trudne w odbiorze, choćby przez to, że zawierają wiele terminów specjalistycznych.

Powiem o jeszcze jednej rzeczy: niepokojące jest to, że w podręcznikach szkolnych zdarzają się błędy językowe. Błędy ortograficzne czy nawet interpunkcyjne można przynajmniej częściowo tłumaczyć niestarannością korekty, ale są też błędy gramatyczne czy leksykalne, na przykład zdarzało się sformułowanie "choroba Heine-Medina", zamiast "choroba Heinego-Medina", brak odmiany nazwiska "Kolbe", to znaczy "ojcem Kolbe" zamiast "ojcem Kolbem", "ojca Kolbe", zamiast "ojca Kolbego" czy takie sformułowania, jak "lasy są w stanie spełniać rolę czyściciela powietrza" zamiast "lasy mogą być środowiskiem oczyszczającym powietrze". Albo inne bardzo ładne sformułowanie: "zabezpieczenie osobistych kontaktów z Bogiem". Prawda? To też już trzeba zabezpieczać. (Wesołość na sali) (Rozmowy na sali)

Świadczy to o niepełnym opanowaniu norm współczesnej polszczyzny przez niektórych autorów. Dążność do atrakcyjności za wszelką cenę powoduje niekiedy stosowanie tytułów zawierających wyszukane metafory, na przykład "w hipermarkecie idei" albo "etykieta z cerami na łokciach". Zdarzają się także sformułowania niezamierzenie humorystyczne, na przykład "podczas wyścigów gęsto sypał się trup ludzki i koński". (Wesołość na sali) Czy też takie: "funkcję hetery podkreślał jej strój roboczy - nagość". (Wesołość na sali) Te przykłady, które przytoczyłem w sprawozdaniu, dostały się też do prasy. To były oczywiście jedyne takie zdania, jakie się w prasie znalazły.

Ogólna ocena języka podręczników szkolnych, zawarta w raportach szczegółowych, jest zróżnicowana. Lepiej wypadły w niej podręczniki do nauczania religii w szkole, które w całościowym oglądzie są raczej - podkreślam: raczej - poprawne językowo. I tutaj komentarz do tego stwierdzenia: jak państwo słyszą, ogólna ocena jest zróżnicowana, są podręczniki lepsze i gorsze. Tymczasem w prasie, w kilku gazetach ukazały się już takie tytuły, jak: czego można się nauczyć z podręczników szkolnych - na pewno nie poprawnej polszczyzny. Albo taki tytuł w jednym z dzienników krakowskich: językoznawcy nie zostawili suchej nitki na podręcznikach szkolnych. Nieprawda, zostawiliśmy sporo, że tak powiem, suchych nitek. Podręczniki są bardzo zróżnicowane językowo. Apelowaliśmy, wysłaliśmy sprostowanie do "Dziennika Polskiego", ale nie zostało opublikowane. Powiedziano, że niestety to sprostowanie nie spełnia formalnych kryteriów i że przecież podręczniki jednak skrytykowaliśmy. No, trochę skrytykowaliśmy, ale, proszę państwa, co innego powiedzieć, że są podręczniki lepsze i gorsze, że są błędy i trzeba rzecz naprawiać, a co innego pisać, że Rada Języka Polskiego nie zostawiła suchej nitki na podręcznikach szkolnych. To jednak jest zupełnie inna jakość. I tłumacz się potem, człowieku, że tak nie napisałeś. Podobnie zresztą w dwóch dziennikach połączono z tym raportem, zupełnie nie wiem, dlaczego, widocznie temat modny, kwestię etykietek: po polsku, czy nie po polsku. Może państwo spotkali się z tym, w gazetach pisano, że Rada Języka Polskiego w tym właśnie raporcie, w tym sprawozdaniu dla Sejmu i Senatu napisała, że jeżeli etykietki na towarach będą pisane tylko w języku obcym, to członkowie Rady proponują bojkot takich towarów. Żadnego bojkotu nie proponujemy, co więcej, w tym raporcie nic o etykietkach nie było. A więc jeśli państwo gdzieś jeszcze się z tym spotkają, a teraz jest taki łańcuszek, że w sprawozdaniu Rady dla Sejmu i Senatu była mowa, że etykietki należy formułować po polsku, to nie jest to prawda. Inna sprawa, że należy je formułować po polsku i...

(Senator Zbigniew Romaszewski: Jest przecież ustawa.)

Tak. Są odpowiednie ustawy i należy tego przestrzegać, to wszystko prawda. Tylko znowu trochę prawdy, trochę nieprawdy, i w efekcie wyszedł taki... no, taka rzecz zupełnie nie do przyjęcia.

Wiele szczegółowych zastrzeżeń budzi język i komunikatywność różnych podręczników szkolnych. Ważne są więc tutaj następujące wnioski końcowe raportu szczegółowego. Od autorów podręczników oczekuje się nie tylko rzetelnej wiedzy merytorycznej i kompetencji dydaktycznej, ale także kompetencji językowej, gwarantującej poprawność i komunikatywność przekazu treści w książce dla ucznia. Podręczniki powinni pisać autorzy dobrze zorientowani w fazach rozwoju językowego ucznia, mający dłuższy kontakt ze szkołą i znający zasady postępowania dydaktycznego. Można by postulować, żeby podręczniki powstawały w zespołach, w których skład wchodziliby znawcy danej dziedziny wiedzy, dydaktycy, nauczyciele praktycy, oraz psycholingwiści jako konsultanci i doradcy. Istotna rola przypada podręcznikom języka ojczystego, których podstawową funkcję stanowi wspomaganie ucznia w jego wszechstronnym rozwoju osobowym - rozwijanie języka osobniczego i kształcenie sprawności językowej umożliwia uczenie się każdego przedmiotu.

Uważamy, że zachodzi potrzeba zmodyfikowania przez Ministerstwo Edukacji Narodowej procedury kwalifikowania podręczników do użytku szkolnego. Należałoby przede wszystkim uszczegółowić kryteria oceny podręczników - merytoryczne, dydaktyczne, językowe. Zadaniem rzeczoznawcy dydaktycznego i językowego byłoby nie tylko wytknięcie autorowi błędów i nieścisłości, ale też ocena stopnia czytelności, komunikatywności tekstu podręcznika, i to zarówno komponentu informacyjnego, jak i operacyjnego: poleceń, pytań, ćwiczeń. I to jest zadanie Rady Języka Polskiego.

Rada Języka Polskiego jest organem opiniodawczym i doradczym, działającym jako komitet problemowy przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk. Rada nie ma możliwości bezpośredniego wpływania na przykład na to, czy jakiś podręcznik zostanie wydany czy nie. Rada - między innymi Rada - rekomenduje rzeczoznawców w zakresie języka polskiego do oceny tych podręczników. Rada może zwracać uwagę, i zwróciliśmy uwagę przedstawicielowi Ministerstwa Edukacji Narodowej na ostatnim posiedzeniu w miniony poniedziałek, że właśnie nad językiem podręczników i nad komunikatywnością tego języka należy solidnie popracować. Ale nie mamy możliwości bezpośredniego zakazywania czy nakazywania czegokolwiek, jeżeli chodzi, powiedzmy, o druk czy o przyjęcie lub nieprzyjmowanie podręczników, tak samo zresztą, tutaj rozszerzę, jak nie mamy możliwości zakazywania czy nakazywania czegokolwiek poza ortografią i interpunkcją. W myśl ustawy o języku polskim Rada ma kompetencje stanowiące, jeżeli chodzi o ortografię i interpunkcję. Ja się zawsze śmieję, że jeżeli plenum rady uchwaliłoby, że odtąd góra piszemy przez "u", a nie przez "o" z kreską, to byłoby to obowiązujące. Oczywiście nic takiego nie zrobimy.

Nieporozumieniem jest to, czego oczekują od nas niektórzy nasi korespondenci - są nawet pisma przychodzące z różnych ministerstw - żebyśmy nakazali, zakazali, zabronili czegoś, jeżeli chodzi o używanie języka polskiego w obrocie publicznym. Ustawodawca wyposażył nas tylko w kompetencje opiniodawcze, jesteśmy ekspertami. Co więcej, muszę podkreślić, że Rada Języka Polskiego, wszyscy członkowie Rady, a jest ich w tej chwili trzydzieścioro pięcioro, którzy są nie tylko językoznawcami - językoznawców jest mniej więcej połowa, są tam też ludzie innych dyscyplin naukowych, bardzo wielu - działają społecznie. Za swoją działalność nie otrzymujemy żadnego wynagrodzenia. Wszyscy pracujemy w instytucjach naukowych czy jakichkolwiek innych, i mamy bardzo ograniczone możliwości poświęcania czasu sprawom bezpośrednio związanym z Radą.

Rada wydaje kilkaset opinii rocznie, na przykład co do używania imion. Od tego się nie uchylamy. Chodzi o nadawanie imion nowonarodzonym dzieciom. Rodzice zwracają się do nas z pytaniem, czy, na przykład, mogą nazwać dziewczynkę imieniem Melody, bo im się takie imię podoba. Wczoraj dostałem pismo, czy można chłopcu nadać imię Boston, bo komuś dobrze się to kojarzy z tym miastem. Nie mówię już o tych dawniejszych przypadkach, już raz tutaj o tym mówiłem, na przykład Opieniek czy Montezuma albo inne takie imiona. To wszystko robimy za darmo, to znaczy, to konkretnie akurat ja robię. Nie ma tygodnia, żebym nie odpowiadał na kilka listów w sprawie imion. Uważam, że to jest bardzo ważne społecznie. Odpowiadam zarówno rodzicom, jak i urzędom. Nie możemy jednak odpowiadać na wszystkie listy prywatne, które do nas przychodzą. Jeżeli chodzi o inne opinie, to, jak mówię, robimy to społecznie. Przychodzi prośba o opinię, pytanie z urzędu celnego, co to jest surowiec, co się kryje pod podjęciem, wyrazem "surowiec", jak należy rozumieć wyraz "surowiec". No to co ja robię? Dzwonię do kolegi profesora i mówię: Jurek, napisz opinię. Jurek mówi: no dobra, napiszę. I pisze opinię na kilka stron, zupełnie za darmo, bo takie mamy możliwości. Cały roczny budżet Rady to 29 tysięcy zł na to, żebyśmy mogli działać. W tym jest sprzęt, opłata za telefon, spinacze itd., wszystko to jest. Dopiero od trzech miesięcy mamy półetatowego, że tak powiem, pracownika administracyjnego, to znaczy pracownika administracyjnego na pół etatu. Przedtem działaliśmy zupełnie społecznie. Tak że proszę uwzględnić te wszystkie czynniki zewnętrzne, kiedy państwo będą pytali i będą oceniali działalność Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk. Dziękuję.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję, Panie Profesorze. (Oklaski) To jest podziękowanie od nas wszystkich za państwa społeczną pracę.

Czy ktoś z pań i panów senatorów chciałby zadać pytanie przewodniczącemu Rady Języka Polskiego, profesorowi Andrzejowi Markowskiemu? Pani marszałek Bochenek, potem pan senator Andrzejewski, pan senator Rachoń, pan senator Rulewski... Widzę wszystkich chętnych, tak.

Do spisu treści

Senator Krystyna Bochenek:

Szanowny Panie Przewodniczący! Panie Profesorze!

Mówiliśmy tutaj o wielkiej liczbie podręczników.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Tak.)

Proszę koleżanki i kolegów, żeby zauważyli, że nauczyciele w szkołach podstawowych, w gimnazjach i w szkołach licealnych razem mają ponad tysiąc książek, które powinni przeczytać, żeby wybrać dla swoich uczniów najlepsze.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: No tak, tak.)

Państwo w swoim sprawozdaniu pokazują błędy i niedoskonałości różnych podręczników. Chciałabym, aby pan był uprzejmy odpowiedzieć na pytanie o recenzujących te podręczniki. Czy one muszą przejść jakąś drogę i powinna powstać jakaś opinia na temat danego podręcznika? Wiem, że podczas ostatniego posiedzenia plenarnego Rady Języka Polskiego była mowa o ewentualnie recenzentach na cenzurowanym, padła taka propozycja, aby zrobić - no, nie chcę używać takich słów - taką czarną listę tych, którzy nie dość dobrze przykładają się do recenzowania podręczników szkolnych.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo, Panie Przewodniczący.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Każdy podręcznik, zanim zostanie dopuszczony przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do użytku szkolnego, ma czterech czy czworo recenzentów, bo to oczywiście mogą być kobiety i przeważnie są, w tym jednego recenzenta językowego, jednego recenzenta dydaktycznego, to znaczy oceniającego zawartość dydaktyczną, sposób ujęcia problematyki itd., i dwóch recenzentów rzeczowych. Istotnie, recenzenci powinni się wywiązywać ze swoich zadań. I rzeczywiście na ostatnim posiedzeniu Rady Języka Polskiego padło takie stwierdzenie, że część winy za te błędy ponoszą nie autorzy czy że nie jest to winą autorów, ale to jest winą recenzentów, którzy może niezbyt do swojej pracy się przykładają. Oczywiście jest taka propozycja, żeby Rada Języka Polskiego w tym zakresie, w jakim może, to znaczy w zakresie recenzentów językowych, przejrzała listę recenzentów, którzy są typowani przez ministerstwo, i ewentualnie spojrzała, którzy recenzenci tak zrecenzowali książkę, że znalazło się tam na przykład zdanie o stroju hetery. Więc to trzeba by właśnie przeanalizować i to niewątpliwie zrobimy. Ale możemy tylko apelować do ministerstwa, żeby recenzenci merytoryczni byli staranniej dobierani. Bo niewątpliwie od recenzentów bardzo wiele zależy.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Andrzejewski.

