35. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu


Do spisu treści

Senator Stanisław Piotrowicz:

Dziękuję.

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Właściwie zastanawiałem się nad tym, czy jest sens, by po tak burzliwych pytaniach i ważkich wypowiedziach jeszcze zajmować czas Wysokiej Izbie. Myślę, że w pytaniach zawartych było bardzo wiele treści i bardzo wiele obaw. Ale sądzę, że przyjdzie czas, by za to, że się było senatorem, za to że, się zasiadało w tej Izbie, odpowiedzieć przed pokoleniami i odpowiedzieć przed historią. Nie chciałbym stanąć przed wyborcami i na pytanie, co pan wtedy zrobił, rozłożyć ręce i powiedzieć: nic, bo nic nie zdołałem. Postanowiłem uczynić to, co leży w mojej mocy. Nie będę wdawał się w szczegóły, chociaż w szczegółach zawsze tkwi istota rzeczy. Ale o tych szczegółach mówiliśmy już bardzo szeroko i nie chciałbym, żeby te szczegóły przysłoniły to, co najważniejsze w tej ustawie.

W moim przekonaniu ustawa wpisuje się w ciąg wydarzeń, które składają się na pogorszenie sytuacji naszego państwa, generalnie rzecz biorąc. Bo oto przychodzi nam debatować nad telewizją publiczną, nad mediami publicznymi, ale są rzeczy, które w moim przekonaniu utraciliśmy już bezpowrotnie. Nie chciałbym się posuwać do demagogii, ale chyba warto wspomnieć, co jeszcze w tym kraju pozostało w rękach państwa. Nic państwu się nie opłaca, wszystko trzeba wystawić na sprzedaż. To czym właściwie to państwo będzie zarządzać? Kraj nadmorski, który praktycznie nie ma już nic nad morzem, bo ani rybołówstwa, ani floty handlowej, ani stoczni, nie ma nic. Nie ma własnych banków, a więc nie zarządza nerwem finansowym. Nie ma hut, bo się nie opłaca. Nie ma cukrowni. Nie ma telekomunikacji. A przykład kolei pokazuje, że to samo może spotkać media publiczne. A więc podzielić na spółki, doprowadzić do kiepskiej kondycji i w końcu zlikwidować. Metoda małych kroków. I wydaje mi się, że dziś jesteśmy na tym etapie. Bo oto przede wszystkim stawiamy media publiczne do nierównej konkurencji z mediami komercyjnymi - nie będę rozwijał wątku. Ale takimi ograniczeniami, jakimi obwarowane są media publiczne, stacje komercyjne nie są obwarowane, chociażby w sferze reklam. Dzielimy i nie wiemy, co z tego podziału wyniknie oraz jaki będzie los spółek regionalnych. Ja już dziś chcę to z tej trybuny powiedzieć: będę miał wątpliwą satysfakcję, gdy za kilka lat okaże się, że miałem rację. Ale chciałbym, żeby wiadomo było, kto głosował za tą ustawą, kto przyczynił się do likwidacji kolejnego przyczółka polskości. Wybaczcie państwo, że używam tak mocnych słów, może zanadto patetycznych, ale to wszystko się przecież łączy w jedną całość. Metoda małych kroków. W którą stronę my idziemy? Nie bez kozery pytałem o to, w którym kraju europejskim wyzbyto się abonamentu. W którym kraju? Nie dowiedziałem się. Nie usłyszałem odpowiedzi. Czy przy omawianiu tak ważnej ustawy nie sprawdzono, jak funkcjonuje finansowanie mediów w Unii Europejskiej? Widać nie to było najważniejsze. Najważniejsze było to - wybaczcie państwo, ale to powiem - żeby spłacić dług, jaki zaciągnęło się wobec stacji komercyjnych. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Dziś przychodzi płacić za ten rachunek. A media komercyjne się domagają. Domagają się ograniczenia wpływów mediów publicznych. I ta ustawa wychodzi temu naprzeciw. Oczywiście oburzenie byłoby wielkie, gdyby uczyniono to wprost, metodą jednego kroku, więc się tego nie czyni. Czyni się to drogą małych kroków. Podzielić, nie wiadomo jak i zobaczymy, co potem itd.

Nie będę dłużej zajmował państwa czasu, ale chcę powiedzieć, że będę głosował przeciwko tej ustawie. Będę głosował przeciwko niej, bo ona również jest dotknięta pewnego rodzaju hipokryzją.

Drodzy Państwo, dziś w Sejmie obchodziliśmy uroczystość dziesięciolecia pobytu Ojca Świętego Jana Pawła II. I co z tego wynika? On wtedy wzywał w parlamencie do tego, żebyśmy wracali do korzeni, żebyśmy pamiętali o tożsamości narodowej i o chrześcijańskich korzeniach. I co? I my przyjmujemy ustawę, z której Sejm usuwa tekst dotyczący wartości chrześcijańskich. Z jednej strony chlubimy się postacią Jana Pawła II, a z drugiej strony lekceważymy jego naukę. Ja wiem, że komisja chce wprowadzić taką poprawkę, wiem o tym, że jest taka poprawka, ale nie wiem, jaki będzie jej los. A w ogóle dziwi mnie to, dlaczego Sejm wyrzucił taki tekst z ustawy. Skoro Sejm wyrzucił taki tekst z ustawy, to jaką ja mam gwarancję, że jeżeli nawet zostanie wprowadzona poprawka komisji, nie zostanie ona przez Sejm odrzucona. Myślę, że to wszystko pokazuje intencje, to, w jakim kierunku zmierza ta ustawa.

Razi mnie to, gdy mówi się o upolitycznieniu. To jest niewłaściwe określenie. Temu, co polityczne, nadaje się wydźwięk pejoratywny. A przecież polityczne jest to, co jest troską o dobro wspólne. Tej troski o dobro wspólne brakuje mi właśnie w tej ustawie. To jest przykład ustawy, która upartyjnia. Kiedyś martwiłem się tym, gdy coś się upartyjniało, w szczególności media. Oburzałem się. Nawet obojętnie, kto to czynił, ja się na to oburzałem. Ale dziś mogę powiedzieć, że mamy do czynienia z czymś o wiele gorszym, bo już mamy do czynienia nie z upartyjnianiem, a z początkiem likwidacji mediów publicznych. I chcę, żeby do wszystkich państwa dotarło to, że uczestniczymy dziś w początkach likwidacji mediów publicznych. Dziękuję. (Oklaski)

Wicemarszałek Marek Ziółkowski:

Dziękuję.

Pan senator Jan Dobrzyński, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Jan Dobrzyński:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Źle się dzieje, jeśli w imię doraźnych celów politycznych ktoś zapomina o interesie publicznym, ale gdy ten interes ktoś lekceważy albo wręcz działa przeciw niemu, zasługuje na słowa najostrzejszej krytyki. W obliczu takiej sytuacji stajemy dzisiaj. Oto Sejm przyjął projekt tak zwanej nowej ustawy medialnej, ustawy, która miała zaprowadzić ład w mediach publicznych. Wszyscy oczekiwali, że nowa ustawa pozwoli sprostać wyzwaniom związanym z rozwojem nowych technologii. Nieprawda: ustawa jest podstawą do usytuowania partyjnych kolegów na prestiżowych stanowiskach. Miałem nadzieję, że nowa ustawa zapewni solidne podstawy funkcjonowania naszego ogólnonarodowego dobra, jakim jest Telewizja Polska. Nieprawda: dziś widzę, że zapewni możliwość prywatyzacji telewizji publicznej i wzbogacenia się środowisku związanemu z koalicją rządową. Jak już wspominałem wcześniej, ustawa miała zaprowadzić ład w mediach publicznych. Nie zaprowadzi go, jak się okazuje, w żadnym z obszarów. Mamy do czynienia nie tylko ze skokiem na media, mamy do czynienia nie tylko z zawłaszczaniem radia i telewizji przez lewicowo-liberalną koalicję, ale mamy do czynienia z czymś dużo poważniejszym i gorszym: z powolną destrukcją i w konsekwencji likwidacją publicznych mediów.

Ustawa medialna daje podstawy do wymiany wszystkich władz spółek mediów publicznych w Polsce, o którym to problemie już mówiliśmy, i daje podstawy do likwidacji tych spółek w regionach i zwalniania wszystkich pracowników. W związku z tym nowi ludzie, wybrani przez nową Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, w której Platforma Obywatelska wraz z koalicjantami będzie miała większość, nie tylko wybiorą sobie nowych prezesów stacji regionalnych i rady nadzorcze, ale wybiorą lub będą mogli wybrać nawet nowych pracowników.

Panie i Panowie Senatorowie! Ustawa medialna jest obliczona na uzależnienie mediów publicznych od rządu. W związku z likwidacją abonamentu to od decyzji rządu będzie zależało być albo nie być ogólnopolskich radia i telewizji. Nie jest tajemnicą, że komercyjne stacje ogólnopolskie sprzyjają Platformie Obywatelskiej. Czy rząd zamierza się im odwdzięczyć, uzależniając od siebie Telewizję Polską? A może ją likwidując? Z zapisów ustawy wyczytać można, że telewizję skazuje się na biedę, marginalizację, a na pewno na komercjalizację. Ustawa nie zabezpiecza bowiem środków na funkcjonowanie mediów publicznych i daje Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji możliwość bezpośredniej ingerencji nawet w sferę programową. Uzależnienie finansowego losu mediów publicznych od corocznie planowanego przez ministra finansów, a więc cały rząd, budżetu państwa w 100% uzależnia media publiczne od rządu i jego zaplecza politycznego.

Również poziom finansowania stacji regionalnych doprowadzi do upadku niektórych z nich, i to zarówno rozgłośni radiowych, jak i ośrodków telewizyjnych. Rynek nie utrzyma mediów regionalnych i zostanie zmonopolizowany przez tańsze i mniej ambitne stacje komercyjne. Jeżeli zgodnie z filozofią nowej ustawy ośrodki regionalne mediów publicznych nie będą zasilane wpływami z abonamentu, to przestaną mieć rację bytu. Aby się obronić, będą występować o pomoc do samorządu, do różnego rodzaju podmiotów gospodarczych, co skończy się ich chronicznym niedofinansowaniem i kompletnym uzależnieniem, upolitycznieniem na szczeblu lokalnym.