Do spisu treści

Senator Piotr Andrzejewski:

Panie Profesorze, dziękując bardzo za pana wkład w to, pracę i za to sprawozdanie, chciałbym spytać, jak dalece ustawa o języku polskim, o ochronie języka polskiego jest wykonywana.

Pierwsze takie pytanie, to czy były podjęte kroki, a jeśli tak, to w jakim kierunku one zmierzały, żeby wykonać wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 13 września 2005 r. dotyczący uznania za sprzeczne z konstytucją ust. 2 i 3 w art. 8. To jest pierwsze pytanie. Czy widzi pan w ogóle konieczność podjęcia tego, lukę w ustawie, którą należy usunąć? Bo Senat ma szczególne obowiązki w tym zakresie.

Drugie pytanie. Czy może pan nam powiedzieć, jak dalece są stosowane przepisy karne z rozdziału 4 art. 15 ustawy, który mówi, że za naruszenia... tam są określone sankcje za naruszenie ustawy o języku polskim.

I trzeci, taki dosyć zabawny przykład. Chciałbym zapytać, czy uważa pan za poprawne to, że nie w języku polskim jest sformułowana nazwa, co prawda jest to nazwa własna, lotniska, bo lotnisko w Gdańsku jest lotniskiem Lecha Wałęsy, a to, co czytamy tam, chyba troszkę odbiega...

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: W logo lotniska.)

Czy jest to zgodne z ustawą o języku polskim? Dziękuję.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Jeżeli chodzi o pierwszą kwestię, to oczywiście wiemy o zakwestionowaniu przez Trybunał Konstytucyjny tych dwóch przepisów i uważamy - w Radzie jest jeden prawnik, profesor Maciej Zieliński z Poznania - że inicjatywa ustawodawcza nie należy do Rady, ponieważ Rada nie ma kompetencji ustawodawczych.

(Senator Piotr Andrzejewski: Czy byłoby celowe wypełnienie tego? Jaka jest pana opinia? Bo my mamy takie obowiązki.)

W Radzie - bo my o tym dyskutowaliśmy nawet ostatnio na posiedzeniu Prezydium Rady - czy właśnie w Prezydium Rady panuje przekonanie, że lepiej byłoby tego nie zawężać, bo jeżeli...

(Senator Piotr Andrzejewski: Zostawić tak, jak jest.)

Chyba tak.

(Senator Piotr Andrzejewski: Bez inicjatywy.)

A to już nie należy do nas.

(Senator Piotr Andrzejewski: Ale czy jest jakiś tekst w zamian proponowany, czy...)

Nie.

(Marszałek Bogdan Borusewicz: Panie Senatorze, proszę w dyskusji, dobrze?)

Nie, my na razie niczego nie proponujemy. My niczego nie proponujemy. Uważamy, że uzupełnienie byłoby zawężeniem kompetencji i zawężeniem tych spraw związanych z językiem polskim.

Druga kwestia... Proszę mi przypomnieć.

(Marszałek Bogdan Borusewicz: Może pan senator.)

(Senator Piotr Andrzejewski: Zastosowanie przepisów penalizacyjnych.)

Aha, tak, tak. To oczywiście należy nie do Rady Języka Polskiego, tylko do odpowiednich organów, to znaczy Inspekcji Handlowej i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Ostatnie sprawozdania tych dwóch instytucji mówiły o tym, że one dwa czy trzy tysiące razy to zastosowały. Rada Języka Polskiego sama z siebie zwraca tylko uwagę producentom czy osobom naruszającym te przepisy, ale nie bezpośrednio donosi... przepraszam, nie zwraca na to uwagi tych organów. Uważaliśmy, że naszym zadaniem jest wychowywanie, a nie zwracanie się o to bezpośrednio. Jeżeli Wysoka Izba stwierdzi, że Rada powinna bezpośrednio informować te organy o drastycznych naruszeniach... Bo, proszę państwa, takich naruszeń jest mnóstwo, a jak mówię, my mamy bardzo ograniczone możliwości chociażby czasowe. Nie mogę tej jednej osobie na pół etatu ciągle kazać pisać pisma do Inspekcji Handlowej, że coś drobnego się zdarzyło. Ale jeżeli państwo uznają, że tak należy, to będziemy to stosować w takim zakresie, w jakim nie stosowaliśmy.

Jeżeli chodzi o "Lech Walesa Airport", to wyczytałem - my pisaliśmy już o tym i ja o tym mówiłem kilka lat temu w tej Izbie - że to nie jest nazwa oficjalna. Oficjalna nazwa jest taka: Lotnisko imienia Lecha Wałęsy, a to "Lech Walesa Airport" jest elementem logo lotniska, które właśnie nie jest oficjalną nazwą, a więc jest tym drugim. I ustawa przewiduje, że obok nazwy polskiej może być nazwa obca. Dlatego wydaje się, że ustawa nie została naruszona w tym wypadku.

Kilka tygodni temu, może nawet mniej niż kilka, wskutek interwencji osób z Wybrzeża napisaliśmy do prezydenta Gdańska list wyrażający niepokój, że stadion, który się buduje w Gdańsku, nosi nazwę - i teraz przepraszam, powiem, jak to się pisze, a zaraz powiem, o co chodzi - Baltic Arena. Wszyscy Polacy mówią: baltik arena. A każdy, kto dobrze zna angielski, wie, że to nie jest żadna "baltik arena", tylko powinno się mówić chyba jakoś mniej więcej tak: boltik erine. Polacy będą mówili: baltik arena, co nie jest ani po polsku, ani po angielsku.

(Głos z sali: Po niemiecku.)

Może po niemiecku, ale...

(Głosy z sali: Ostsee, Ostsee!)

No właśnie, bo w niemieckim nie ma Bałtyku. Ale przede wszystkim, proszę państwa, czy arena to po polsku jest stadion? Arena to jest zupełnie coś innego, prawda? Być może tam będą się rozgrywały jakieś sceny jak na arenie. Dlatego my proponujemy, żeby nazwać to inaczej. No, Rada dała propozycję: Stadion Bałtycki, ale już się pojawiły głosy, bo to oczywiście prasa Wybrzeża podchwyciła, że to jest fatalna nazwa, że my już się przyzwyczailiśmy do tej chyba "baltik areny", bo tak to trzeba by było powiedzieć. Nie ma naszym zdaniem takiej konieczności. To nie jest impreza amerykańska ani angielska, to jest impreza europejska. Czy stadion w Barcelonie nazywa się po angielsku? Czy stadion w Rzymie nazywa się po angielsku? Czy stadion w Pradze nazywa się po angielsku? Myślę, że wątpię, jak mówił Wiech.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Rachoń, proszę.

Do spisu treści

Senator Janusz Rachoń:

Panie Profesorze, czy według pańskiej świadomości w świetle polskiego prawa istnieje obowiązek pisania prac licencjackich, magisterskich, doktorskich i habilitacyjnych, pisania i publikowania, w języku polskim?

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Nie, ustawa o języku polskim o tym wyraźnie mówi. Nie pamiętam w tej chwili, w którym paragrafie, ale jest tam taki przepis, że te prace, gdy powstają na przykład na filologiach obcych, mogą być pisane w języku obcym. Jest, jest taki...

(Senator Janusz Rachoń: Nie ma ograniczeń, wszystkie mogą być pisane w języku obcym?)

Jest napisane, że przepisy ustawy nie obejmują właśnie prac naukowych. W tej chwili nie zacytuję tego dokładnie, bo nie nauczyłem się ustawy o języku polskim na pamięć, ale jest taki punkt, dobrze o tym wiem.

(Senator Janusz Rachoń: Dziękuję.)

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Rulewski.

Do spisu treści

Senator Jan Rulewski:

Panie Przewodniczący, w wystąpieniu skupił pan uwagę głównie, a może nawet jedynie, na podręcznikach i być może jeszcze jakichś takich peryferiach. Ale przecież dzisiaj może nie podręcznikiem w sensie dosłownym, ale na pewno pomocą dla wszystkich jest internet. I moje pytanie jest takie: czy Rada, nawet w tych skromnych, rzeczywiście zbyt skromnych, uwłaczająco skromnych warunkach, zajmuje się tym zagadnieniem?

Troska zawarta w tym pytaniu jest podwójna. Po pierwsze, czy tam używa się poprawnej polszczyzny? Mówię o tych instrukcjach, szczególnie tych, które kierują pracą internetu, bądź w ogóle języku komputerowym. A drugi poziom troski polega na tym, że używany tam język, język ściśle techniczny, wręcz specjalistyczny, do tego jeszcze jest to niedokładnie przetłumaczone, uniemożliwia korzystanie z internetu osobom, które zostały zapoznane z klasycznym językiem polskim.

Skoro wszyscy raczą nas ciekawostkami, ja też mam pytanie z gatunku ciekawostek: jak pan ocenia, co prawda małe zjawisko, ale narastające, zjawisko, które nie jest jakimś wyzwaniem językowym, ale ma raczej charakter komercyjny, polegające na tym, że niektóre usługi, zwłaszcza gastronomiczne i inne, reklamowane są w oparciu o język niemiecki, ale pisany pismem staroniemieckim, gockim, altdeutschem, jak niektórzy mówią, czy szwabskim? Czy jest to forma dopuszczalna, szczególnie że to pismo bardzo źle się kojarzy ludziom, którzy pamiętają II wojnę światową, a zwłaszcza mieli kontakty z SS?

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Mówiłem właściwie tylko o języku podręczników szkolnych, ponieważ tego zagadnienia dotyczyło sprawozdanie o stanie ochrony języka polskiego przedstawione obecnie Sejmowi i Senatowi. Jeżeli państwo sobie życzą, ja mogę zrobić prelekcję o polszczyźnie trwającą, ile państwo zechcą, do dwudziestu czterech godzin z małymi przerwami, i wtedy poruszę wszystkie zagadnienia, które są do omówienia.

A teraz już na serio. Jeżeli chodzi o internet, to jest to, jak to się teraz modnie mówi, rzeczywiste wyzwanie dla języka polskiego, zresztą dla każdego języka. Proszę państwa, jesteśmy świadkami tego - językoznawcy już zaczęli to opisywać - że zasadniczo zmienił się rozkład typów polszczyzny. Dotąd mówiono o dwóch typach polszczyzny: polszczyźnie mówionej i polszczyźnie pisanej. I wszystko było jasne. Była polszczyzna wtórnie mówiona, wtórnie pisana, ale głównie mówiona i pisana. Z chwilą pojawienia się pewnych gatunków internetowych, a mianowicie blogów, czatów, wywiadów internetowych, zrodził się trzeci typ polszczyzny, którą się nazywa polszczyzną zapisaną. Ma ona cechy zarówno polszczyzny mówionej, jak i polszczyzny pisanej. Kłopot polega na tym, że niedokładnie wiemy, jaka jest granica między tym, co publiczne, a tym, co prywatne, w internecie. Bo internet to jest wszystko, to jest cały świat, jeżeli chodzi o język. Są tam po prostu strony internetowe, chociażby Sejmu czy Senatu, które są po prostu transponowaną na monitor, na ekran polszczyzną pisaną. Są tam takie gatunki jak gazety internetowe, które w zasadzie nie wnoszą do języka niczego nowego oprócz na przykład formy graficznej. Ale te dwa czy trzy gatunki, o których wspomniałem, to jest coś absolutnie nowego.

Proszę państwa, jesteśmy świadkami czegoś zupełnie niebywałego, a mianowicie coraz większa liczba, chyba już ponad 50%, Polaków pisze. Dotąd szacowało się, że pisali tylko ci, którzy musieli, i to było z 10% Polaków, inni tylko mówili, a nie pisali. Teraz cała młodzież pisze za pomocą internetu. Jak pisze, to jest zupełnie inna sprawa.

Ale językoznawcy się zastanawiają, co z tym robić: czy to jest prywatne, czy publiczne? Jak to jest prywatne, to Bóg z wami, bo nie możemy interweniować w sprawie listów prywatnych, nigdy tego nie było. Ale pisze się blog, czyli coś w rodzaju pamiętnika czy dziennika. Niby to jest prywatne, ale z drugiej strony tam jest napisane: tę stronę odwiedziło tylu a tylu czytelników, albo: odpisz czy ustosunkuj się do tego. Ten, który pisze, udaje, że pisze prywatnie, on chce, żeby go czytali. A jak chce, żeby go czytali, to powinien liczyć się z tym, że i ten język powinien być jakiś.

Ciągle to obserwujemy, ale musimy mieć troszeczkę czasu, żeby to zebrać i powiedzieć, jakie reguły obowiązują w internecie. Jest coś takiego jak netykieta, taka internetowa etykieta, bardzo ogólna, jeżeli chodzi o język, bardzo niedoskonała.

Oczywiście mnie też razi coś, co można by nazwać żargonem internetowym, a co dotyczy tej obsługi. To już ja naprawdę wolę obrazki, te ikonki, bo tam przynajmniej częściowo można się zorientować, co to jest. Rzeczywiście, użytkownicy Internetu czy raczej - przepraszam - ci, którzy tworzą to wszystko, jakby zapominają, że w Polsce żyją jeszcze ludzie, którzy mają powyżej czterdziestu lat. Ja zresztą w ogóle mówię wszystkim, którzy są tak bardzo za tymi właśnie zmianami, za językiem młodzieżowym: ludzie, pamiętajcie, że są jeszcze w Polsce osoby, które mają czterdzieści i więcej lat, które są przyzwyczajone do innego sposobu formułowania myśli. I to trzeba uwzględniać, nie tylko sama młodzież jest w tej chwili, chociaż rzeczywiście w internecie przeważa młodzież.

Żadnych formalnych sposobów oddziaływania nie ma, trzeba oddziaływać, że tak powiem, przez szlachetny snobizm. Teraz Rada Języka Polskiego wpadła na taki pomysł, żeby na przykład robić konkursy, począwszy od szkół, na osoby, które by się nazywały ambasadorami języka polskiego albo ambasadorami polszczyzny. Takimi ambasadorami polszczyzny mogą być: młody ambasador polszczyzny w szkole, ambasador polszczyzny na uczelni, ambasador polszczyzny w Sejmie i w Senacie. Proszę bardzo, będziemy wybierać senatora, który najlepiej mówi albo najlepiej pisze po polsku, jeżeli się państwo zgodzą. Tak samo posła. Nie tych, którzy robią to najgorzej, bo to jest łatwizna...

(Wesołość na sali)

Łatwizna nie dlatego, że jest ich tak dużo, tylko dlatego, że wytykać błędy to jest... Profesor Doroszewski przeszło pięćdziesiąt lat temu mówił, że zwalczanie błędów jest niedobre, nie należy tylko zwalczać zła, ale należy propagować dobro. I dlatego będziemy wybierali te osoby, oczywiście jeżeli będziemy mieli przyzwolenie, które posługują się najlepszą polszczyzną, i w ten sposób będziemy propagowali taki szlachetny snobizm: mówmy dobrze po polsku, piszmy dobrze po polsku. To jest jedyne, co rada może zrobić, czyli propagować.

Zacząłem od szkół, a nie wiem, czy państwo wiedzą, że w Roku Języka Polskiego, który był ogłoszony przez Senat, ponad trzysta szkół w Polsce zrobiło konkursy dotyczące poprawnej polszczyzny. Czy one wszystkie były idealne, to ja nie wiem, ale chodzi o rozbudzenie zainteresowania, żeby było wiadomo, żebym ja się zastanowił: wiem, nie wiem, a jak nie wiem, to są takie a takie słowniki, sięgam do poradników.

Co do tej pisowni to ja się nie zetknąłem z tym. Ale widocznie są takie regiony Polski, w których tak się stylizuje. Myślę, że przede wszystkim to jest nieczytelne i to jest przeciwko sobie. To jest to, Panie Senatorze, o czym mówiłem: w Polsce są ludzie, którzy pamiętają jeszcze inne rzeczy i to może im się źle kojarzyć. Młodzieży to się źle nie kojarzy, ale to może właśnie się stać nieczytelne.

Nawiasem mówiąc - nie wiem, czy państwo spotkali się z tym - byłem niedawno w jakiejś restauracji, nie powiem, w jakiej, w Warszawie, biorę menu i na początku co jest? Startery. Co to są startery? Zakąski. To jest angielskie określenie. Po polsku zawsze się mówiło: zakąski czy raczej przekąski... przepraszam, przekąski, bo zakąski to do czego innego. A teraz już nie ma przekąsek, tylko są startery. Nie jest napisane: przekąski/starters, czyli po polsku i po angielsku, tylko są po prostu startery.

(Głos z sali: Powinno być: rozruszniki.)

Mogłoby być i tak. Ale to by było już po polsku, a tutaj są startery. Snobizm, takie bezmyślne uleganie modzie na anglicyzmy jest rzeczywiście czymś, co nie jest dobre.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Sepioł, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Janusz Sepioł:

W wystąpieniu pana przewodniczącego poruszyły mnie dwie kwestie.

Pierwsza sprawa to sprawa podręczników. Wiedziałem, że ich jest wiele, nie miałem świadomości, że to są aż takie liczby. I zastanawiam się, czy nie mogłoby być takiej inicjatywy Rady i właśnie Senatu czy marszałka Senatu, aby nagradzać podręczniki najlepsze, za najstaranniejszą polszczyznę, za najlepszą polszczyznę i że to mógłby być jakiś drogowskaz, jakaś wskazówka dla nauczycieli przy wyborze.

Kwestia druga to jakieś zupełnie żenujące informacje o budżecie. Jestem zupełnie zdumiony i myślę, że to powinno być nasze zobowiązanie - myślę o komisji kultury - że jeśli w przyszłym roku ta sytuacja miałaby się powtórzyć, to w Senacie pojawi się odpowiednia poprawka.

Muszę jednak powiedzieć, że bardzo sceptycznie patrzę na hasło "ambasador polszczyzny" towarzyszące tej inicjatywie. Ambasador z istoty rzeczy działa na obcym terytorium. Czy to, że będziemy mieli ambasadora polszczyzny w polskiej szkole, nie jest zbyt defensywne?

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Można to nazwać inaczej.)

(Marszałek Bogdan Borusewicz: Dziękuję...)

Może to jednak zbyt smutne. Dziękuję.

(Głos z sali: Komisarz!)

(Wesołość na sali)

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

To już było.

Oczywiście nazwa może być inna.

Ale teraz pierwsza kwestia. Byłaby to taka inicjatywa, żeby nagradzać, to znaczy wyróżniać nagrodą Senatu i Rady Języka Polskiego, czy Senatu na wniosek Rady Języka Polskiego, tak byłoby chyba najlepiej, takie podręczniki. Powiedziałbym, że można by nawet iść dalej, a mianowicie zrobić coś takiego, żeby te nagrodzone podręczniki były jakoś częściowo...

(Głos z sali: Rekomendowane.)

...rekomendowane też, ale przede wszystkim dotowane, po to, żeby były tańsze, żeby coś tam odjąć od ceny. Ale nie wiem, kto mógłby to zrobić, kto mógłby dawać taki upust, że tak powiem, na te podręczniki.

I druga kwestia. Nasza sytuacja finansowa jest pochodną sytuacji Akademii, bo my jesteśmy finansowani wyłącznie przez Polską Akademię Nauk. My nie możemy przyjąć niczego od nikogo. Jak organizujemy na przykład Forum Kultury Słowa, to musimy zawiązać spółkę z jakimś towarzystwem naukowym, które może przyjąć dotację. My od Senatu też nic nie możemy przyjąć, bo my jesteśmy komitetem Akademii i moglibyśmy to przyjąć tylko za pośrednictwem Akademii, ale gdyby nawet Senat wpłacił coś do Akademii i tak to tam utonie, i my już tego nie zobaczymy. Chyba żeby było powiedziane: wyłącznie na działalność Rady.

A jeżeli chodzi o to, czy ma to być ambasador, to możemy oczywiście pomyśleć, jak to zatytułować.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Pani marszałek Bochenek, proszę uprzejmie.

Do spisu treści

Senator Krystyna Bochenek:

Ja miałabym do pana profesora prośbę, aby powiedział słowo o języku polskim poza granicami kraju. Senat opiekuje się Polonią i Polakami. Wiem, że teraz ma powstać komisja, która szczególną opieką otoczy język polski na obczyźnie. Bardzo prosiłabym o słowo na ten temat.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Istotnie Rada Języka Polskiego, która dotąd skupiała swoje zainteresowanie na polszczyźnie w kraju nie tylko zamierza się tym zająć, ale już powołała Komisję Języka Polskiego za Granicą. Będziemy starali się tak oddziaływać, żeby propagować polszczyznę za pomocą konkursów, wysyłać podręczniki czy książki dotyczące polszczyzny, i w ogóle zainteresować się sytuacją języka polskiego poza granicami kraju.

Tutaj sytuacja jest bardzo zróżnicowana, bo inaczej traktuje się polszczyznę na terenach wschodnich, tam są oczywiście skupiska Polaków, które zawsze tam były, a inaczej jest z Polonią emigracyjną. To też jest nowe zadanie i nowa kwestia, a mianowicie ta liczna nowa Polonia angielska i irlandzka. Wiem, że już powstają szkoły polskie w Anglii, moja była doktorantka pisała mi kilka dni temu, że właśnie uczy w takiej szkole dzieci najnowszych emigrantów. Niewątpliwie więc będziemy bardzo prosić Senat o pomoc w tej kwestii. Tutaj właśnie pomoc materialna Senatu bardzo by się nam przydała. Zarys działań tej komisji przedstawimy w ciągu najbliższych trzech miesięcy.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pani senator Pańczyk-Pozdziej.

Do spisu treści

Senator Maria Pańczyk-Pozdziej:

Panie Profesorze, czy zdarzyło się, że Rada Języka Polskiego wykluczyła jakiś podręcznik z procesu dydaktycznego? To jest pierwsze pytanie.

I drugie pytanie. Wiemy wszyscy, że ustawa o języku polskim sobie a życie sobie. Wystarczy, że przejdziemy ulicami miast i popatrzymy na różne wystawy, szyldy, napisy itd. Pan już powiedział, że zadaniem Rady jest napominać, ale chciałabym wiedzieć, kto egzekwuje wykonalność ustawy, bo mnie się wydaje, że nikt. Podam przykład. Ja wielokrotnie zwracałam uwagę gospodarzom różnych miast, że skrót od słowa "osiedle" to jest "os." z kropką, a nie "oś:", a na szyldach nagminnie pisze się "oś. Wieczorka". I choć się mówi i upomina, z egzekwowaniem tej ustawy, wydaje się, jest nijak.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Jeżeli chodzi o pierwsze pytanie, to Rada Języka Polskiego nie ma takich uprawnień, żeby zakazać, ja już mówiłem o tym, rozpowszechniania podręcznika. To, co może zrobić, to napisać do ministerstwa, tak właśnie jak w tym raporcie, które podręczniki były złe, i wycofać rekomendacje dane recenzentom językowym. Tylko to. Reszta należy do Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Jeżeli chodzi o drugie pytanie, to organami uprawnionymi do egzekwowania, to jest 15 bodajże ustawy o języku polskim, są Inspekcja Handlowa i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta. One nakładają kary. Ale takie właśnie wykroczenia ortograficzne są bardzo częste i rzeczywiście trudno nad tym wszystkim zapanować.

(Senator Maria Pańczyk-Pozdziej: Spółka akcyjna na przykład.)

Proszę?

(Senator Maria Pańczyk-Pozdziej: Spółka akcyjna...)

Tak. Ileż razy ja o tym mówię w radiu, niemal co miesiąc. W telewizji nie, bo z telewizji programy językowe już zostały wycofane, nie ma ich. Telewizja, i publiczna, i komercyjna, uważa, że polszczyzna jej nie interesuje, bo to nie jest misja. Kiedyś zwracałem uwagę na to, że chociażby w TVP Kultura powinna być kultura języka. Nie ma żadnych programów z zakresu kultury języka polskiego. To jest niedochodowe. Chociaż jak ja mam audycję w radiu i odbieram telefony, to nie zdarza się, żeby telefon nie dzwonił, często wręcz się blokuje. Ludzie bardzo często słuchają. W niedzielę będę miał audycję na żywo "Zagadki językowe" w Programie I o godzinie piętnastej - przy okazji dokonałem kryptoreklamy - i na pewno bardzo wielu słuchaczy będzie dzwoniło, żeby na te zagadki odpowiedzieć, chociaż nagrody są żadne, są to jakieś książki, nie żadne...