Ustawa pozostawia wiele do życzenia również w sferze promowanych wartości, o których już mój przedmówca wspominał. Próżno w niej szukać na przykład zasady odpowiedzialności za słowo, rzetelności w ukazywaniu wydarzeń, respektowania chrześcijańskiego systemu wartości, w tym uniwersalnych zasad etyki. Można wnosić, że na tym polu najważniejsze mają być prawa rynku. Stąd do pełnej komercjalizacji mediów publicznych jest już bardzo blisko. Czyżby chodziło głównie o to, aby za wszelką cenę, cenę jakości i powszechności odbioru, uzyskać pełną komercjalizację?

Nowa ustawa, nad którą niedługo odbędzie się głosowanie, na pewno nie przyniesie żadnych korzyści telewizji publicznej ani jej odbiorcom, czyli polskiemu społeczeństwu. Proszę rozważyć, czy interes dwóch czy nawet trzech partii wart jest tego, by niszczyć budowany przez lata ogólnonarodowy dorobek, jakościowo dużo bardziej ambitny niż to, co przygotowują media prywatne, nie mając misji społecznej, a jedynie misję finansową. (Oklaski)

(Przewodnictwo obrad obejmuje wicemarszałek Zbigniew Romaszewski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo, Panie Senatorze.

Pan senator Gruszka, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Tadeusz Gruszka:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Trzy lata temu ówczesna opozycja, w szeregach której była właśnie Platforma Obywatelska, głośno krzyczała: oto skok na media, dzielicie między siebie miejsca w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, w radach i zarządach Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Zapewne w myśl powiedzenia "nie pamięta wół, jak cielęciem był" robicie dokładnie to, przeciw czemu tak głośno wtedy protestowaliście. Bo czym innym jest wybór członków nowej Krajowej Rady w liczbie trzech przez Sejm i dwóch przez Senat? Nikt mi tutaj nie powie, że te organy są apolityczne.

W przekonaniu o tak zwanym skoku Platformy, PSL i SLD na media utwierdza mnie poprawka, która została wniesiona przez Sejm, rozszerzająca jednoosobowe zarządy Telewizji Polskiej i Polskiego Radia do trzech osób. Jednym słowem, układ dogadany przez te partie jest aż nadto czytelny.

Widzowie gremialnie przestają płacić abonament, ale trudno się temu dziwić po publicznych wypowiedziach liderów Platformy Obywatelskiej w kampanii wyborczej z roku 2007, że jest on niepotrzebny i zlikwidują go po wyborach. Efekt: w roku 2008 ten abonament zapłaciło zaledwie 39% gospodarstw i niecałe 5% firm.

Przedstawioną w ustawie propozycją likwidacji abonamentu wmawia się widzom, że oto będziemy mieć media publiczne, za które zapłaci państwo. Szanowni Państwo, chciałbym powiedzieć, że państwo nie ma swoich pieniędzy, a pieniądze, którymi dysponuje, pochodzą z naszych składek, są naszymi pieniędzmi. I nadal będziemy płacić składkę na media w ściąganych podatkach, z tym że rozdział tych pieniędzy całkowicie będzie kontrolował rząd. Przy takiej konstrukcji do wspólnego finansowania włączeni będą obecnie zwolnieni z opłacania abonamentu. Co z tą grupą obywateli?

Ustawa zakłada ściąganie zaległego abonamentu. Mało kto zauważył, chyba prezes Krajowej Rady wspomniał o tym, że pieniądze z tych zaległości nie będą wpływały na konto Krajowej Rady, ale będą wprost służyły łataniu dziury budżetowej, która obecnie sięga 16 miliardów zł, tak że kąsek w postaci 1 miliarda zł jest warty zabiegów. Dla wielu z tych, którzy przestali płacić ten abonament pod wpływem informacji, o których przed chwileczką mówiłem, ale także ze względów ekonomicznych, ze względu na własne problemy ekonomiczne, niemiłą będzie informacja, że będą ścigani, aby uiścili zaległości.

Muszę tu podać przykład emerytów, którzy przychodzą do mego biura z pytaniem, co mają zrobić z wezwaniem do zapłaty zaległości abonamentowych rzędu 300-400 zł w sytuacji, gdy emerytura wynosi obecnie około 800 zł. Łatwo można by było się wyłgać odpowiedzią, że prawa trzeba przestrzegać, chociaż nie jest to takie oczywiste z uwagi na atmosferę, która została wytworzona wokół płacenia abonamentu. Dylemat mam jeszcze większy, gdy pomyślę o tych odbiorcach, którzy nigdy nie zarejestrowali odbiornika, nie płacili abonamentu i nie muszą się obawiać, że kiedykolwiek zostaną pociągnięci do odpowiedzialności w związku z zaległym abonamentem.

Czy wszystkie zaległości, o których wspomniałem, że są rzędu ponad 1 miliarda zł, zostaną ściągnięte? Obawiam się, że nie. Niektóre są na tyle niskie, że procedura uruchamiana przez komornika czy inny sposób ściągania... że gra nie będzie warta świeczki. Zastanawiano się, jaki mechanizm wprowadzić. Ale obawiam się, że ta kwota, którą podałem, nie jest w całości ściągalna.

W tym miejscu, biorąc pod uwagę przytoczone argumenty, proponuję Wysokiemu Senatowi skorzystanie z instytucji abolicji. W zeszłym roku abolicją podatkową objęliśmy Polaków pracujących za granicą, w tym roku matki, które urodziły dziecko, będące na etacie i prowadzące jednocześnie działalność gospodarczą, bo po latach ZUS upomniał się o ich zaległe składki z odsetkami. Byliśmy i będziemy wspaniałomyślni. Uważam, że w sytuacji, która wytworzyła się wokół abonamentu, wokół niepłacenia abonamentu, powinniśmy się pochylić nad moją propozycją, dotyczącą abolicji w sprawie abonamentu. Myślę, że Platforma z zamieszania, jakie sprokurowała, może wyjść z twarzą poprzez odstąpienie od ścigania zaległego abonamentu i zastosowanie zaproponowanej przeze mnie abolicji.

Sprawa radia. Czy przynajmniej raz słyszeliście państwo, jak lektor przed emisją programu informuje, że audycja ta nie zostanie zrealizowana w przypadku zniesienia abonamentu? Tak, to w Trójce, ostrzeżenie to było najczęściej emitowane przed reportażami. Po dzisiejszej debacie jawi się to tym bardziej niebezpiecznie aktualne. Jest oczywiste, że pieniędzy, które są do dyspozycji na misję, nie wystarczy dla wszystkich z tak licznej grupy nadawców. Myślę, że nie tylko ja będę miał pretensję do obecnie rządzących, do tych, którzy będą głosowali za przyjęciem tej ustawy w tej postaci, o wprowadzenie w życie ustawy, która między innymi zmieni obecną Trójkę, według mnie doskonałą, z reportażami, z dyskusją w studio, z telefoniczną dyskusją ze słuchaczami, z muzyką, także niszową, w radio - ja je tak nazywam, prezentuje to wiele stacji komercyjnych - zmieniaczy płyt, z wiadomościami co godzinę albo rzadziej. Nie będę z tego powodu zadowolony, że się tak delikatnie wyrażę.

Przedstawiano tu sposoby zasilania ośrodków regionalnych, wiele mówili o tym senatorowie sprawozdawcy. Jedna z wymienianych możliwości to możliwość pozyskania finansowania ze środków, które są w dyspozycji samorządu. Dojdzie do takiego mariażu z samorządem, który - nazwę to wprost - jest bardzo złym rozwiązaniem. Oto powstanie sytuacja, w której nadawca regionalny z braku środków - wcześniej powiedziałem, że nie będzie ich wystarczająco dużo - stanie się usługodawcą będącym na garnuszku samorządu. Tym samym podważy to jego niezależność, a drzwi studia przed lokalnymi funkcjonariuszami będą otwarte na oścież w myśl zasady "płacę, więc żądam". W konsekwencji doprowadzi to do tego, że w ślad za finansowaniem regionalnych mediów samorządom pozostanie mniej na przedszkola, szkoły czy drogi. Czy o to wam chodzi przy wprowadzaniu tej ustawy? Proszę pamiętać, że po powołaniu niezależnych od centrali regionalnych ośrodków medialnych zostaną one pozbawione wpływów z podziału tortu, który obecnie w zasadniczej części powstaje dzięki produkcjom Telewizji Polskiej, Programu 1 i Programu 2. Podane przykłady dobrej obecnie kondycji spółek radiowych, które mają uzasadnić wprowadzenie tej ustawy, stają się w tym momencie całkowicie nieaktualne.

Z jednej strony tworzy się media półpubliczne - mówiłem o tym w trakcie zadawania pytań - a z drugiej strony mamy półkomercyjne, przy czym media publiczne w walce o reklamy nadal pozostawia się w gorszej sytuacji niż nadawców komercyjnych, chodzi o możliwość przerywania programów i filmów w celu emisji reklam. Pytałem o to senatorów sprawozdawców, ale jasnej odpowiedzi udzielił mi dopiero prezes Kołodziejski. Nie ma możliwości, aby przerywać programy w polskiej telewizji publicznej. Nadal pozostawiamy w ustawie o radiofonii zapis, który w nierówny sposób traktuje media, w tym przypadku publiczne, co skrupulatnie wykorzystała już jedna z telewizji prywatnych, podając sprawę do sądu. Wyrok jest do wykonania z zapłatą na rzecz wskazanego funduszu. To daleko idące niedopatrzenie lub świadome działanie, mające zniszczyć polskie media. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Pan senator Cichoń.