(Senator Krystyna Bochenek: Proszę nam pytania zdradzić.)

(Wesołość na sali)

(Marszałek Bogdan Borusewicz: Pani Marszałek, czekają następne osoby.)

A poza tym ja stoję na stanowisku, że żadnej miłości nie można wymusić, także miłości do języka ojczystego. I drugie moje ulubione powiedzenie: można zmusić konia do tego, żeby wszedł do wody, ale nie można go zmusić, żeby się napił. No oczywiście można sprowokować miłość, jak państwo wiedzą, można tak działać, żeby kogoś w sobie rozkochać, i ja usiłuję to od trzydziestu siedmiu lat robić, jeżeli chodzi o polszczyznę. Staram się tak przedstawiać walory polszczyzny, żeby przekonać ludzi, że to jest coś, czym warto się interesować. Nie chcę mówić tylko o błędach, ja mogę żyć z błędów, ale to nie jest to. Wolę mówić o rzeczach pozytywnych. A więc takie jest moje stanowisko. Nie można za pomocą kar, na przykład pieniężnych, zmusić do miłości; można zmusić do egzekwowania podstawowych praw, takich jak prawa ortograficzne na przykład, bo ortograficzne prawa są dosyć jasne i należy ich przestrzegać.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Wojciechowski.

Do spisu treści

Senator Grzegorz Wojciechowski:

Panie Marszałku, Wysoka Izbo, chciałbym się dowiedzieć, jakie są trendy w wypadku podręczników. Czy ta część śmieszna, że tak powiem, dzisiejszego pana wystąpienia wydłuża się czy skraca? Czy tych błędów w podręcznikach jest coraz więcej, czy coraz mniej?

I drugie pytanie: jakie wyzwania na przyszłość stawia wobec języka polskiego nasze wejście do Unii i dalsza integracja, i jakie pan przewiduje problemy z językiem polskim?

I może jeszcze jedno pytanie. Zdaje się, że była taka konwencja ONZ z sześćdziesiątego któregoś roku w sprawie dobrych obyczajów przy pisaniu prac naukowych, wygłaszaniu referatów, było chyba coś takiego. Czy to konwencja obowiązująca czy też ona umarła śmiercią naturalną? Dziękuję bardzo.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Proszę bardzo, Panie Profesorze.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Może od razu trzecia sprawa. "Dobre obyczaje w nauce" - wyszła taka broszurka opracowana przez grono profesorów polskich i to powinno obowiązywać na naszych wyższych uczelniach. Jest to do dostania. Tytułu chyba... chyba tak to się nazywa: "Dobre obyczaje w nauce". Liczy kilkanaście stron, mniej więcej trzydzieści, i jest tam powiedziane, czym powinna się charakteryzować praca naukowa - nie tylko praca pisemna, ale w ogóle naukowe pracowanie. A więc to jest odpowiedź na to trzecie pytanie.

Pierwsze pytanie. Powiedziałbym tak: jeżeli chodzi o bezwzględną liczbę, to oczywiście tych podręczników gorszych jest więcej, bo w ogóle podręczników jest więcej. Nie sądzę natomiast, żeby procentowo ta liczba się pogarszała. Tutaj jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, bo z jednej strony chodzi o to, żeby był ten tak modnie nazywany pluralizm, żeby każdy sobie mógł wybrać to, co chce, żeby nie było jednego obowiązującego podręcznika, ale z drugiej strony, jak mamy trzydzieści podręczników, to naprawdę jest to już trochę za bardzo plu-, tego pluralizmu jest za dużo.

I pytanie drugie, najciekawsze, mogę o tym mówić sporo, ponieważ Rada Języka Polskiego od dwóch, trzech lat współpracuje z wszystkimi tłumaczami polskimi w Brukseli i w Luksemburgu. Była to taka sytuacja, że w roku 2005 ci tłumacze zaczęli do nas pisać, bo mieli rozmaite wątpliwości przy tłumaczeniu. Jak się powtórzyło czwarty czy piąty raz to samo pytanie, to powiedzieliśmy: kochani, wy się zorganizujcie i przysyłajcie nam pytania zbiorcze. Okazało się, że oni w ogóle nie byli zorganizowani. Dzięki nam się zorganizowali i przysyłali nam pytania. Ja jeździłem, moi koledzy jeździli szkolić tych tłumaczy do Luksemburga, a także do Brukseli. Oni bardzo to wszystko chłonęli. Oni są zresztą w strasznie trudnej sytuacji. Można by powiedzieć, że słowo "strasznie" jest źle użyte. Ale znalazłem cytat z osiemnastego wieku "Ona go musi strasznie kochać", a więc już w osiemnastym wieku było "straszne kochanie". A więc sytuacja jest bardzo trudna, ponieważ tłumacze siedzą... Nie wiem, czy państwo kiedyś widzieli, jak tam jest w tym Luksemburgu czy w Brukseli. Tłumacze siedzą przed ekranami, tutaj mają ekran, u góry ekranu jest tekst obcy, na dole ekranu ma się pojawiać tekst tłumaczony i oni osiem godzin siedzą i tłumaczą. Mają do tego takie panele: to tłumaczymy tak, to tłumaczymy tak. To są takie najważniejsze rzeczy, takie wzorce, panele.

Oni pracują pod presją czasu, a nie wszyscy mają wykształcenie ściśle językoznawcze, polonistyczne. Przeważnie są po filologiach obcych. Bardzo się starają i bardzo chętnie to tłumaczenie... Ale tak to wygląda od strony tłumaczy, a jak od strony języka? Grozi nam... może "grozi" to złe słowo. Jest duży napływ tłumaczonych dokumentów unijnych. Jest w nich mnóstwo różnych nowych terminów, niektóre już zostały przyjęte przez wszystkie ministerstwa, takie na przykład jak implementacja przepisów. Nie można powiedzieć "wdrożenie", nie, musi być implementacja. To są takie właśnie rzeczy, z którymi trzeba, no, może nie walczyć, nie lubię walczyć - na które trzeba zwracać uwagę. Może jednak nie prezydencja, choć ta prezydencja już chyba wejdzie: "prezydencja Francji" zamiast "przewodnictwo", "przewodniczenie". Ale czy musi być "akces", "akcesja do Unii", "akces do Unii", zamiast "przystąpienie"?

Zaczęło się od tego, że nas spytali, jak pisać "państwa członkowskie", bo "państwa członkowskie" każą im pisać dużą literą, a "państwa kandydujące" małą literą. Podobno tak było w dokumencie akcesyjnym, w dokumencie o przystąpieniu Polski do Unii nazwa "państwa członkowskie" była napisana dużą literą. No dobra, zrobili tam błąd, ale teraz ten błąd się będzie ciągnął, więc przewalczyliśmy chyba, że to się pisze małą literą. Sprawdziliśmy, bo podobno we wszystkich językach unijnych "państwa członkowskie" pisze się dużą literą. Guzik, przepraszam, a nie prawda. Na dwadzieścia języków w kilku tylko się pisze oba człony dużą literą, w niektórych się pisze pierwszy człon dużą, w niektórych oba człony małą, różnie to bywa. A więc nie jest to prawda, co się twierdzi. To jedna sprawa.

Druga sprawa. Mamy bardzo dużą szansę... Ja o tym mówię, bo język polski jest piątym, szóstym językiem unijnym i mnie było bardzo przyjemnie, kiedy byłem w Brukseli właśnie na takiej sali, gdzie były kabiny tłumaczy, i tam było napisane: english, francaise, tak, proszę państwa, francuski, włoski, hiszpański, niemiecki i polski - jeden z sześciu języków Unii. I powinniśmy dbać o to. Tłumacze unijni, inni, nie-Polacy, są w zasadzie tłumaczami z dwóch języków, mają obowiązek uczenia się co najmniej trzeciego języka i ciągle pogłębiają swoją znajomość języków. Bardzo wielu tłumaczy obcych wybiera polszczyznę i polszczyzna naprawdę, ja to podkreślam już od trzech lat, ma szansę stać się jednym z języków unijnych, z których będzie się dalej tłumaczyło na inne, mniejszej rangi języki.

Rada Języka Polskiego propaguje tę polszczyznę. Wydaliśmy, nie przyniosłem tutaj, przepraszam, ale mogę dostarczyć, w dwudziestu językach broszurkę o języku polskim, we wszystkich, przed przystąpieniem Rumunii i Bułgarii, językach unijnych. To taka szesnastostronicowa broszurka zawierająca podstawowe informacje o języku polskim, żeby oni przynajmniej wiedzieli, że nie piszemy grażdanką, bo niektórzy tak myślą. Jest to bardzo ładnie wydane, tłumaczone na wszystkie języki, nawet na maltański - jest taki język używany na Malcie, z tej samej grupy co arabski, ale pisany alfabetem łacińskim. Największe kłopoty mieliśmy ze znalezieniem tłumacza z polskiego na maltański. I nie znaleźliśmy. Za pośrednictwem angielskiego przetłumaczył szef maltańskich tłumaczy Unii Europejskiej. Wydaliśmy tę broszurkę maltańską w dwustu egzemplarzach, chyba wszyscy mówiący po maltański ją dostaną, bo na Malcie po maltańsku mówi tylko pięć procent osób.

W każdym razie jest szansa, i na to zwracam państwa uwagę, żebyśmy tej szansy nie zaprzepaścili, bo jak wejdzie do Unii rosyjski, to ją oczywiście stracimy. A teraz mamy dużą szansę.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Ryszka, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Czesław Ryszka:

Dziękuję, Panie Marszałku.

Panie Profesorze, mam pytanie o skuteczność działania Rady Języka Polskiego. Czy mógłby się pan pochwalić jakimś największym sukcesem? Co według pana było takim największym osiągnięciem Rady?

Drugie pytanie, pytanie o język dziennikarstwa. Czy wzrasta poprawność językowa? Czy też ten język staje się bardziej niechlujny?

Trzecie pytanie. Pojawił się termin "media polskojęzyczne" na określenie obcego właściciela, głównie czasopism. Czy jest to termin poprawny?

I czwarte pytanie. Czy Rada bada także poprawność kaznodziejstwa polskiego? Dziękuję bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Zacznę od czwartego pytania...

(Marszałek Bogdan Borusewicz: Proszę bardzo.)

... i będę szedł do tyłu. W tym czasie pani sekretarz Rady może mi podpowie, co można uznać za największy sukces, bo trochę ich było, ale nie umiem ich uszeregować.

Tak, jeżeli chodzi o kaznodziejstwo, to w Radzie jest Komisja Języka Religijnego prowadzona przez księdza profesora Wiesława Przyczynę, który jest homiletykiem, jest bardzo wybitnym znawcą, jest pracownikiem Akademii Papieskiej. Regularnie odbywają się konferencje, które raz do roku oceniają język na przykład katechezy szkolnej, język kazań i homilii. To właśnie ksiądz Przyczyna był przyczyną, że tak powiem, tego, o czym się kilka miesięcy temu mówiło głośno, pisało w prasie, że kazania mogą być ściągane z internetu i w ogóle ściągane, że się te kazania powiela bez wiedzy ich autorów.

Co do dziennikarstwa. Niewątpliwie to, że jest dużo różnych mediów, spowodowało napływ do dziennikarstwa bardzo wielu osób, które nie mają kwalifikacji. Poza Polskim Radiem nie ma instytucji, o ile wiem, w prywatnych mediach, która dopuszczałaby ludzi, dziennikarzy do mikrofonu. W związku z tym mówić każdy może, a jak mówi, to już jest z tym bardzo różnie. Niewątpliwie to, że tych źródeł informacji dziennikarskiej jest bardzo wiele nie wpływa dodatnio na polszczyznę dziennikarzy. Chociaż oczywiście są dziennikarze, którzy bardzo dbają o polszczyznę. Są tacy dziennikarze radiowi, są tacy dziennikarze telewizyjni.

Termin media polskojęzyczne jest oczywiście terminem ironicznym albo wręcz takim, powiedziałbym, pogardliwym czy lekceważącym. Polskojęzyczny, a więc nie polski. Jeżeli ktoś tego terminu używa, to myślę, że robi to świadomie po to, żeby wyrazić swoje emocje, czy wyrazić swój stosunek do tego typu mediów.

Co jest największym sukcesem Rady Języka Polskiego? Powiedziałbym tak: na przykład właśnie to, że tłumacze Unii Europejskiej wiedzą, że mogą się do nas zwrócić, i że wielokrotnie już to robili. A to oznacza, że mamy jakiś wpływ na język tłumaczeń unijnych, może nie całkowity, ale ten wpływ mamy. To, że odbywają się fora kultury słowa, na których omawiamy różne zagadnienia i są to fora ogólne, nie tylko językoznawcze. Czy można natomiast powiedzieć, że czemuś zapobiegliśmy, że dzięki nam coś się nie stało? Przynajmniej częściowo. Ten Lech Walesa Airport, jeżeli jest to tylko nazwa wtórna, to mam nadzieję, że wskutek naszego listu, jeżeli Baltic Arena, to chyba też. Nasza ostatnia inicjatywa jest taka, żeby zawodnicy, wszystkich nas to interesuje, na koszulkach mieli napisy z polskimi znakami, to znaczy z ę, ą, ś, dź, ć itd., bo wychodzi zawodnik i ma napisane Bak, a on jest Bąk; Zewlakow, a on jest Żewłakow. Napisaliśmy do ministra sportu, list poszedł, zobaczymy, jeżeli to osiągniemy, to będzie dopiero osiągnięcie! Bo kibice się uczą, a czego się uczą młodzi kibice? Tego, że nazwiska na koszulkach są napisane małą literą, nazwisko jest małą literą. I taki uczeń sobie powie: a co wy mi będziecie tutaj w szkole mówić, że nazwiska pisze się dużą literą, jak reprezentant Polski wychodzi na boisko i ma napisane na koszulce: Kowalski, małą literą. W internecie nawet jest taka reklama: "Dołącz do nas", gdzie nazwisko "Kowalski" jest napisane małą literą. Tego jeszcze nie osiągnęliśmy, ale co mamy nadzieję, że osiągniemy. Jeżeli minister sportu nam odpowie, że są przepisy międzynarodowe, że trzeba pisać bez znaków, to mu powiem: no to spojrzyj pan na tego Czecha, czy Słoweńca, czy Węgra, którzy mają wszystkie te znaczki. A więc chyba tak nie jest. Tak bym odpowiedział na to pytanie. Jak wyjdę, to mi się na pewno przypomni najważniejsza rzecz.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Kieres, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Leon Kieres:

Dziękuję, Panie Profesorze.

Kilka pytań. Będę zadawał pytanie i prosiłbym o odpowiedź, jeśli pan marszałek pozwoli. Krótką, oczywiście.

Współpraca z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Zwracał pan uwagę na, powiedzmy, raczej delikatne relacje między radą a mediami, zwracał pan również uwagę na zdejmowanie programów poświęconych polszczyźnie z publicznych mediów. Sam mam przyjaciela, który swego czasu był obecny w mediach, profesora Jana Miodka. Jego programy zdejmowano systematycznie i skutecznie. Został tylko jeden w Regionalnej Trójce, wrocławskiej.

Czy zwracaliście się państwo w tej sprawie do Krajowej Rady i czy Krajowa Rada w ogóle podejmowała jakieś inicjatywy w sprawie zasięgania państwa opinii? To moje pierwsze pytanie.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Nasza współpraca polega na tym, że zapraszamy przedstawicieli Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji na każde posiedzenie plenarne. Nie wiem, czy raz ktoś był. Chyba nigdy nikt. Lekceważą nas.

Do spisu treści

Senator Leon Kieres:

Dziękuję. Szkoda, że nie wiedzieliśmy o tym wczoraj.

Drugie pytanie, Panie Profesorze. Ministerstwo kultury.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Z Ministerstwem kultury mamy dobrą współpracę. Ministerstwo współpracuje z nami przy organizowaniu forów kultury słowa. Jest to zarówno współpraca finansowa, jak i współpraca merytoryczna. Kilkakrotnie spotykaliśmy się z wiceministrami kultury w różnych rządach. Muszę powiedzieć, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego jest ministerstwem, które najlepiej z nami współpracuje.

Do spisu treści

Senator Leon Kieres:

Panie Profesorze, dziękuję za odpowiedź, zwłaszcza ze względu na to, że ministrem kultury jest wrocławianin...

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Ja też jestem wrocławianinem.)

(Wesołość na sali)

No to już jest nas trzech, Panie Profesorze.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Tak.)

Trzecie pytanie. Panie Profesorze, media...

(Marszałek Bogdan Borusewicz: Panie Senatorze, ja bym jednak poprosił o wszystkie pytania. Potem będą odpowiedzi.)

W takim razie zostały mi jeszcze dwa pytania.

Media. Ornamentyka słowna to nie tylko struktury gramatyczne, ale także pewne wartości, zawarte pod sformułowaniami. To jest też problem współpracy z Radą Etyki Mediów. Czy państwo zwracaliście uwagę Radzie Etyki Mediów na pewne niepokojące zjawiska - ja bym powiedział wprost: patologiczne - w polskim dziennikarstwie. Kiedy się pisze neutralnie, ale jednocześnie przez odpowiedni dobór słów stygmatyzująco, wręcz oszczerczo.

I ostatnie pytanie - w związku z trudnościami, jakie państwo macie, które są także dla nas, moim zdaniem, bolesne. Czy państwo uważacie, że powinniście przejąć pewne kompetencje czy status urzędu z uprawnieniami nie tylko opiniodawczymi? Pan wymienił tylko dwie instytucje, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz drugą, jako te, które mogą...

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Inspekcję Handlową.)

Właśnie. Dziękuję.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Jeżeli chodzi o Radę Etyki Mediów, to oczywiście przedstawiciele Rady Etyki Mediów też są zapraszani na nasze posiedzenia. Chyba raz ktoś był. Widocznie też nie uważają nas za placówkę godną współpracy.

Jeżeli chodzi o zwracanie uwagi na wartość słowa, to kilkakrotnie na posiedzeniach plenarnych rady była o tym mowa. W skład rady wchodzi pani profesor Jadwiga Puzynina, która jest wybitną znawczynią właśnie problematyki wartości w języku, w językoznawstwie. Można powiedzieć, że nie była to inicjatywa rady, ale członkowie rady byli jurorami w konkursie "Polityki" na antysłowo, który był chyba w ubiegłym roku. Wszyscy trzej, którzy tam byliśmy, jesteśmy członkami Rady Języka Polskiego. Oczywiście, uważamy, tak jak wszyscy językoznawcy, że w skład kultury języka, oprócz poprawności językowej, sprawności językowej i estetyki słowa, wchodzi etyka słowa. Na przykład bardzo wiele kwestii poświęconych nowomowie i neonowomowie zawsze występuje w naszych wystąpieniach i czasami też w opiniach.

Jeżeli chodzi o nasze usytuowanie, to na pewno nie chcielibyśmy mieć możliwości nakładania kar pieniężnych, czyli takiej egzekucji. Jak powiedziałem, większość członków Rady, chyba 95%, uważa, że nie wolno przekonywać do miłości do języka. Ale bardzo by się nam przydała możliwość oddziaływania między innymi dzięki zwiększonym środkom finansowym. W ogóle to by wymagało zmiany ustawy o języku polskim, prawda? Bo my jesteśmy komitetem problemowym działającym przy Polskiej Akademii Nauk i to nas jakoś ogranicza.

(Senator Leon Kieres: Ja zgłoszę w wystąpieniu pewną konkretną propozycję zmiany ustawodawczej.)

Dobrze.

W każdym razie bardzo chętnie i z wielką wdzięcznością przyjmujemy wszelkie inicjatywy, które zwiększałyby nie nasz autorytet, bo autorytet musimy sobie wypracować, ale możliwość oddziaływania.

Ja mówię przed Senatem chyba już trzeci raz. To jest dla mnie wielki zaszczyt, że Senat Rzeczypospolitej docenia Radę Języka Polskiego. Na posiedzeniu plenarnym Sejmu jeszcze nikt z Rady Języka Polskiego nie był. Byli na posiedzeniu komisji. Na posiedzeniu plenarnym jeszcze nikt nie był. Ale, oczywiście, Senat to jest Izba, która dba o kulturę i nad nią czuwa. I to jest dla mnie, jak mówię, wielki zaszczyt. Bardzo bym sobie cenił, gdyby... Jedna inicjatywa już była i bardzo nam pomogła - Rok Języka Polskiego. Pani marszałek Bochenek go zainicjowała. Zorganizowaliśmy ten rok. Było bardzo wiele... Chociaż nie jest tak, że to od razu przynosi rezultaty, że od razu podnosi się poziom polszczyzny. Na to trzeba pracować powoli i systematycznie.

I żeby były te programy w telewizji. W radiu są. Jak mówię, redaktor Małgorzata Tułowiecka już trzydzieści pięć lat prowadzi ze mną i nie tylko ze mną audycje radiowe. One też są spychane. Różnie bywało. Czasami nas wyrzucali na półtora roku, bo powiedzieliśmy, że Jedynka, zamiast Program 1 Polskiego Radia, źle się kojarzy, a więc przez półtora roku nie byliśmy na antenie. My przeżyliśmy już tyle w tym radiu, że... Ale radio ma ograniczony zasięg oddziaływania. O wiele ważniejsza byłaby telewizja.

Otrzymałem na przykład taki list - jak by to było dobrze, gdyby między "Wieczorynką" a "Wiadomościami" były klipy propagujące dobrą polszczyznę. No jasne, że by było dobrze. Ale kto puści klipy, które nie przynoszą żadnych dochodów?

(Senator Zbigniew Romaszewski: I to za jedną minutę.)

No właśnie. Kto by za to zapłacił? Czy między "Sportem" a "Pogodą", prawda? Pięćdziesiąt sekund o tym, że się mówi "włączać", a nie "włanczać". I w takim czasie antenowym. Nie o 7.00 rano czy nie tak jak Miodka, którego program zepchnięto na 14.00 we wtorki. Kogo przekonać, że telewizja nie tylko musi zarabiać pieniądze na reklamach, ale też ma... Mówi się o misji. Ile się mówi o misji! A jak się traktuje misję, jeżeli chodzi o polszczyznę? A wszystko się mówi po polsku w telewizji, znaczy prawie wszystko.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Andrzejewski, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Piotr Andrzejewski:

Panie Profesorze, przejdźmy teraz do bardzo praktycznej dziedziny. Jak wygląda finansowanie tak znakomitej instytucji? Bo z tego, co wiem, nie jest dobrze. Czy jest jakieś stałe zaplecze biurowe? I coś, co leży w zakresie działania Senatu - wspieranie Rady. Czy widzi pan konieczność wyodrębnienia w budżecie takiej zadaniowej pozycji i zwrócenia się do ministra kultury - myślę, że to powinno być gdzieś w tym dziale jako zadanie budżetowe. Chodzi o przeznaczenie jakichś środków na funkcjonowanie Rady. To pierwsze pytanie, troszkę retoryczne. Ale pana wniosek byłby dla nas wiążący.

I drugie: czy sposób używania języka polskiego nie powinien być przez Radę proponowany jako jedno z kryteriów doboru lektur szkolnych?

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

To ostatnie to nie, dlatego że język lektur szkolnych to jest język artystyczny i jednak w nim obowiązują inne zasady niż w polszczyźnie użytkowej.

Ale od początku. Tak, jak powiedziałem, budżet Rady Języka Polskiego na ten rok wynosi 29 tysięcy zł z małym kawałkiem. Z tego 6 tysięcy zł jest na honoraria, a reszta na delegacje, materiały biurowe, opłacenie telefonów i wynajmowanego lokalu. Możemy jeszcze dostać tak zwany budżet zadaniowy, to jest DWB - zdaje się, że tak to się nazywa. To też jest kilkanaście tysięcy, do 20 tysięcy zł, na organizację konferencji czy coś takiego. To oczywiście...

(Głos z sali: 8 tysięcy zł.)

8 tysięcy zł, przepraszam, pomyliłem się. 8 tysięcy zł jeszcze możemy dostać dodatkowo.

To jest wszystko, co dostajemy z Akademii. To jest z rozdzielnika, prawda? Akademia dostaje tyle, my dostajemy tyle. No, trudno się kłócić z władzami Akademii. Ale mówię, że jednak nasz komitet - bo to się niby nazywa komitet - jest trochę innym komitetem, niż wszystkie inne komitety. My mamy umocowanie w ustawie, jak to się mówi, inne komitety tego nie mają. My mamy też działalność społeczną.