Do spisu treści

Senator Zbigniew Cichoń:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Ja powiem szczerze, że nigdy nie przypuszczałem, że życie parlamentarne będzie dostarczało sytuacji bardziej humorystycznych aniżeli przysłowie, które mówi, że gdy nie wiadomo, o co chodzi, to zapewne chodzi o pieniądze. A tu mamy sytuację odwrotną: niby chodzi o pieniądze, bo chodzi o zrezygnowanie z finansowania telewizji publicznej, z abonamentu i zastąpienie go innym systemem, ale w istocie chodzi o coś zupełnie innego, mianowicie o przejęcie mediów pod pełną kontrolę rządu, czyli pod pełną kontrolę władzy.

Jak się tego bardzo sprytnie dokonuje? Zaczyna się od użycia tytułu ustawy, który wprowadza w błąd, bo używa się tytułu "o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych". Proszę zważyć, że te regulacje, które dotyczą zadań publicznych w tejże dziedzinie usług medialnych, obejmują mniej więcej 1/2 objętości całej ustawy, zaś pozostałą 1/2 zajmują regulacje, które w istocie zmieniają przede wszystkim ustawę o radiofonii i telewizji publicznej oraz wiele innych ustaw. Proszę państwa, najważniejsze jest właśnie to, że dokonuje się zmiany w ustawie o radiofonii, nie cały system, który dotyczy zmiany finansowania, choć on też jest bardzo istotny, ale najważniejsze są rozwiązania, które prowadzą do tego, że pełnia kontroli nad mediami zostaje przejęta przez władzę, czyli przez rząd.

Jeżeli zważyć, że sposób finansowania polega na tym, że najpierw wydaje się licencję programową, potem zawiera się umowę, wreszcie dochodzi do takich sytuacji, że kontroluje się wykonanie tej umowy oczywiście przez komitet, w skrócie zwany komitetem radiofonii, i ma się prawo nałożyć obowiązek zwrotu tych pieniędzy, które zostały wyłożone na podstawie umowy, to cóż to jest, jak nie pełne poddaństwo telewizji władzy publicznej. Władza ta ma swobodę podejmowania decyzji w sprawie udzielenia licencji. Istotna jest zwłaszcza ta regulacja, która mówi, że można odmówić przyznania licencji w sytuacji braku środków pieniężnych w funduszu. My bardzo dobrze to znamy z praktyki, działania różnych urzędów, różnych instytucji, chociażby takich jak pomoc społeczna czy inne podobne, gdzie zawsze wytrychem uzasadniającym wydanie decyzji odmownej jest właśnie brak funduszy: wyczerpały się, poczekajcie państwo ewentualnie na następne rozdanie funduszy. Podobnie jest zresztą przy realizowaniu pewnych zadań przez organizacje pożytku publicznego, gdzie jednym łaskawie państwo, czy to administracja rządowa, czy samorządowa, daje pewne środki, innym nie daje, tłumacząc tym ostatnim, że to z tego powodu, że brakło funduszy.

Proszę państwa, a jaka jest tu regulacja pozwalająca na kontrolę decyzji odmownej? Żadna, bo przecież to, co postanowiono, czyli fakt, że na uchwałę odmawiającą przysługuje skarga do sądu administracyjnego, to cóż to jest za środek prawny. Pamiętajmy o tym, że sąd administracyjny w naszym, polskim systemie prawa jest jedynie sądem prawa, a nie sądem faktu. W związku z tym bada decyzję jedynie z punktu widzenia jej zgodności z prawem, a nie z punktu widzenia jej zgodności z określonymi faktami, czyli na przykład nie ma prawa zbadać, czy fundusz wydał decyzję odmowną, ponieważ rzeczywiście nie miał środków pieniężnych. W tej sytuacji telewizja czy inne medium są zupełnie uzależnione od władzy publicznej.

Mało tego, następnym krokiem w tym uzależnieniu jest to, że ta sama władza, która wydaje licencję, a potem zawiera umowę, może już post factum powiedzieć: bardzo przepraszamy, ale w naszym odczuciu umowa nie została zrealizowana tak, jak by to wynikało i z licencji, i z umowy, w związku z tym proszę te pieniążki zwrócić i to jeszcze z odsetkami. W ten sposób, proszę państwa, można każdą instytucję medialną tak pięknie urządzić, że nie będzie w stanie się podnieść, a jej kondycja finansowa może ją wręcz doprowadzić do upadłości. Być może są tu jakieś ukryte cele? Niektórzy koledzy tak to tutaj przedstawiali: że rzeczywiście zmierza się do tego, aby najpierw tę naszą telewizję publiczną rozdrobnić na poszczególne spółki regionalne i jedną spółkę o nazwie Telewizja Polska SA, a potem, po doprowadzeniu do stanu upadłości, wszystko to sprzedać. No, jest to przecież model, jako żywo, przerabiany w Polsce w okresie dwudziestu lat po roku 1989, model, którego ludzie tak mocno doświadczyli, że tak powiem, na własnych karkach. Ale, proszę państwa, tu jest materia zbyt delikatna, bo to nie kwestia zakładu pracy produkującego jakieś tam dobra materialne, tylko "być albo nie być" tożsamości narodowej i kultury polskiej. Misja telewizji publicznej polega bowiem właśnie na tym, żeby pewne wartości, związane czy to z historią narodu, czy z jego kulturą, promować, propagować i popierać. Jeżeli dojdzie do tego, że upadną te spółki, to, proszę państwa, kto weźmie za to odpowiedzialność? Ja myślę, że my wszyscy jako senatorowie powinniśmy dzisiaj zadać sobie to pytanie. Czy naprawdę chcemy być w szponach takich mediów, zwłaszcza tych niektórych zachodnioeuropejskich, których poziom, że tak powiem, zarówno moralny, jak i artystyczny, sprowadza się bardzo często do poziomu Big Brothera czy innych takich programów? Czy też zależy nam, aby mieć telewizję publiczną, która będzie spełniała rzeczywiście pewną misję?

Ja już nie wspominam, proszę państwa, o mankamentach natury czysto prawnej, chociaż te mnie jako prawnika najbardziej pasjonują. Nie jest przewidziany tryb odwołania od decyzji, na mocy której organ koncesyjny po stwierdzeniu, że dana instytucja medialna rzekomo nie spełniła warunków koniecznych do uznania jej za nadawcę pożytku publicznego, cofa, odbiera jej ten status i nakazuje - to jest podobne do tego poprzedniego przypadku - zwrot opłat za używanie częstotliwości, z których taka instytucja była zwolniona. Proszę państwa, jest to następny bicz w ręku instytucji państwowej, czyli inaczej mówiąc: w ręku rządu, który pozwala dowolnie sterować i wymuszać posłuszeństwo mediów. Czy nam chodzi o takie media, które będą tylko lustrzanym odbiciem życzeń każdej ekipy rządzącej, czy też chodzi nam o media, które będą prawdziwie niezależne?

Ale przecież tej ustawy nie można w czambuł potępić. Chcę właśnie wskazać jej plusy. Między innymi jest taki zapis, w którym mowa, że dziennikarze nie mogą być przymuszani do wyrażania poglądów sprzecznych z ich sumieniem, z ich przekonaniami. To jest plus tej ustawy. Następny taki plus, o którym dzisiaj już mówiłem - uregulowano wreszcie przesłanki odwołania czy to członków zarządu, czy rady nadzorczej. Tego do tej pory w ustawie nie było, co zresztą stanowiło jej poważną wadę.

Ale jeżeli rzeczywiście chcemy stworzyć porządny akt prawny, to musimy stworzyć pewne gwarancje. Przede wszystkim, jeżeli przechodzimy na system umowny i w ślad za licencją mają być zawierane umowy o realizację zadań misji telewizji publicznej, to przecież istotną cechą umów jest równorzędność partnerów. To jest cecha każdej umowy. Jeżeli to ma być umowa cywilnoprawna, to zasadą jej jest to, że strony są równe. W umowie cywilnoprawnej nie może być tak, że są równi i równiejsi i że organ państwa w sposób dowolny może zmieniać raz ustalone warunki umowy, stwierdzając, że rzekomo nie została ona wykonana, i decyzją administracyjną wymuszać zmianę sytuacji. Dlatego, proszę państwa, nie ukrywam, że będę głosował przeciw tej ustawie, która jest ustawą zawłaszczającą media publiczne i czyniącą z nich media rządowe. Chyba nie o to chodzi. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Pan senator Witczak.

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Mariusz Witczak:

Dziękuję, Panie Marszałku.

Wysoka Izbo!

Tak się stało, że w tej części pytań, dyskusji z panem ministrem, szefem Krajowej Rady, wyjaśniono czy przedyskutowano wiele kwestii natury formalnej, merytorycznej. Senator Ryszka w tej części naszej debaty zachęcał do dyskusji politycznej, wyjdę więc naprzeciw jego prośbom.

Myślę, że puenta, którą przed chwilą uraczył nas pan senator, była jak najlepszym pretekstem do tego, żeby porozmawiać o telewizji w kontekście upartyjnienia, w kontekście upolitycznienia. Szanowni Państwo, trzeba sobie powiedzieć, że słowa troski o apolityczne media w państwa ustach brzmią bardzo fałszywie. Słowa troski o media, które będą mediami polskimi czy mediami dbającymi o interesy polskie, też brzmią bardzo fałszywie, ponieważ to nie kto inny jak państwo doprowadziliście media polskie - mam na myśli publiczną telewizję i rozgłośnie radiowe - do ruiny. To się stało dzięki temu, że państwo pod osłoną nocy tak na kolanie napisaliście nową koncepcję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji i w pośpiechu upolityczniliście te media do maksimum. To była przewodnicząca Kruk jest symbolem największego bodaj upolitycznienia, jeżeli chodzi o media publiczne. Przypomnę, że nawet wcześniej dbano przynajmniej o pozory. W Krajowej Radzie była nie tylko koalicja rządowa, dopraszano jeszcze przedstawicieli innych ugrupowań, historycznie rzecz biorąc. To państwo jesteście tymi, którzy modelowo upolitycznili media publiczne. Wprowadziliście przedstawicieli wszystkich partii, które tworzyły koalicję. Wszystkie kłopoty, które są dzisiaj związane z mediami, to kłopoty, które wywołały Prawo i Sprawiedliwość, Samoobrona i Liga Polskich Rodzin.