Dalej. Jeżeli chodzi o warunki lokalowe, to mamy malusieńki pokoik, tak z 10 m2, w Pałacu Staszica. Tam jest biurko i komputer. To jest anegdotyczne, że przez jedenaście lat nie mieliśmy drukarki, dopiero wczoraj ją wywalczyliśmy. W tym właśnie pokoiku od stycznia tego roku pracuje na pół etatu moja magistrantka, która się wdraża. No, ale ile można zrobić na pół etatu? I to jest całe nasze zaplecze, powiedziałbym, techniczne. I z takim zapleczem musimy odpowiadać na kilkaset listów rocznie. Oczywiście, ja to robię w domu. Nie powiem, co moja żona o tym mówi, prawda? Bo siedzę przy komputerze całymi wieczorami i odpowiadam na listy, czy może się ktoś nazywać Melody lub Nicole i dlaczego nie. A potem jeszcze dostaję odpowiedź, że on się nie zgadza z moją opinią itd. Zresztą to są tylko opinie, bo Rada nigdy nie zakazuje, tylko mówi, że w opinii Rady imię Melody jest niedobre, a kierownik urzędu stanu cywilnego decyduje o tym, czy można to imię nadać, czy nie. To jest tak.

Ja się nie orientuję, jak Senat mógłby nam pomóc w bezpośredni sposób. Jak mówię, Rada jako taka nie może od nikogo przyjmować żadnych pieniędzy, prawda? Wymyślcie coś państwo, żeby nam pomóc finansowo.

(Senator Leon Kieres: Wymyślimy.)

Dobrze, trzymam za słowo, Panie Senatorze.

(Senator Czesław Ryszka: Pan marszałek ma do tego głowę.)

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję, Panie Senatorze. Ja jestem integralną całością.

Przepraszam, jeszcze pan senator Rachoń.

Do spisu treści

Senator Janusz Rachoń:

Znaczy, ja chciałbym na forum Senatu pogratulować Radzie Języka Polskiego, że udało się jej pozyskać do współpracy taką osobę jak pani Katarzyna Kłosińska. Jej krótkie, supernowoczesne audycje w Programie 3 Polskiego Radia, w moim pojęciu, mają większy zasięg niż programy telewizyjne, o których pan profesor mówił.

(Rozmowy na sali)

No nie, ale myślę, że przede wszystkim audycje pani Katarzyny Kłosińskiej są naprawdę szalenie nowoczesne i są w dobrym czasie antenowym, kiedy przemieszczają się kierowcy. To nie jest tylko moja prywatna opinia, ale opinia, powiedziałbym, inteligencji technicznej, którą reprezentuję. Gratuluję serdecznie pani doktor Katarzynie Kłosińskiej,

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Tam siedzi pani doktor Kłosińska. Pokaż się, Kasiu. (Oklaski).

(Sekretarz Prezydium Rady Języka Polskiego Katarzyna Kłosińska: Bardzo dziękuję. Jestem zaszczycona i wzruszona.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Sadowski.

Do spisu treści

Senator Sławomir Sadowski:

Panie Profesorze, senator Czesław Ryszka zapytał, co pan sądzi o języku stosowanym przez dziennikarzy, kaznodziejów, tudzież inne środowiska?

Ja chciałbym zapytać, jaka jest opinia pana profesora na temat języka polskiego, który stosują politycy. Ostatnio tygodnik "Wprost" opublikował wypowiedzi przedstawicieli świata politycznego, zresztą z różnych opcji politycznych, którzy używają wulgaryzmów. Czy pan profesor sądzi, że czasem powiedzenie mocnego słowa jest zasadne, czy też nie? To może trochę taki humor. Dziękuję bardzo.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Publicznie nigdy. Nie uważam, żeby kiedykolwiek publicznie to było uzasadnione. Zawsze się śmieję, że oczywiście o Radzie Języka Polskiego media na ogół nic nie piszą, ale gdybym ja tutaj puścił wiązankę, to od razu byłoby, że przewodniczący Rady Języka Polskiego na posiedzeniu plenarnym Senatu RP powiedział... (Wesołość na sali)

(Głos z sali: Gdyby była poprawna językowo?)

Językowo, tak. Ale w ogóle to nie.

Uważam, że rzeczywiście wulgaryzmy w obiegu publicznym są czymś, co nie powinno się zdarzać. Przez obieg publiczny, niestety, rozumiem również na przykład filmy. Oczywiście, wiem, że nic na to nie poradzę, że tak jest, iż twórcy uważają, że to jest element konieczny, bo ludzie tak mówią.

Idę o zakład, że można powiedzieć wszystko bardzo dosadnie, nie używając ani jednego wulgaryzmu, prawda? Można powiedzieć wszystko tak, żeby to było łagodne w formie, a dosadne w treści.

Oczywiście, też ubolewam nad tym, że prywatnie ludzie bardzo klną, jak również w sytuacjach publicznych, na przykład w tramwaju. Nigdy nie wiem, czy mam interweniować, czy nie, jak trzech osiłków rzuca mięsem. To co, powiem im, że jestem przewodniczącym Rady Języka Polskiego? (Wesołość na sali)

Państwa reakcja właśnie pokazuje, jaka jest niemoc działania. To trzeba pracować, to trzeba uświadamiać. Najgorzej, że dziewczyny też strasznie klną. Tego to ja już nie rozumiem. I to nawet nie w towarzystwie chłopców, ale między sobą. Idą dwie dziewczyny - patrzę, piękne dziewczyny, przyglądam się - nagle jedna rzuci mięsem. No dobra, to już jesteś u mnie zupełnie skreślona. I to jest tak.

Moim zdaniem, nie ma takiej sytuacji, w której polityk mógłby używać wulgaryzmu jako elementu swojego języka, mającego do czegokolwiek przekonywać. Mówię o użyciu publicznym. Prywatnie to, oczywiście, wulgaryzmy zawsze były i zawsze wulgaryzmów używano. To jest inna sfera. Czasem emocje rzeczywiście są takie, że człowiek musi, bo inaczej się udusi. Ale nie publicznie.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Cichoń.

Do spisu treści

Senator Zbigniew Cichoń:

Panie Profesorze, ja chciałbym spytać, czy w sferze zainteresowania pańskiej Rady pozostaje język używany przez urzędy, sądy. Mam na myśli zwłaszcza ostatnio występującą wręcz plagę różnego rodzaju formularzy, a ich wypełnienia wymaga się od ludzi, którzy chcą określoną sprawę załatwić. Tam naprawdę roi się od takich kwiatków językowych, które warto by przeanalizować, a czasami wręcz napiętnować, czy też wyśmiać. Może ta ostatnia metoda jest lepsza.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Tak, wyśmianie jest dobre.)

Wspomnę chociażby o bardzo częstym używaniu sformułowań obcego pochodzenia - czy to z języka angielskiego, czy z francuskiego. Ostatnio nie zdarza mi się znaleźć na formularzu polskiego słowa typu "strona" czy "wnioskodawca", tylko wszędzie są "aplikanci", w związku z czym w naszym społeczeństwie zatraciło się rozumienie znaczenia słowa "aplikant". Aplikant to jest ktoś, kto się przystosowuje do czegoś, uczy się. Stąd mamy aplikantów adwokackich, sądowych itd. W tej chwili słowo to przybrało całkiem inne znaczenie. Dziękuję.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Jeżeli chodzi o język urzędowy, to będzie on przedmiotem analizy Rady Języka Polskiego w następnym sprawozdaniu dla Sejmu i Senatu, a więc już w przyszłym roku. Właśnie na ostatnim posiedzeniu podjęliśmy uchwałę, że przedmiotem następnego sprawozdania będzie język urzędowy i urzędniczy, w różnych aspektach. Rzeczywiście ten język wymaga analizy.

Kilka lat temu pod innym kątem Najwyższa Izba Kontroli badała dokumenty urzędowe i urzędnicze i między innymi poruszyła też sprawy językowe. Chcemy do tego wrócić i to pogłębić. A więc obiecuję, że to będzie za rok. Mamy już taką uchwałę, więc musimy się wywiązać. Oczywiście, interesujemy się tym językiem też na co dzień.

Jak wczoraj siedzieliśmy z panią doktor Kłosińską tutaj, czekając na wejście na salę obrad - no ale stało się, jak się stało - to wypełnialiśmy, pardon, aplikację, czyli właśnie wniosek o dofinansowanie forów kultury słowa. Chcemy, żeby jakaś organizacja nas wsparła. Czytaliśmy sobie ten wniosek w kuluarach i nie rozumieliśmy, o co chodzi. Nie rozumieliśmy sformułowań, bo były takie skomplikowane. Rzeczywiście słowa "aplikacja" zamiast "podanie" i "aplikant" zamiast "wnioskodawca" czy "strona" strasznie się szerzą. To są bezmyślne anglicyzmy.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Woźniak, proszę uprzejmie.

Do spisu treści

Senator Henryk Woźniak:

Panie Profesorze, pan o tej kwestii już mówił, ja bym jednak chciał dopytać. Pan profesor mówił o pewnej niemocy, jeśli chodzi o egzekwowanie prawa. Dwa ważne organy państwowe, Inspekcja Handlowa oraz Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, mają pewne środki prawne, które by wspierały komitet. W tym kontekście chciałbym zapytać, czy była już próba monitorowania sposobu i skali egzekwowania prawa? Jeśli tak, to może pan profesor zechciałby dwa słowa na ten temat powiedzieć, a jeśli nie, to mam sugestię dla Komisji Kultury i Środków Przekazu. Czy nie należałoby, czy komisja nie mogłaby się zająć monitorowaniem skuteczności egzekucji prawa w tym zakresie? Dziękuję bardzo.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Taka próba została podjęta w tym sensie, że jednym z punktów w poprzednim sprawozdaniu Rady Języka Polskiego dla Sejmu i Senatu było podsprawozdanie Inspekcji Handlowej, w którym było napisane, ile razy zastosowano kary pieniężne wobec niestosujących się do ustawy o języku polskim. Była to liczba rzędu paru tysięcy, było kilka tysięcy takich wypadków, przy czym ogólnie stwierdzono, że gdy sprawdzano przestrzeganie ustawy na przykład w przypadku etykiet itd., to około 6% sprawdzanych towarów nie spełniało tych norm. W tym sensie została podjęta taka próba. Ostatnio rzeczywiście o tym nie mówiliśmy. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby można było wpłynąć na to także przez komisję senacką.

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję.

Pan senator Kleina.

Do spisu treści

Senator Kazimierz Kleina:

Panie Profesorze!

Ustawa o języku polskim mówi o ochronie języka regionalnego, także o gwarach. Tu jestem.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Tak, tak.)

Mówi ona o ochronie języka regionalnego, o gwarach i przywiązuje do tego dużą wagę. W ostatnich latach dostrzegamy duże zainteresowanie językiem regionalnym i gwarami. Czy według pana profesora to zainteresowanie, ta tendencja jest prawidłowa? Czy to doprowadzi do ubogacania języka polskiego i kulturowego całego naszego społeczeństwa? Czy z tego wynikają może jakieś zagrożenia?

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Przewodniczący
Rady Języka Polskiego
Andrzej Markowski:

Nie widzę zagrożeń. Każde wzbogacanie języka przez kultywowanie gwar ludowych, które w tej chwili są już gwarami, powiedziałbym, domowymi, bo to jest język domowy i sąsiedzki, należy pielęgnować, chronić przed zanikiem, co więcej, uczniom ze szkół wiejskich należy mówić o tym, że to nie jest złe, jeżeli w domu mówi się gwarą. Oczywiście trzeba się nauczyć mówić językiem ogólnopolskim, bo to ułatwia życie w skali całego kraju, ale gwara powinna pozostać, bo jest tym językiem domowym.

Jeżeli chodzi o język regionalny - w tej chwili język kaszubski ma status języka regionalnego - to w obecnej sytuacji nie widzę żadnego zagrożenia dla polszczyzny jako takiej. Moim zdaniem każda różnorodność jest bogactwem, z wyjątkiem różnorodności błędów językowych. Dziękuję.

Do spisu treści

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję bardzo, Panie Profesorze.

Proszę bardzo.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Już, tak?)

Tak, tak.

Otwieram dyskusję.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Jana Wyrowińskiego.

Jeszcze chwileczkę, Panie Senatorze.

Czy pan profesor...

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Ja mogę być do godziny 11.00)

Rozumiem.

(Przewodniczący Rady Języka Polskiego Andrzej Markowski: Nawet do 11.15.)

To dobrze, myślałem, że nieco wcześniej musi pan wyjść, ale to dobrze. W każdym razie chciałem o tym powiedzieć.

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Jan Wyrowiński:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie! Panie Profesorze! Szanowni Państwo!

Ośmielam się zająć uwagę Wysokiej Izby w tym punkcie obrad z jednego powodu, z powodu pewnego zbiegu okoliczności. Otóż, Szanowni Państwo, przed dwustu trzydziestu siedmiu laty, 11 kwietnia 1771 r. w Toruniu przyszedł na świat Samuel Bogumił Linde. Tak się złożyło, że data jego urodzin wypada w dniu, kiedy po raz kolejny w Wysokiej Izbie debatujemy nad stanem języka polskiego. Jak państwo być może wiecie, był on synem emigranta szwedzkiego, majstra ślusarskiego i jednocześnie rajcy miasta Torunia Jana Jacobsena Lindego oraz Niemki Anny Barbary z domu Langenhann. Wszyscy dobrze wiemy o tym, że był on twórcą pierwszego słownika języka polskiego. Chciałbym dzisiaj Wysokiej Izbie ten fakt uświadomić i nawiązując do tego, o czym mówił pan profesor, że żadnej miłości nie można narzucić, przypomnieć, że największą miłością Samuela Bogumiła Lindego był język polski, choć pochodził z ojca Szweda i matki Niemki. Jest to chyba jakiś znak czasu. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Leona Kieresa.

Do spisu treści

Senator Leon Kieres:

Panie Marszałku! Panie Profesorze! Zaproszeni Goście! Panie i Panowie!

Zadając pytania, sygnalizowałem, że zgłoszę pewną propozycję wzmocnienia finansowego Rady, i chciałbym to uczynić w ten sposób, w takiej formie. Mianowicie, ja pamiętam problemy - było to w okresie tworzenia Instytutu Pamięci Narodowej - z Ośrodkiem "Karta", który przestał być finansowany przez ministra sprawiedliwości, a ówczesny minister sprawiedliwości, mimo że budżet instytutu na 2000 r. był już uchwalony, stwierdził, że powinien to finansować instytut, notabene jest to organizacja pozarządowa.

Rada jest instytucją publiczną, działającą z jednej strony w strukturze Polskiej Akademii Nauk, ale z drugiej strony realizującą także własne zadania określone ustawowo. Dla mnie niedopuszczalne jest to, żeby była wyraźnie widoczna rozbieżność, jeśli chodzi o zadania i usytuowanie ustrojowe, co może nie jest tu aż tak istotne jak wtedy, gdy mówimy o sposobie finansowania tych zadań.

Rozwiązanie jest bardzo proste. Myślę, że obydwie komisje, Komisja Gospodarki Narodowej i Komisja Kultury i Środków Przekazu, w pracach nad projektem budżetu na przyszły rok powinny odnieść się do tego, co można było zrobić z instytucją pozarządową, dzisiaj finansowaną z budżetu państwa. Otóż, proszę sprawdzić podziałki klasyfikacji budżetowej. Polska Akademia Nauk sama przygotowuje projekt swojego budżetu. W tych klasyfikacjach na pewno jest miejsce również dla Rady. Jeżeli środki, które Polska Akademia Nauk proponuje przeznaczyć na finansowanie działalności Rady, są niewystarczające, to każdy poseł, każdy senator może zgłosić propozycję dokonania odpowiednich przesunięć, czy to w ramach podziałek klasyfikacji budżetowej, czy nawet z innych części budżetu.

A pan, Panie Profesorze, jeśli pan widzi, że pieniądze... To jest oczywiste, bo dwadzieścia parę tysięcy złotych to jest kwota, która moim zdaniem urąga, zwłaszcza ustawodawcy, który z jednej strony określa państwa zadania, a z drugiej nie potrafi znaleźć środków na finansowanie tych zadań. Do pana, Panie Profesorze, zwracam się o pewną aktywność. Jeśli pan uzna, że projekt budżetu na przyszły rok - projekt budżetu, Panie Profesorze, bo już we wrześniu, w sierpniu, a może nawet wcześniej przygotowuje się ten projekt w PAN - przewiduje tych pieniędzy za mało, to myślę, że przewodniczący i komisji kultury, i gospodarki na pewno udzielą panu profesorowi wsparcia w promocji pana inicjatyw. Powiem wprost, będę nalegał, będę prosił obu przewodniczących, obydwoje przewodniczących, bo są to pani senator Damięcka i pan senator Witczak, by również sami zainteresowali się tą sprawą, bo to jest także nasza, Senatu odpowiedzialność. Dziękuję. (Oklaski)

Marszałek Bogdan Borusewicz:

Dziękuję, Panie Senatorze.

Proszę o zabranie głosu pana senatora Sadowskiego.

Do spisu treści

Senator Sławomir Sadowski:

Panie Marszałku! Wysoki Senacie! Panie Profesorze! Szanowni Goście!

W pełni zgadzam się ze słowami pana senatora Kieresa. Sądzę, że każdy z senatorów przyczyni się do tego, żeby Rada Języka Polskiego lepiej funkcjonowała i była bardziej zasobna. Taką mam nadzieję.

Pozwolę sobie zacząć może od pewnych akcentów humorystycznych. Pan profesor wspomniał, że z koniem można zrobić wszystko. Otóż, koń w polskiej tradycji zajmuję istotne miejsce. Przypomnę, że Bolesław Wieniawa-Długoszowski wjeżdżał konno do restauracji, ale miał godnych poprzedników. Otóż, również studenci polscy, którzy studiowali w Dorpacie, a więc na terenie dawnych Inflant, zasłynęli, wpisując się w tę tradycję. Jeden ze studentów wjechał konno na drugie piętro budynku, w którym mieszkał. Był to budynek drewniany. Nie mógł jednak konia sprowadzić, więc budynek rozebrano, dzięki czemu koń ocalał. To tak trochę żartem.

Szanowni Państwo, znaczenie języka w życiu narodu i państwa jest ogromne. O tym, jak ogromne, świadczą wysiłki wybitnych jednostek, grup społecznych, instytucji, mających na celu obronę polszczyzny, zarówno w czasach świetności, jak i w chwilach dla Polski i Polaków tragicznych. Przypomnę chociażby sto dwadzieścia trzy lata rozbiorów, walkę z germanizacją, z rusyfikacją, także czasy okupacji hitlerowskiej i okupacji radzieckiej na ziemiach zajętych po 17 września 1939 r. Język polski jest nieodłącznie związany z kulturą. Kultura według definicji Jana Pawła II to uprawa umysłu. To jest najkrótsza definicja. Język polski wpisuje się w tę definicję kultury, a także cywilizacji, bo u nas te dwa pojęcia stosuje się zamiennie. Jest on obok flagi, hymnu jednym z najważniejszych elementów podlegających ochronie państwa.

Nowe uwarunkowania polityczne i społeczne, przystąpienie Polski do Unii Europejskiej, proces globalizacji, uniwersalizacja kultury nakładają na instytucje państwowe, a więc na organy rządowe i pozarządowe, nowe obowiązki, które winny uwzględniać interesy narodu, interesy społeczeństwa. Należy pojmować język polski w nowych uwarunkowaniach. Chodzi tu o zagrożenie asymilacją Polaków w USA, w krajach Europy Zachodniej. Język polski powinien spełniać rolę integrującą i kulturotwórczą, dlatego ten język, nasz język, język polski należy wspierać. Należy wspierać różne modele nauczania, a także - była tu mowa o internecie - wykorzystywać techniki multimedialne, a więc internet. Rozwój szkolnictwa polskojęzycznego, szczególnie na terenach wschodnich, ma ogromne znaczenie, ponieważ szkoły polskie i punkty nauczania języka polskiego stają się za granicą centrami promieniowania naszego języka i kultury w danym środowisku.

Warto wspomnieć o Kresach Wschodnich. To przecież stamtąd pochodzą tak wybitni Polacy, jak Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Henryk Sienkiewicz, Józef Kraszewski, Czesław Miłosz, Melchior Wańkowicz i wielu, wielu innych. Przed laty miałem okazję oglądać kasetę z nagraniem utworów recytowanych przez młodzież Liceum Krzemienieckiego w Krzemieńcu. To był jeden z ośrodków promieniujących na dawne tereny Rzeczypospolitej. Juliusz Słowacki ukończył to liceum. Szanowni Państwo, recytacja utworów, którą mieliśmy szansę podziwiać, wszystko nagrane na kolorowym filmie w pięknej scenerii złotej jesieni, młodzież używała języka charakterystycznego dla Wołynia, bo to przecież Wołyń, obecnie Ukraina - to wyciskało łzy. Żaden z reżyserów nie nakręciłby tak pięknych scen z udziałem polskich aktorów. To było naprawdę wzruszające. Oglądałem też "Dolinę Issy", film, który traktował bardziej o Wileńszczyźnie, także o terenach położonych trochę bardziej na północ od Wilna. Widać, że właśnie tam, na terenach wschodnich kultywuje się język, tradycje i obyczaje.

Warto wrócić do promocji języka polskiego, do idei szkół patronackich. To tak może już w skrócie, żeby nie przedłużać wypowiedzi. Niepokojem napawa upadek katedr polonistyki na Zachodzie i spadek zainteresowania takimi studiami w tamtych rejonach. Dobrym przykładem działań na rzecz promocji języka polskiego w szkołach wyższych są organizowane przez MEN wakacyjne praktyki językowe dla studentów różnych uczelni ze Wschodu oraz stypendia na tygodniowe kursy wakacyjne dla osób wyróżniających się w nauce języka. Ważną rolę odgrywają też specjalistyczne placówki. Pan profesor mówił o konkursach. Widzę tu również dużą rolę Senatu.

Pan profesor wspomniał o tym, że 22 grudnia 2005 r. Senat Rzeczypospolitej Polskiej jednogłośnie przyjął z inicjatywy pani senator Krystyny Bochenek, pani marszałek Krystyny Bochenek uchwałę o ustanowieniu roku 2006 Rokiem Języka Polskiego. Warto przy okazji wymienić najważniejsze przedsięwzięcia Senatu: zorganizowanie dyktanda parlamentarnego, zorganizowanie konferencji "Język polskiej legislacji", zorganizowanie konferencji z udziałem polityków, krótki raport o języku, można tu przywołać wiele, wiele innych. A więc jeszcze raz promocja.

W czasach, kiedy kultura obrazu przeważa nad kulturą słowa, jest to bardzo istotne. Został nam internet, ale ktoś, kto uważnie śledzi strony internetowe, może się przekonać, że tam ten język polski jest różnie stosowany, jest i poprawny, ale więcej jest języka dla nas, starszego pokolenia, przepraszam za to wyrażenie, nie do przyjęcia. Szanowni Państwo, to tyle na temat roli języka polskiego w moim wykonaniu.

Mam tu pismo skierowane na ręce pana marszałka Senatu Bogdana Borusewicza, pani marszałek Krystyna Bochenek je zna, napisane przez panią Ewę Graczyk, dyrektora Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Gdańskiego. Jeżeli pan marszałek pozwoli, bo takie pismo wpłynęło również na mój adres, to ja pozwolę sobie zacytować niektóre jego fragmenty, a następnie przekażę je na ręce pani minister nauki i szkolnictwa wyższego, pani Barbary Kudryckiej.

Otóż, pani dyrektor wyraża zaniepokojenie w związku z niekorzystną sytuacją, w jakiej znalazła się obecnie uniwersytecka polonistyka. Podstawowa misja filologii narodowej to kształcenie kompetentnych nauczycieli języka polskiego dla szkół wszystkich stopni, jak pisze pani dyrektor, pani profesor Ewa Graczyk. Pisze tu o roli integrującej, o roli ojczystego języka, literatury, podkreśla tę rolę. Nie będę odczytywał całego listu, bo jest on dość długi, a czekają kolejni dyskutanci.

Otóż, pani dyrektor zwraca uwagę na to, że na uniwersytetach nieustannie redukuje się liczbę godzin nauczania. Jest to proces ciągły, niezależny od opcji, od tego, kto sprawuje funkcję ministra nauki i szkolnictwa wyższego. To jest w tej chwili nieistotne, to nie jest, broń Boże, żaden atak na panią minister, chcę jedynie zwrócić uwagę na problem, który pojawił się na polskich uniwersytetach, w polskiej nauce, konkretnie w odniesieniu do filologii polskiej.

Sprawa pierwsza, o czym była mowa, to pieniądze. Uniwersytety nie mają pieniędzy, by finansować prowadzenie zajęć w wymiarze większym niż przewidują to standardy. Standardowe minima przewidują na przykład na wykształcenie licencjata polonistyki tysiąc osiemset godzin nauki, tymczasem absolwent kosmetologii w analogicznym okresie ma dwa tysiące dwieście godzin. Można te czterysta godzin przeliczyć na trzynaście przedmiotów realizowanych przez jeden semestr albo na sześć lub siedem nauczanych przez rok. W efekcie studenci omawiają dzieła polskiej literatury z pośpiechem, z hurtowością - jak pisze pani dyrektor - dla przykładu literatury romantyzmu na Uniwersytecie Gdańskim uczymy raptem pół roku, raz na tydzień ekspresowo omawiamy "Dziady", "Pana Tadeusza" czy "Króla Ducha".