Powiem państwu, że naprawdę rozbawiło mnie to, co powiedział pan senator Ryszka - ale nie tylko on, inni z państwa też o tym mówili -  to,że jest krytykiem telewizji Farfała. No to powinien skrytykować samego siebie. To jest jakaś schizofrenia. Powinien senator Ryszka skrytykować samego siebie, ponieważ własną piersią broni tych rozwiązań, które doprowadziły dzisiaj do telewizji Farfała. Państwo stworzyliście taką koncepcję mediów, która jak najbardziej otworzyła możliwość sterowania tymi mediami przez siły zewnętrzne, jak wy to magicznie nazywacie. Co innego się stało, jak nie to, że niejaki Ganley na jakiś czas przejął kontrolę nad mediami polskimi, nad Telewizją Polską? Państwo to już zrobiliście. Ja więc bardzo serdecznie państwu dziękuję za troskę legislacyjną, za dyskusję, jeżeli chodzi o szczegóły ustawowe, bo w wielu wypowiedziach były poruszane ciekawe wątki, na ciekawe kwestie zwracaliście państwo uwagę. I to jest naprawdę ta rzetelna część debaty parlamentarnej. I za to trzeba wszystkim podziękować, w tym również stronie opozycyjnej w naszej Wysokiej Izbie. Ale w sferze dyskusji politycznej, ideologicznej, Szanowni Państwo, proszę, nie róbcie sobie żartów - gorzej być nie może. Zrealizowaliście najgorszy z możliwych scenariuszy dla telewizji publicznej. W zasadzie od broni, którą wojowaliście, zginęliście, bo już nie ma waszego szefa, który był najwyższym urzędnikiem poza prezydentem w Kancelarii Prezydenta. Przez machinacje pomiędzy Samoobroną, LPR i waszą partią tak się stało, że władzę przejął Farfał, który wcześniej miał wielkie kłopoty, był przez wszystkich krytykowany, miał bardzo niesympatyczne wpadki w przeszłości. Wszyscy się dziwili, że on w ogóle w zarządzie zasiada, a dzisiaj on rządzi tą telewizją.

A więc to jest wasza robota. Dobrze byłoby, żeby dzisiaj nieco optymistyczniej spojrzeć na te propozycje, bo nawet jeżeli one nie są idealne - o takie bardzo trudno - to na pewno dają szansę na odpolitycznienie mediów. Czemu nie stworzyliście państwo... Przecież mieliście taką możliwość, bo mieliście większość, łącznie z prezydentem. W nocy przegłosowaliśmy ustawę, a już rano podpisał ją pan prezydent. Czemu wtedy nie stworzyliście mechanizmu, który pozwoliłby uczelniom, środowiskom twórczym desygnować członków do Krajowej Rady? Obsadziliście Krajową Radę Radiofonii i Telewizji klasycznymi aparatczykami politycznymi. Dajcie dzisiaj szansę tym rozwiązaniom, które stwarzają możliwość odpolitycznienia mediów.

Do Czesława Ryszki powiedziałbym w nieco optymistyczny sposób, że w jakimś sensie powinien on popierać te rozwiązania, bo jego ukochana Telewizja Trwam będzie miała możliwość, kiedy będzie produkowała jakiś program misyjny, aplikować o pieniądze. Teraz nie może tego czynić.

(Senator Wojciech Skurkiewicz: Ale pan nie zna ustawy, proponuję ustawę sprawdzić.)

Powinniście państwo trochę optymistyczniej spojrzeć na te rozwiązania. Zachęcam do tego, aby powściągnąć opinie na temat upolitycznienia, zawłaszczania, zagrożeń, i snucie hipotetycznych abstraktów związanych z zagrożeniami. Spójrzcie na to realnie i posypcie głowy popiołem. To tyle. Dziękuję bardzo, Panie Marszałku.

(Poruszenie na sali)

(Senator Piotr Kaleta: Panie Marszałku, czy ja mógłbym prosić senatorów, którzy są przede mną zapisani, żeby umożliwili mi w tej chwili odniesienie się do tej wypowiedzi. Panie Senatorze Andrzejewski, czy jest to możliwe?)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Już widzę sprzeciw.

(Rozmowy na sali)

(Senator Mariusz Witczak: Niech pan marszałek mi też stworzy taką możliwość.

Proszę.

Do spisu treści

Senator Piotr Kaleta:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Przepraszam, że pozwoliłem sobie w tym trybie zabrać głos, ale chciałbym powiedzieć o tym teraz, bo z przyczyn technicznych, a być może jakichś innych, pan senator Mariusz Sebastian Witczak może odpuścić i nie usłyszeć mojej wypowiedzi.

Często słyszę w tej Izbie, także od pana senatora, wypowiedzi o tym, że pojawia się tu jakiś rodzaj hipokryzji. Nie chciałbym mówić o hipokryzji, bo po tym, co usłyszałem przed chwilą, pojawia się u mnie, że tak powiem, odruch wymiotny. Panie Senatorze, pochodzimy z tego samego okręgu wyborczego i pan doskonale wie, że na terenie naszego okręgu działa radio. To radio podlega marszałkowi województwa wielkopolskiego. Nie będę tu państwu o tym mówił, bo państwo doskonale wiecie, w jakich rękach w tej chwili znajduje się zarząd województwa wielkopolskiego, a jak nie, to można się domyślać. Chciałbym powiedzieć o jednej rzeczy: to radio jest tak upolitycznione, Panie Senatorze, o czym pan doskonale wie, tam funkcjonują takie mechanizmy, że nie ma bardziej chyba bardziej wyrazistego przykładu. Pan doskonale o tym wie, że możemy sypać jak z rękawa przykładami, jak to wszystko wygląda.

(Senator Mariusz Witczak: Niech pan da choć jeden przykład, niech pan poda jeden przykład.)

Pan doskonale wie, co ja mam na myśli. O wszystkich relacjach, jakie tam mają miejsce, można powiedzieć jedno: to jest gorsze niż Radio Białoruś - nawet lokalnie tak się o tym mówi - ponieważ tam w tej chwili funkcjonuje tylko i wyłącznie Platforma Obywatelska. W związku z tym mówienie tu o czymś takim, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje zawłaszczać media... No to jest pewien klasyczny przykład, jak to wygląda. Panie Senatorze, naprawdę trochę powagi. Dziękuję bardzo.

(Senator Mariusz Witczak: Panie Marszałku, ad vocem.)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję.

Proszę bardzo, trzyminutowa replika jest przewidziana w regulaminie.

Do spisu treści

Senator Mariusz Witczak:

Bardzo dziękuję panu marszałkowi za umożliwienie odpowiedzi.

Szanowni Państwo, jeżeli pan senator przywołał owe lokalne radio, to muszę wszystkim państwu oświadczyć, a można to sprawdzić, że ja w tym radiu byłem ostatni raz z panem senatorem podczas kampanii wyborczej. Być może było jeszcze rok temu spotkanie, mające na celu podsumowanie jakiegoś tam okresu działalności rządu. Ale zawsze byłem tam z panem senatorem. Nigdy nie było takiej sytuacji, żebyśmy nie byli wspólnie. Ja do tego radia lokalnego w ogóle nie uczęszczam, nikt mnie tam nie zaprasza. Zapewniam wszystkich państwa, że jest to jak najbardziej apolityczne radio regionalne, które cieszy się dużą słuchalnością i stroni od preferowania kogokolwiek w sensie politycznym. Możecie sobie to państwo najzwyczajniej w świecie sprawdzić. Pan senator ma przewidzenia, bo inaczej tego nie można nazwać, coś mu się wydaje, a trudno polemizować ze sferą wyobraźni, ze sferą urojeń. Jest to naprawdę bardzo trudna przestrzeń do dyskusji.

Szanowni Państwo, występując ad vocem, chciałbym powiedzieć tyle: państwo nie widzicie, że upolityczniliście Telewizję Polską, wprowadzając na stanowisko prezesa byłego szefa Kancelarii Prezydenta, który zameldował: "Panie Prezesie, wykonałem zadanie", wprowadzając tam przedstawicieli Romana Giertycha i Andrzeja Leppera, którzy niszczą tę telewizję. Już prawie nikt nie chce jej oglądać, bo jest nudna, kiepska i nie realizuje żadnej misji społecznej. No ko ją realizuje? Pospieszalski? Kto realizuje tę misję społeczną? Nie róbmy sobie żartów. Jeżeli państwo tego nie widzicie, to naprawdę możemy przerzucać się słowami, wystąpieniami ad vocem, a i tak do niczego nie dojdziemy. Okazuje się, że żyjemy w dwóch różnych światach. Dziękuję, Panie Marszałku.

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję.

(Senator Piotr Kaleta: Panie Marszałku, można ad vocem?)

Nie, nie, już nie.

(Senator Piotr Kaleta: Minutkę.)

Proszę państwa, sprawa radia kaliskiego nie jest tak istotna w naszej debacie.

(Senator Piotr Kaleta: Ja wiem, tylko to zostało teraz...)

Poproszę pana senatora Andrzejewskiego. Może na końcu pan zabierze głos.

(Senator Piotr Kaleta: Rzeczywiście, senator nie przychodzi do tego radia, tylko radio przychodzi do senatora.)

Do spisu treści

Senator Piotr Andrzejewski:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Problem tej ustawy jest problemem dużo poważniejszym niż deregulacja czy destrukcja ładu medialnego w Polsce. Jest to problem polskiej demokracji, charakteru legislacji. Akceptując to, co powiedział pan senator Piotrowski, odwołując się do tego, co jest oceną, być może polityczną, formułowaną przez moich kolegów, chciałbym zająć się tym, co jest jeszcze bardziej w moim przekonaniu naganne czy groźne. Chodzi mi o uchybienie zasadom poprawnej techniki. Twierdzę, że jest to sprzeczne z zasadą państwa prawa. Jeżeli są łamane wymogi, i to wymogi międzynarodowe, jeżeli łamane są uznane już zasady legislacji, bez precyzyjnego przewidzenia skutków tego, to jest to groźne dla funkcjonowania demokracji.

Wydaje mi się, że ta ustawa ma wiele mankamentów, o których już mówiono, jest pęknięta, wprowadza system reglamentacji rządowej. Mówimy dzisiaj "rządowej", a proszę pamiętać, że jutro może być inny rząd. Być może wtedy dopiero będziemy skłonni do głębszej refleksji nad tym, że uszyliśmy pewien kostium czy buty, w które nie wiadomo, kto jeszcze wejdzie, z reglamentacją i z ograniczeniem misji.

Misja. Wydaje mi się, że zwinięto pewną zasadę i tym samym ograniczono i okaleczono misję w porównaniu do tego, co z dużym trudem w drodze kompromisu osiągnęliśmy, kiedy tworzyliśmy ustawę o radiofonii i telewizji.

Niech państwa nie zmyli to, że dzisiaj Komisja Kultury i Środków Przekazu próbuje przywrócić - próbuje, bo nie wiem co z tego wyjdzie - w art. 3 respektowanie chrześcijańskiego systemu wartości, służenie umacnianiu rodziny, służenie kształtowaniu postaw prorodzinnych czy służenie zwalczania patologii społecznych. Ale zarazem jest w opozycji. To jest to, co będzie mógł reglamentować, za pośrednictwem przez siebie wybranej Krajowej Rady, aktualnie rządzący układ polityczny, bo to on będzie tak naprawdę dysponentem środków finansowych. To jest przywrócone w ramach tej reglamentacji. Jeżeli uda się Krajowej Radzie czy niezależnym nadawcom pozyskać środki inne niż te, które przekaże im w ramach swoich możliwości bądź z łaskawej woli politycznej czy merytorycznej aktualny układ rządzący, władz wykonawcza, to oni nie będą mogli tego wykorzystać, dlatego że taka możliwość została w tej ustawie skreślona w art. 21. I jest opór, żeby to przywrócić. W związku z tym tak, wolność, ale tylko w ramach tego, na co zezwoli rząd. Jest to pośrednia, bardzo okrutna cenzura kagańcowa, i to cenzura godna transformacji liberalnej. Nie będzie pieniędzy, nie będzie można w ogóle realizować tego programu. Wydaje mi się, że umknęło nam z pola widzenia to, że to jest ustawa kagańcowa. Ona nie tylko zwija instytucje, ale uniemożliwia, nawet gdyby skądś się wzięły inne środki, realizowanie poza licencjami zlecanymi w trybie tej nowej ustawy zadań misyjnych rozumianych nie w kategoriach ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych, ale w kategoriach ustawy o radiofonii i telewizji, realizowanie podstawowych wartości misyjnych, i edukacyjnych, i w zakresie rzetelnego przedstawiania różnorodności. Proszę zwrócić uwagę, jak w ustawie o radiofonii i telewizji wykastrowana jest misja publiczna. Tak, wszystko jest pozostawione, ale tylko w ramach reglamentacji i finansowych ograniczeń warunkujących zakres tej reglamentacji dokonywanej przez aktualny układ w ramach ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych.

Następne pytanie: czy prawa rynku są ważniejsze niż społeczna służebność mediów publicznych? Bo tu jest centrum zagadnienia. Czy konkurencyjność, być może lepszych stacji, lepiej zarządzanych, Polsatu i innych, ma decydować o tym, że to one przejmą programy misyjne? Bo proszę zwrócić uwagę, że tam nie ma ograniczeń dotyczących programów misyjnych. Tam nie ma tych ograniczeń. W art. 6 czy 18 ustawy o radiofonii i telewizji, które odnoszą się w ogóle do mediów, jest większy zakres wolności misyjnej niż ten określony dla mediów publicznych. Co to oznacza? Każdy z państwa niech sobie odpowie na to pytanie. Ale to jest kwestia misji, a mnie chodzi o uchybienie podstawowym zasadom. Jest to albo celowe, albo jest to pokazanie bezradności. Nie tylko bezradności poszczególnych ekip politycznych w zarządzaniu dziedzinami państwa, nad którymi nie panują i dlatego ich się pozbywają. To jest to, o czym mówił pan senator Piotrowski. Decydenci na szczeblu władzy wykonawczej, a widzę, że i na szczeblu władzy ustawodawczej, nie panują nad materią państwa, którą im dano we włodarzenie. Lepiej się tego pozbyć, skoro się nie umie tym zarządzać. Ale nie chce się zrezygnować z profitów politycznych.

To jest również to, co zrobiono w zakresie prawa Unii Europejskiej, te wykręty... Przecież mamy w tej chwili wyraźną interpretację, która jest w trakcie dalszego modyfikowania i o której była mowa, dotyczącą stosowania zasad pomocy publicznej do publicznych usług w zakresie nadawania programów. Przez większą część naszej dyskusji analizowaliśmy uchybienia formalne związane z notyfikacją, która jest warunkiem sine qua non. Ta ustawa, w tej wersji naraża państwo polskie na nieobliczalne skutki finansowe. Proszę sięgnąć do dokumentów - na pewno państwo to znacie, a przynajmniej powinniście znać - i zobaczyć, co wynika z orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i z traktatu lizbońskiego, choć on jeszcze nie obowiązuje, jak dalece tytułem egzekucyjnym jest orzeczenie, które może być nawet sprzeczne z polską konstytucją, i jak można je wyegzekwować. Same uchybienia wobec tego, czego od nas się wymaga, wobec rzetelności i profesjonalnej sprawności w tworzeniu prawa. A gdzie te rozporządzenia wykonawcze? Bez rozporządzeń wykonawczych... No, tak jak bez armat nie można strzelać, tak bez rozporządzeń wykonawczych nie można w ogóle tego notyfikować. Nawet nie poproszono Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji o sformułowanie treści tych rozporządzeń. A rząd mówi: no, to należy do posłów. Gdzie tu jest odpowiedzialność? Odpowiedzialność za państwo, za legislację. Państwo jest w niebezpieczeństwie, proszę państwa, drogie koleżanki i drodzy koledzy.

Ale nie chcę już nad tym się rozwodzić, bo wiele o tym powiedziano. Ja złoże tylko dwie poprawki, w których usiłuję to poprawić. Bo ja zakładam, że intencja jest dobra. Niech będą licencje, niech rząd licencjonuje, niech daje z budżetu. Tylko dlaczego ogranicza kagańcowo możliwość realizacji misji społecznej za pomocą innych środków? Dlaczego uniemożliwia nam, obywatelom Polski, finansowanie przez nas naszych mediów? Bo to są nasze media. Powinniśmy cieszyć się z pluralizmu, z tego, że ten abonament... Powinniśmy udrożnić, jak już mówił senator Romaszewski, przy tym niedowładzie i niechęci do sprawnego funkcjonowania aparatu ściągania daniny publicznej, samo ściąganie tej daniny publicznej, a nie mówić, że nie... No, dobrze, to ma być forma społecznego nieposłuszeństwa. Ale skoro tak, to wobec czego? To równie dobrze jutro nie będziemy płacić podatku dochodowego albo nie będziemy się wywiązywać z innych obowiązków podatkowych i powiemy: skoro tak, to trzeba zlikwidować te obowiązki, bo obywatele się z nich nie wywiązują. No, taka dzisiaj jest przesłanka i taki przekaz dajemy w zakresie budowy społeczeństwa obywatelskiego.

Ja i senator Romaszewski składamy poprawkę, w której próbujemy przynajmniej uczynić ten proces legislacyjny w miarę cywilizowanym. Mianowicie skreśla się art. 50. Bo środków budżetowych, jak stwierdza minister finansów, nie będzie, nawet tych 880 milionów zł. Nie ma środków budżetowych na finansowanie tej reglamentowanej misji z tej ustawy. W związku z tym należy na razie ściągać je w ramach abonamentu, tak uważamy. Proponujemy nielikwidowanie, przejściowo, dopóki nie będzie lepszej metody, wpływów z abonamentu. I proponujemy też wprowadzenie w art. 51 przepisu, bardzo prostego - najtrudniej jest znaleźć proste rozwiązanie, ale trzeba go szukać w tej sytuacji - iż ustawa wchodzi w życie po upływie sześciu miesięcy od dnia dokonania notyfikacji przez Komisję Europejską. Ten przepis jest jednocześnie zobowiązaniem dla władzy wykonawczej i dla Sejmu do dokonania sprawnie procesu notyfikacji, zobowiązaniem dla tych wszystkich organów, czy to będzie UKIE, czy to będzie urząd ochrony konkurencji, i do zlecenia wreszcie Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji przygotowania tekstów tych rozporządzeń, które są wymagane przy notyfikacji przez Komisję Europejską. No jak można udawać, że to nie było wymagane i przysyłać nam tego typu bubel legislacyjny?!

I wreszcie naszą wspólną troską jest zapewnienie dodatkowych źródeł finansowania. Takim źródłem finansowania, majątkiem, z którego można czerpać dochody, są archiwa, są prawa autorskie, prawa producenckie telewizji i radiofonii publicznej, które w tej chwili są marnotrawione. Z kolei ja sam proponuję...

To jest ta poprawka moja i marszałka Romaszewskiego, składam ją.

Ja proponuję przede wszystkim, aby w art. 21 w ustawie o radiofonii i telewizji przynajmniej to otworzyć, tak żeby nie zdusić misji, aby napisać, tak jak to było w ustawie o radiofonii: w szczególności. Przydusiliśmy, ale mówimy: w szczególności, mówimy, że można jednak realizować inne wartości i zasady konstytucyjne. Bo w tej chwili nie wolno. Co nie jest zapisane w ustawie, to tego praktycznie nie będzie można realizować, również środkami pozabudżetowymi.

Jednocześnie proponuję, aby spółki telewizyjne i radiowe utworzyły spółkę Archiwa Radia i Telewizji w celu udostępniania zasobów archiwalnych radiofonii i telewizji. Spółki telewizyjne i radiowe mogą zawiązywać spółki i porozumienia gospodarcze w celu wspólnego tworzenia, rozpowszechniania regionalnych lub ponadregionalnych programów telewizyjnych lub radiowych, a także zarządzania i gospodarowania nimi. Archiwa - domagam się tego od chwili powstania ustawy o radiofonii i telewizji. Jest to porzucany i w minimalnym stopniu wykorzystywany majątek publiczny, majątek bardzo duży, większy nawet niż te nieruchomości czy lokale, które być może trzeba będzie wynajmować, żeby zapewnić jakąś dochodowość.

(Wicemarszałek Zbigniew Romaszewski: Czas, czas...)

Dziękuję bardzo, składam również taką poprawkę.

Proszę państwa, wzywam Sejm, władzę wykonawczą i nas wszystkich do opamiętania. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Pan senator Woźniak, proszę bardzo.

Nie ma pana senatora Woźniaka? Wobec tego pani senator Fetlińska.

Do spisu treści

Senator Janina Fetlińska:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Myślę, że każdemu z nas od dzieciństwa wpajano poczucie odpowiedzialności. Myślę, że za dzisiejszy czyn, za dzisiejszą działalność odpowiemy przed Bogiem, historią i przed własnym narodem. Tutaj, dzisiaj, w rocznicę pobytu Jana Pawła II w parlamencie, uchwalamy ustawę, która rzuca na kolana resztki naszej suwerenności - wyrazili to w swoich wystąpieniach pan senator Piotrowicz i pan senator Andrzejewski.

Myślę, że daliśmy początek likwidacji mediów publicznych. I myślę, że każdy - no, może nie każdy, ale przynajmniej część moich kolegów - czuje się tak, jak moja pacjentka, która sparaliżowana po wypadku drogowym nie mogła pomóc umierającej córce leżącej obok. Tak można się czuć dzisiaj, mając świadomość, co dzieje się z polską suwerennością, która wyraża się przez wolność słowa. Dlatego nie będę rozwijać tego tematu. Nie będę przedłużać, oddam swoje wystąpienie w ręce pana marszałka, do protokołu.

I chciałabym tylko podziękować tym wszystkim odpowiedzialnym Polakom, którzy płacili i płacą jeszcze abonament. Być może, jak wnosi pan senator Gruszka, abolicja co do płacenia abonamentu jest potrzebna i słuszna. Do nieposłuszeństwa obywatelskiego wzywał przecież sam premier Tusk, trudno więc dziwić się wielu ludziom, że czasem z biedy, czasem z bezmyślności czy raczej może z braku refleksji uczynili ten grzech przeciw obowiązkom obywatelskim. Zapomnieli, a może nie spostrzegli, że w ich własnym interesie, jeśli chcą żyć w zdrowym państwie, leży wzmacnianie mediów publicznych. Dlatego z mównicy Wysokiej Izby apeluję do Polaków o płacenie abonamentu, dopóki jest. Ratujcie polskie media publiczne. Pamiętajcie o tragicznej historii Polski i pielęgnujcie swobody demokratyczne z najwyższą atencją. Wolność jest nam zadana - mówił papież Jan Paweł II - a nie dana na zawsze. Szanujmy ją, pielęgnujmy. Dziękuję bardzo. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Pan senator Gruszka, proszę bardzo.

Senator Tadeusz Gruszka:

Panie Marszałku! Szanowne Panie i Panowie Senatorowie!

W zasadzie miałem tylko przedstawić poprawkę, o której wspomniałem w trakcie dyskusji, ale trudno nie odnieść się do wystąpienia pana senatora Witczaka. Z treści, jaką nam tutaj przedstawił, wynikało, że bywał lub nie bywał na tej sali, prawdopodobnie nie wszystko słyszał, nie wszystkie argumenty do niego dotarły, a argument, którym się tutaj posługiwał, ten o nocnym zamachu w 2005 r. na Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, był przez niego przytaczany, bodajże, jak policzyłem, po raz piąty. Tak że w tym temacie nie zaskoczył nas niczym nowym. I taka uwaga: wstęp, który tutaj przytoczyłem, o tym, że narzekaliście na to, co wtedy zostało wykonane w 2005 r.... Odpowiedź jest prosta: mądry uczy się na błędach cudzych, głupi - na własnych. I to jest przesłanie dla pana Witczaka.

Ta poprawka, co do której mówiłem, że ją zgłoszę, ta na temat abolicji, polega na tym, że w art. 50 pkt 2a umarza się zaległości w płatnościach abonamentowych, odsetki za zwłokę w ich uiszczeniu, o których mowa w art. 5 ustawy uchylanej w ust. 1, oraz odsetki za zwłokę w uiszczaniu tej opłaty powstałych przed dniem ogłoszenia ustawy. Co to oznacza? Że abolicją objęte są te składki abonamentowe, które wynikają do dnia uchwalenia tej ustawy, wejścia jej w życie. A od momentu wejścia tej ustawy w życie do 31 grudnia obowiązuje bezwzględne płacenie abonamentu przez wszystkich. Dziękuję bardzo. Oto ta poprawka.

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Pan senator Krajczy, proszę bardzo.

(Głos z sali: Nie ma pana senatora.)

No a tak się domagał... I uciekł? Nie, jest senator Krajczy.

Proszę bardzo, Panie Senatorze.

(Senator Norbert Krajczy: Dziękuję bardzo, ja...)

(Głos z sali: W takim razie...)

Proszę bardzo, Panie Senatorze. Dla mnie to żadna różnica. Jeżeli pan senator Krajczy pana senatora przepuszcza, to proszę bardzo.

Senator Antoni Piechniczek:

Panie Marszałku! Szanowni Państwo Senatorowie!

Długo zastanawiałem się, czy zabrać głos w tej dyskusji, dlatego że wielokrotnie moja twarz była pokazywana przez media, ale nigdy nie byłem człowiekiem telewizji, mimo to tak jak wszyscy państwo na telewizji publicznej się wychowywałem. I dla mnie nie jest bez znaczenia zabranie głosu w dyskusji, bo byłbym w niezgodzie z własnymi przekonaniami, aczkolwiek moje wystąpienie dla wielu będzie może wystąpieniem trochę kontrowersyjnym.

Zacznę od abonamentu. Otóż, proszę państwa, ponieważ jest tu sporo senatorów, którzy kochają sport i uprawiają sport, to chciałbym odwołać się do takiego przykładu: oto Real Madryt za kwotę około 350 milionów euro kupił dwóch piłkarzy, to byli Kaka i Ronaldo. Ta suma to jest, bo ja wiem, prawie półtora miliarda złotych. I nikt nie wpadł na pomysł, żeby mając taką kasę dożywotnio skasować wpływy z biletów na mecze. Absurd. Otóż ja też uważam, że dla mnie nieporozumieniem jest rezygnacja z abonamentu, bo my wszyscy wychowywaliśmy się w różnych środowiskach, byliśmy czasem oddaleni ze względu na profesję, ze względu na wykształcenie, na jakieś tam więzy rodzinne, ale oglądaliśmy telewizję i prawie każdy z nas płacił ten abonament, i na swój sposób czuł się za tę telewizję publiczną odpowiedzialny i z nią się utożsamiał. I wydaje mi się, iż niedobrze jest, że oto w głowie paru polityków zaświtała jakaś idée fixe, którą udało się przeforsować w Izbie niższej, i którą teraz próbuje się przeforsować w Izbie wyższej, i że traktuje się to w kategoriach "to musi być, to musi przejść i cześć, do widzenia". A to dlatego, że ja bym po prostu z wieloma, że tak powiem, sprawami jednak polemizował, z wieloma bym się nie zgodził.

Zacząłem od kwestii finansowania, ale zacząłbym też od drugiej: że telewizja ma określoną misję do spełnienia. Ja tu odwołuję się do profesjonalistów, którzy w telewizji, że tak powiem, siedzą. I mam takie nieskromne pytanie: kto da pieniądze na taki oto program, którego pomysł mi zaświtał? Oto telewizja, bo ja wiem, dzięki przedsiębiorczości młodego dziennikarza spróbuje lansować program zatytułowany "Wyobcowanie Śląska i narodowego stadionu z Euro 2012". Kto na to da pieniądze i dlaczego miałby to zrobić? Oto aglomeracja, w której żyje powyżej pięciu milionów ludzi, dzięki politykom z jednej i drugiej strony dostała kopa i została z tego wyobcowana, podczas gdy ten udział absolutnie jej się należał, i to z wielu względów, przede wszystkim sportowych, ale także dlatego, że w okresie powojennym to Śląsk odbudowywał Warszawę, Śląsk budował mosty, Śląsk dawał energię, Śląsk dawał prąd, przy którym myśmy się wszyscy uczyli. I kto dzisiaj da takiemu młodemu człowiekowi pieniądze, publiczne pieniądze, żeby taki program zrobił? A gdyby się nam zamarzyło, by znalazł się młody reżyser, który, idąc śladami Andrzeja Wajdy, nakręci - po filmach "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza" - film pod tytułem "Człowiek polityki" i udowodni, że wszystkie opcje polityczne i trzech premierów przyczynili się do upadku przemysłu stoczniowego, to kto da na to publiczne pieniądze? Nikt nie da, bo wszyscy powiedzą, że on jest nawiedzony i że jemu się nie należy.

I w tym momencie ta telewizja publiczna przestaje być telewizją publiczną. Ja naprawdę wyszedłem na mównicę tylko po to, żeby powiedzieć parę kontrowersyjnych zdań. Ja się dość długo przysłuchiwałem tej dyskusji, przynajmniej jeśli chodzi o mój klub, i z wieloma poglądami się zgadzałem, i autentycznie jestem ciekawy jutrzejszego głosowania. Dziękuję. (Oklaski)

Do spisu treści

Senator Norbert Krajczy:

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Ja też, tak jak mój przedmówca, nie chciałbym tutaj państwu opowiadać wielkich rzeczy, ponieważ państwo na pewno jesteście już zmęczeni. Ja też oczywiście śledziłem tę dyskusję, i to zażartą, choć tak naprawdę o co się bić, Drodzy Państwo? Skoro potrzeba, jak tu usłyszałem, aż 1,5 miliarda zł, a w budżecie na 2010 r. nie będzie nawet 800 milionów, to my tu po prostu na tej pustyni przesypujemy piasek z lewej strony na prawą.

Ja reprezentuję taki region, który się nazywa Opolszczyzna, i już tutaj na tej sali próbowałem się dowiedzieć, dlaczego na Opolszczyźnie jest taki zasięg, że jedna część mieszkańców odbiera TVP Wrocław, a druga część - TVP Katowice, i, żeby było śmieszniej, to opolski ośrodek regionalny odbiera ta mniejsza część. Ponoć w Chrzelicach jest nadajnik i on ma być unowocześniony, co jest nawet, jak mówią znawcy, uzależnione od Czech, które są niedaleko, a które już te pasma transmisyjne czy przekaźnikowe dawno temu podzieliły.

Oczywiście, my się cieszymy w tym małym województwie, że dostaliśmy wóz transmisyjny, nawet teraz, podczas festiwalu opolskiego, na żywo prezentowano pewne rzeczy. Ale jeżeli to ma przejść do samorządu wojewódzkiego, a tak słyszałem od swoich poprzedników na tej mównicy, to ja przepraszam bardzo... No ja to już przerabiałem jako przewodniczący sejmiku, jak przejmowaliśmy kolej. Czy to będzie kolejny, że tak powiem, kawałek tortu, którego później już nikt nie będzie chciał, bo oczywiście nie będzie na to pieniędzy?

Ale może jest inny scenariusz dla mojego województwa. Mamy bardzo silną mniejszość niemiecką, więc być może w tym scenariuszu pojawi się ktoś, kto będzie chciał przejąć ten ośrodek, na przykład niemiecki RTL. On już zaciera ręce, bo tam niewiele trzeba.

Byłem z panem posłem Żymełką jako przedstawiciel polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej w Bundestagu. Zastanawialiśmy się, dlaczego Niemcy tak mało o nas wiedzą. Czy to, co się pokazuje w telewizji francuskiej, niemieckiej... No jest taka telewizja, ART., i ta telewizja potrafi w jakiś sposób wytłumaczyć, zbliżyć, a my takich programów w naszej telewizji nie mamy. Chcieliśmy się podłączyć pod tę telewizję, nawet wystąpiliśmy z taką propozycją, żebyśmy mogli też ewentualnie pokazywać tę zupełnie inną Polskę, niż pokazywaną przez "Bild" czy przez parę innych tego rodzaju tabloidów. Ale to też oczywiście nie zostanie zrealizowane.

I myślę, że tej misji, o której kiedyś mówiono, też tak naprawdę nie będzie, bo chyba nikomu już na tym nie zależy. Dziękuję. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Pan senator Bender, proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Ryszard Bender:

Panie Marszałku! Państwo Senatorowie!

Sięgam pamięcią do okresu sprzed kilkunastu lat, kiedy to na początku roku 1992 zebraliśmy się w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji pierwszej kadencji - formalnie bardzo upolitycznionej, bo w jej skład wchodzili i posłowie, i dwóch senatorów - i zastanawialiśmy się nad tym, jak zrobić, żeby ta telewizja nie była upolityczniona tak skrajnie, jak to miało miejsce, gdy działał Radiokomitet, mimo że wtedy w jego skład nie wchodzili posłowie i senatorowie. Szło o to, żeby uciec od tego wzorca, który przerażał, który miał złą renomę, i doprowadzić do tego, żeby zaistnieli różni nadawcy telewizyjni, żeby oprócz telewizji publicznej byli nadawcy prywatni, i to było istotne zadanie. Ale też zadawaliśmy sobie pytanie, co zrobić, żeby być niezależnym, bo tylko niezależny może z troską pochylić się nad sprawą i uzyskać jakiś potrzebny, społecznie pozytywny rezultat.

A jeśli idzie o finansowanie, podstawę materialną telewizji, to z dotychczasowej tradycji wynikało, że nie ominiemy abonamentu, choć może i była to zaprzeszłość, jeszcze z czasów Radiokomitetu, pana Zaorskiego i szeregu innych osób, których nazwisk nie chcę nawet wspominać, bo niektóre są straszne, zwłaszcza dla mnie, bo z jednym człowiekiem - co prawda, od rynsztokowych mediów prasowych, a nie elektronicznych - musiałem się procesować... Ale trzeba było o tym myśleć i z naszych przemyśleń wynikało, że jedynie abonament zapewni, że podołamy temu, by zaistniały różne telewizje i żeby telewizja publiczna mogła być telewizją wzorcową, żeby mogła niejako wskazywać kierunek tym, którym przyznamy licencje. A jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, komu przyznamy - różne podmioty się o to ubiegały, i krajowe, i zagraniczne. Występował o to na przykład pan Grauzos od Berlusconiego, do dziś głośnego. On się świetnie kiedyś nauczył spraw polskich, Sienkiewicza i mnie umiejętnie to wszystko przedstawiał, pokazywał, jak bardzo jest zafascynowany Sienkiewiczem i Polską. Taka sytuacja miała miejsce zarówno wtedy, gdy Krajowej Radzie przewodniczył Marek Markiewicz, jak i później, kiedy przewodniczyłem ja czy też inni koledzy, Marek Jurek i jego następcy. I od abonamentu nie odeszliśmy. Nie odeszliśmy, bo wiedzieliśmy, że on zapewnia nam grunt, zapewnia trwałe możliwości finansowe, oczywiście nie wszystkie, ale w naszym mniemaniu daje możliwość finansowania dalszych poczynań, zapewnia realne pieniądze, a nie tylko te, które łaskawie dadzą ludzie z kręgów rządowych. Ta autonomia była dla nas sprawą priorytetową - najważniejsze, żebyśmy mogli być samodzielni.

A dzisiaj od tego odchodzimy, dzisiaj wręcz biegniemy, żeby wpaść w ramiona czynników rządowych, że tak powiem. A pamiętajmy - już to zresztą tutaj powiedziałem w którymś wystąpieniu - kto płaci, ten rządzi. Tak samo będzie i tutaj, różne ważne dla nas sprawy będą kształtowane według woli urzędników, i to wcale nie najwyższego szczebla, którzy swoim szefom podpowiedzą takie, a nie inne rozwiązanie. I dlatego naprawdę źle się dzieje, że ten abonament znika, a znika ze względów politycznych, bo pan premier Tusk w imieniu swojego ugrupowania, Platformy Obywatelskiej, zapowiedział, że zniknie. Oczywiście, to jest - trudno powiedzieć - łakomy kąsek, ale nie każdy chce płacić i lubi płacić. W związku z tym rozumiem, że wycofanie się dzisiaj z tego przyrzeczenia, które powoduje takie konsekwencje, jest bardzo trudne. Gdyby te słowa były oszczędne, w jakimś zakresie wyjaśniające i niemające maksymalnego zasięgu, to może by się udało jakoś ten abonament uratować. Z tego, co tu mówimy, wygląda na to, że tak nie będzie.

Przekształca się telewizję, nie tylko w Warszawie, ale i w ośrodkach regionalnych, w telewizję rządową, finansowaną przez rząd, w telewizję działającą samodzielnie, a w związku z tym nawet bez możliwości większego korygowania, gdyby rząd doszedł do jakichś rozsądnych myśli i postanowień, bo to będą oddzielne spółki. Myśmy to zrobili tylko eksperymentalnie w radiu, były spółki radiowe, a to są placówki telewizji krajowej. To nie znaczy, że spółki radiowe osiągnęły absolutną rację swojego działania, a teraz wchodzimy z telewizją. Jest problem. Z pewnością samorządy wojewódzkie również w jakiś sposób, jeśli nie przez tę ustawę, to przez kolejne akty prawne, będą chciały mieć możliwość oddziaływania, a to oddziaływanie będzie zależne od możliwości finansowania.

Druga sprawa, sprawa rad programowych, opinii rad programowych. Rady programowe będą powoływane przez tę samą Krajową Radę. A więc co to za opinia wydawana przez ludzi, którzy - wiemy, bo takich wybraliśmy - myślą tak samo jak my? W moim przekonaniu byłoby lepiej, gdyby instytucje, które, że tak powiem, opiniują kandydatów do tej opiniującej rady programowej, miały prawo wystawić swoich kandydatów. Byliby oni później bardziej niezależni i przekazywaliby swoją niezależną opinię Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji.

Sprawa misji, misji publicznej. Kiedyś były misje, o tym wiemy, dotyczyły krajów egzotycznych. My chcemy robić misje u siebie. Drodzy Państwo, z tą misją to jest problem z tej prostej przyczyny, że robi się rzeczy, o których mówił pan senator Andrzejewski, budzące wręcz zdziwienie, nawet przerażenie, skoro na początku mówi się o wspieraniu budowy społeczeństwa obywatelskiego oraz kultury demokratycznej, polegającej na uczestnictwie obywateli w życiu publicznym, a dopiero potem o innych wartościowych sprawach. Na przykład dopiero pkt 5 mówi o upowszechnianiu bogactwa tradycji, wspieraniu współczesnej kultury polskiej oraz ukazywaniu kultury europejskiej i światowej. Ja bym dodał zapis o kulturze polskiej i języka polskiego. Przecież większość obywateli czerpie informacje z telewizji, posługując się językiem polskim. A co tam słyszymy? Obok rusycyzmów i amerykanizmów słyszymy, że ktoś odprowadza auto na garaż, że koleżanka siedzi w biurze na czwartym okienku. Prawda?

(Wicemarszałek Zbigniew Romaszewski: Panie Senatorze, czas.)

Tak? Czas? Ojej, to już będę powoli kończył.

(Wicemarszałek Zbigniew Romaszewski: Bardzo szybko...)

Nawet tutaj od dziennikarzy słyszałem: lecimy na Senat. Chodziło o to, że zmierzamy do Senatu. Tak że trzeba o to zadbać.

Teraz jeszcze jedna sprawa, pewnej nadziei. Pewna nadzieja byłaby w tym fakcie, że - zgodnie z odpowiedzią, którą uzyskałem na pytanie - nadawca społeczny pozostaje. To rzeczywiście zapewnia w pewnym zakresie, w pewnej części autonomię. Niebezpieczne jest jednak to, że obudowane to jest ograniczeniami związanymi z możliwościami uzyskiwania licencji programowych. Obawiam się, obawiam się. Podmiotów społecznych mamy mało, mamy jeden główny podmiot społeczny, jest to Radio Maryja w Toruniu i Telewizja Trwam. Powinniśmy go strzec jak źrenicy w oku, dbać, żeby był, bo on sprawia, że jest u nas jeszcze jakiś pluralizm. Gdy tylko w Krajowej Radzie zaczęliśmy rozpatrywać sprawę nadawców, szukaliśmy wśród starych zakonów, dominikanów, jezuitów, ale oni odpowiadali: nie, nie mamy przygotowania, możliwości. Odważyli się redemptoryści, odważył się ojciec Tadeusz Rydzyk ze swoimi współpracownikami. A dzisiaj grozi nam to, że nie będą mogli wystąpić, jeśli wejdzie sprawa ograniczeń licencyjnych.

Jeszcze jedna kwestia, właściwie już ostatnia, sprawa poruszana wielokrotnie, sprawa notyfikacji, tego, że są tu pewne nieprawidłowości czy jakieś zaprzeszłe momenty. PO, Platforma Obywatelska na pewno liczy na jakieś wpływy w Brukseli, na to, że uda się to załatwić. A jeśli się tej sprawy nie załatwi? Czy los stoczni nie powinien być dla nas przestrogą? Co wtedy będzie z telewizją publiczną w Polsce? Bez abonamentu telewizja traci obywatelski, demokratyczny charakter, tak jak mówił nasz kolega Rulewski. O tym trzeba koniecznie pamiętać. Grozi nam to, że ta telewizja będzie rzeczywiście taką telewizją, jaką dany minister z danego rządu będzie chciał kształtować.

Panie Marszałku, poprawek nie zgłaszam, bo wiem, że zostaną odrzucone, zostaną odrzucone przez lewą stronę naszej sali, ale chcę wyrazić wiarę, że abonament w przyszłości wróci. Tak będzie, bo bez niego trudno sobie wyobrazić telewizję rzeczywiście niezależną.

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Witold Idczak:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Zaszczyt zasiadania za stołem prezydialnym powoduje, że człowiek rzeczywiście, jak na Izbę refleksji przystało, ma niejako szerszy horyzont widzenia i widzi pewne rzeczy może z dystansu, ale jednocześnie układające się w pewną spójną całość.

Z początku, zasiadając w tej Izbie, miałem wrażenie, że najprostszą metodą prowadzącą do pewnego osłabienia tych instytucji, które z pewnych politycznych racji są niezręczne bądź niewygodne, jest nieprzyznawanie pieniędzy, ograniczanie działalności czy też, powiedzmy, jakieś działania medialne, które powodowałyby deprecjację niektórych instytucji. W mojej ocenie na początku działo się tak w przypadku CBA, IPN, można by było wymienić wiele takich spraw. Potem zacząłem obserwować, że osłabieniu ulegają koleje państwowe, Poczta Polska, czyli kolejne instytucje, które tak naprawdę są państwowotwórcze i które stanowią w pewnej wspólnej masie wielu różnych działań o sile naszego kraju. Dzisiaj dochodzimy do momentu kulminacyjnego. Przecież każdy z nas zdaje sobie sprawę, jak potężny rząd dusz jest w rękach telewizji publicznej i o czym tak naprawdę mówimy. Myślę, że to, co jest w podręczniku liberałów pod tytułem "Prywatyzacja", pana Savasa - takim elementarnym, fundamentalnym ABC prywatyzowania wszystkiego - właściwie zaczynamy obserwować, to się dzieje. Dzieje się to pod przykrywką, proszę państwa, wzmacniania samorządu. Ktoś wymyślił bardzo dobrą hipotezę, że przekazując uprawnienia samorządom, nada się pełną wartość państwu obywatelskiemu. Otóż, proszę państwa, ja nie wiem, czy nie dzieje się jakiś wielki gwałt na konstytucji, dlatego że z tymi uprawnieniami dla samorządów powinna łączyć się podstawowa zasada. Za tym powinny iść pieniądze na realizację, w pełnym wymiarze, takie, jakie były z budżetu państwa. Czy naprawdę tak dobrze stało się z kolejami? Obserwując myślę, że średnio, a być może jeszcze gorzej. Jest to obciążenie dla samorządów. Teraz dodajemy kolejne obciążenie.

Proszę państwa, pół roku temu na tej sali słyszeliśmy, jak jeden z naszych kolegów, nieobecny w trakcie tej dyskusji, powiedział wprost, że to jest chyba najlepszy budżet państwa w historii Polski. Ja pamiętam dobrze, bo mi to utkwiło w pamięci. Chciałbym państwu powiedzieć, że kampania wyborcza do europarlamentu się skończyła i nie tylko budżet państwa jest w opłakanym stanie, ale i budżety samorządów wojewódzkich, które w dużej mierze pobierają pieniądze z podatku CIT. Co to oznacza? To oznacza, że tak naprawdę 2/3 budżetu prawie w każdym województwie to budżet sztywny, a budżet w części inwestycyjnej, takiej bardziej elastycznej, właśnie czerpie z tych zasobów. Proszę państwa, będzie w tych budżetach duża dziura, w bardzo wielu budżetach, jeżeli nie we wszystkich budżetach samorządów wojewódzkich.

Teraz dodajemy nowe zadania związane z misją publiczną, licząc na to, że to właśnie zbuduje społeczeństwo obywatelskie. Ja, proszę państwa, zachęcam do włączenia satelity, bodajże Astry, gdzie jest kilkaset kanałów. Można zobaczyć, ile Niemcy mają kanałów w swojej telewizji lokalnej, o najwyższej jakości satelitarnej. Mój synek Mateusz uwielbia kolej. Ma całe pasmo - Deutsche Bahn ono się nazywa. Można się z niego bardzo wiele dowiedzieć o polskiej kolei, nawet są wywiady z szefami polskich instytucji kolejowych.

I, proszę państwa, pozostaje mi takie pytanie: czy aby bardzo proeuropejska koalicja nie zachowuje się antyeuropejsko? Bo osłabia instytucje państwa. Niestety Unia Europejska jest zbiurokratyzowana. Państwa Unii Europejskiej są bardzo silne pod względem biurokracji, ustaw. W tej chwili ratowanie wywołane kryzysem pokazuje ten interwencjonizm w pełnym zakresie. A co dzieje się u nas? U nas dzieje się na opak. Ktoś z moich przedmówców mówił o pewnej schizofrenii. Ale to jest właśnie fundamentalna rozbieżność pomiędzy tendencjami w Unii Europejskiej a tym, co my robimy w kraju. Proszę państwa, ja słyszałem, że to, co się dzieje z mediami, to jest dobre rozwiązanie. Ale to jest, tak naprawdę... Przyrównam to do pacjenta. Nie ulega wątpliwości, że telewizja to nie jest zdrowy twór. Proszę nie myśleć, że ja będę epatował, powiedzmy, stuprocentową jakością Telewizji Polskiej. Ale, przepraszam bardzo, wyleczenie choroby poprzez zabicie pacjenta, bo choroba umrze razem z nim, to też nie jest rozwiązanie. A mam wrażenie, że coś takiego mimo wszystko za chwilę będziemy obserwować. I pozostawiam państwa z tymi pytaniami o tak naprawdę fundamentalną jakość tego państwa, które my budujemy między innymi na forum parlamentu. Ustawa medialna jest jednym z fragmentów, które na przestrzeni ostatnich - niedługo już będzie dwa lata, jak tu jesteśmy... Chodzi o rzeczy, które tak naprawdę osłabiamy pod przykrywką wzmacniania Polski obywatelskiej, Polski samorządowej.

Chcę powiedzieć wyraźnie: można by było próbować to robić, ale tylko pod jednym, sprawiedliwym i porządnym warunkiem - że się przekaże środki na realizację celów, o których mówimy. A wielka lekkomyślność, która się pojawia w odniesieniu do strony finansowej projektów omawianych przez nas na tej sali, przyznam się szczerze, jest druzgocąca. Ja już pomijam wypowiedzi dotyczące samego budżetu, ale na przykład niedawno mieliśmy gazoport czy rozmawialiśmy o drogach. Właściwie przesłanie jest takie, że te pieniądze się pojawią, jakoś to będzie, jakoś się uda. Proszę państwa, mówimy o miliardach złotych i o potężnych inwestycjach. To jest jakieś, no nie wiem... Żaden z nas we własnym domu by sobie nie pozwolił na coś takiego, na takie zarządzanie budżetem. Bo co by żony z nami porobiły? I tak nas nie oszczędzają, a byłoby jeszcze gorzej. Dziękuję uprzejmie. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Pan senator Skurkiewicz, mam nadzieję, zakończy naszą dyskusję. Proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Wojciech Skurkiewicz:

Dziękuję bardzo, Panie Marszałku.

Szanowni Państwo, już na zakończenie kilka króciutkich