Mimo radykalnych cięć środków na edukację nauczyciela polonisty ustawa - Prawo o szkolnictwie wyższym w art. 8 wprowadza tak zwaną dwuprzedmiotowość nauczania przyszłych pedagogów. Ministerstwo wymaga od uczelni, aby blisko 1/3 zajęć przyszłego nauczyciela języka polskiego przeznaczona była na przygotowanie go do nauczania drugiego przedmiotu, na przykład historii czy języka obcego. Pani dyrektor dalej pisze tak: Możemy być pewni, że przyszły nauczyciel języka polskiego, kształcony w bardzo skromnym wymiarze godzin, przez trzy lata studiów licencjackich nie posiądzie wystarczających kompetencji ani w zakresie swojego podstawowego przedmiotu, czyli języka polskiego, ani tym bardziej drugiego przedmiotu. A więc po prostu jest to niepotrzebne.

I jeszcze dalej pisze: Nie warto oszczędzać na oświacie i nauce. Przypominam, że każda złotówka włożona w szkolnictwo i badania zwraca się czterokrotnie. Społeczno-ekonomiczny sukces krajów Skandynawii i Irlandii wynikał przede wszystkim z inwestycji w edukację i naukę. Warto zainwestować w kształcenie polonistów, bo dobry nauczyciel języka polskiego daje uczniom dostęp do wszelkich dyscyplin i przedmiotów, uczy czytać, rozumieć i rozwija wyobraźnię uczniów.

(Przewodnictwo obrad obejmuje wicemarszałek Marek Ziółkowski)

(Wicemarszałek Marek Ziółkowski: Panie Senatorze, proszę w kwestii języka polskiego przejść do konkluzji.)

Tak jest, Panie Marszałku.

I ostatni fragment tego listu: Trzeba rozpocząć poważną dyskusję o bolońskim systemie kształcenia. Przypomnę, że to są trzyletnie studia licencjackie plus dwuletnie studia magisterskie.

Szanowni Państwo - ja już kończę, Panie Marszałku - we wszystkich krajach Europy, które wprowadziły ten model, pojawiają się coraz liczniejsze głosy niezadowolenia. We Francji dochodziło do publicznych protestów środowisk uniwersyteckich, w innych krajach toczy się na łamach opiniotwórczych pism żywiołowa debata na temat systemu bolońskiego.

Nasz kraj przez wiele lat walczył o zachowanie swej tożsamości. Mając ten fakt we wrażliwej pamięci, sądzimy, że należy utrzymać czy może przywrócić istotną rolę nauczania języka polskiego i literatury polskiej w systemie szkolnictwa, jak myślę, wszystkich stopni. Dziękuję bardzo za uwagę.

Wicemarszałek Marek Ziółkowski:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Pani marszałek Krystyna Bochenek - bardzo proszę o zabranie głosu.

Do spisu treści

Senator Krystyna Bochenek:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Przede wszystkim bardzo się cieszę, że dzisiejsze wystąpienie przewodniczącego Rady Języka Polskiego, pana profesora Andrzeja Markowskiego, wzbudziło tak żywe zainteresowanie pań i panów senatorów, i to ze wszystkich stron, czyli z dwóch obecnych tu grup politycznych. Wszyscy deklarujemy poparcie dla pracy Rady Języka Polskiego, mówimy o tym, że chcemy dbać o nasz język i pokazujemy to czynami, ponieważ właśnie wyższa izba parlamentu polskiego, jak już kilka razy zostało powiedziane, była uchwałodawczą izbą, jeśli chodzi o ustanowienie roku 2006 Rokiem Języka Polskiego.

Myślę, że mówię to w imieniu całego Prezydium Senatu, bo zarówno pan marszałek Ziółkowski, jak i pan marszałek Borusewicz wykazywali w ubiegłej kadencji wielkie zainteresowanie i poparcie dla wszelakich inicjatyw ówczesnej komisji kultury, którą miałam przyjemność kierować, dotyczących tej kwestii. Odbyło się bardzo dużo spotkań, były różne przedsięwzięcia, wśród nich konkursy adresowane do ludzi poza granicami kraju, między innymi do dziennikarzy. z inicjatywy Senatu były organizowane konkursy dla młodzieży szkolnej, również Kancelaria Senatu bardzo czynnie włączyła się w te działania.

Bardzo dobrze się dzieje, że pragniemy podtrzymać tę dobrą tradycję zainteresowania tym, co jest naszym wspólnym dobrem, czyli językiem ojczystym, za co wszystkim państwu senatorom bardzo serdecznie dziękuję. I chciałabym, aby te nasze pojedyncze słowa przemieniły się w czyn, abyśmy rzeczywiście, jak deklarował pan profesor Leon Kieres, mój znakomity kolega, doprowadzili wspólnie z komisją kultury i z obecnym panem przewodniczącym, senatorem Piotrem Andrzejewskim, do konkluzji, którą tu przywołał pan marszałek, i aby udało się znaleźć takie sposoby, które wzmocnią pracę i pozwolą w większym stopniu przeprowadzać analizę naszego ojczystego języka Radzie Języka Polskiego.

Ja jestem tu w podwójnej roli, ponieważ od kilku miesięcy mam zaszczyt być również członkiem Rady Języka Polskiego, zostałam wybrana i obecnie jestem przewodniczącą Komisji Języka w Mediach, która dopiero rozpoczyna pracę - to jest nowa komisja.

I chcę powiedzieć, w odpowiedzi na liczne pytania i nawiązaniu do naszych wczorajszych dyskusji na temat przyszłości polskiej radiofonii i telewizji, że ta Rada powinna nawiązać ścisłą współpracę z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Myślę właśnie o Komisji Języka w Mediach. Zaplanowaliśmy podczas pierwszego posiedzenia, bo to jest nowe ciało... Istnieje już Komisja Kultury Żywego Słowa - dobrze mówię, Panie Przewodniczący? - która będzie współpracowała właśnie z Komisją Języka w Mediach. Oczywiście nikt nie chce, abyśmy się przemienili w jakąś policję medialną, bo ja sama wiem, że tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi, ale chcielibyśmy się zastanowić, co możemy zrobić, żeby zatroszczyć się o to, co stanowi o naszej tożsamości narodowej, w większym stopniu niż dotąd.

Właśnie podjęliśmy działania polegające na tym, aby rozesłać po redakcjach radiowych, telewizyjnych uprzejme zapytanie, czy stosowane są - bo mamy raczej wyrywkowe informacje - jakieś egzaminy czy przesłuchania na tak zwaną kartę mikrofonową, dopuszczające dziennikarzy przede wszystkim Polskiego Radia i Telewizji Polskiej do mikrofonu. A mikrofon tych publicznych mediów ma obowiązki misyjne, czyli powinien szczególnie dbać o język polski i dawać wzorce językowe. Ponadto chcemy zapytać, jak realizowany jest zapis właśnie o powinnościach mediów publicznych czy państwowych, jak wczoraj mówiono, w audycjach i programach radiowych i telewizyjnych, które upowszechniają polszczyznę czy pomagają odpowiedzieć na trudne pytania, i czy w tych jednostkach znajdują się, na przykład, komórki językowe, które potrafią odpowiedzieć na pytania czytelników, słuchaczy czy widzów. Bo gdy stacji nie stać na zatrudnienie osoby, która będzie dbała o język polski zarówno na antenie, jak i odpowiadając na liczne zapytania, to można nawiązać współpracę na przykład z jakimś bliskim uniwersytetem, i ta współpraca powinna zaowocować troską o język polski.

To tyle, jeśli chodzi o Rok Języka Polskiego i pracę Rady Języka Polskiego. Dziękuję państwu senatorom za żywe zainteresowanie. Ja wiem, że wszystkie osoby, które zadawały pytania, deklarowały chęć pomocy czy współpracy z Radą, na pewno dotrzymają słowa, bo znam senatorów i wiem, że ich słowo na pewno zamieni się w czyn.

Chciałabym też, korzystając z przysługujących mi minut, podziękować, jako przewodnicząca komisji kultury w ubiegłej kadencji, za współpracę Rady Języka Polskiego z polskim parlamentem, bo prawda jest taka, że nie było takiej sytuacji, czy to przy organizacji konferencji - bo odbyły się dwie duże konferencje - czy przy opiniowaniu prac konkursowych, czy przy organizacji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego, co zaowocowało tym słynnym dyktandem dla parlamentarzystów, w której państwo nie uczestniczyliby czynnie i bezinteresownie w działaniach popularyzujących piękną polszczyznę.

I na koniec jeszcze słowo do nas, bo padało wiele zapytań o różne aspekty polszczyzny, o używanie jej w różnych sytuacjach życiowych, ale o jedno nie pytaliśmy: o język naszej legislacji, o język prawa, jakie my tutaj stanowimy. Tym z pań i panów senatorów, którzy bądź byli posłami, bądź po raz pierwszy znaleźli się w parlamencie w tej kadencji, przypomnę raz jeszcze: w naszych murach w 2006 r. odbyło się duże spotkanie - to była poważna konferencja - zatytułowane "Język polskiej legislacji, czyli zrozumiałość przekazu a stosowanie prawa". Spotkali się tutaj i prawnicy, i legislatorzy, i językoznawcy, i socjologowie, którzy bardzo długo i bardzo poważnie debatowali, zastanawiali się nad naszymi błędami językowymi i nad tym, co stanowimy. A że stanowimy prawo wielokroć nieczytelne, to wszyscy wiemy.

Kolega senator był uprzejmy czytać list, a ja przytoczę, nieco krócej, wypowiedź profesora Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Śląskiego, który wziął udział w tej konferencji mającej miejsce w murach parlamentu i który jest profesorem wyższej uczelni, polonistą: "Jako polonista chciałbym tutaj kilka uwag dodać, mianowicie wydaje mi się, że język prawa powoli zaczyna osiągać taką sytuację, jaką kiedyś osiągnął sanskryt, to znaczy, stał się językiem braminów i uczonych w piśmie. Jest mi przykro, bo muszę powiedzieć, że jako inteligent przestaję rozumieć, co do mnie się mówi, i to jest po prostu dla mnie przykre. I kiedy chyba wczoraj w radiu słyszałem tłumaczenie pani prawnik jakiejś zupełnie prostej sprawy, związanej chyba z byciem klientem czegoś tam, to po prostu nic z tego jej tłumaczenia nie zrozumiałem. Coś niedobrego dzieje się z językiem prawnym, skoro przestajemy go rozumieć, skoro my, ludzie wykształceni, poloniści, jesteśmy wykształceni do tego, żeby czytać skomplikowane teksty nie tylko literackie, a nie potrafimy sobie poradzić z językiem prawnym".

Szanowni Państwo, ten język jest bardzo trudny. Zdania są wielokroć złożone, zdarza się, że mają po kilkadziesiąt przecinków. Sama napotkałam w naszych zapisach ustawowych takie zdania, które liczą ponad sto słów.

Ja sobie zdaję sprawę, że trzeba wyważyć zrozumiałość języka prawa i jego czytelność, ale musimy pamiętać, że ten język musi też być odbierany przez ludzi, do których to prawo jest adresowane i wobec których jest egzekwowane. My tworzymy język trudny, hermetyczny, a powinien to być język komunikatywny i zrozumiały. Powinniśmy ten język uprościć, ale też powinniśmy dać szansę młodym ludziom, bo starsi już muszą sobie jakoś sami poradzić, aby w szkole oprócz analizy tekstów literackich i przeżywania wiersza, poezji, wielkiej literatury, rozumienia słowa mieli możność posiąść podstawy tego, co nazywa się kulturą prawną.

I pragniemy wraz z panem profesorem Maciejem Zielińskim porozmawiać z panią minister Katarzyną Hall. Oczywiście mamy na uwadze to, że program szkolny jest już domknięty, i nie myślimy o jakichś dodatkowych lekcjach, ale chcemy zapytać, czy w ramach albo lekcji języka polskiego, albo nauki o społeczeństwie nie można wprowadzić kilku godzin podstaw rozumienia języka prawa, czyli nauczania kultury prawnej. Mam nadzieję, że panie i panowie senatorowie będą podobnego zdania, że jest to niezbędne, bo skoro ten język jest trudny dla kogoś, kto nie ma przygotowania prawnego, a jest parlamentarzystą, to co dopiero dla odbiorcy tego prawa, dla pani Kowalskiej, dla pana Kowalskiego, którzy w obliczu nieraz bardzo trudnych sytuacji życiowych muszą zmagać się z niezrozumieniem tych długich i zawiłych aktów prawnych, które - bijmy się we własne piersi - również tworzymy.

Tak że mówiąc o języku polityki, o języku szkoły, o języku podręczników, o języku lekarzy, o języku takim i innym, pomyślmy o tym, jak sami zapisujemy nasze akty prawne, i popracujmy nad tym. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

 

 


9. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu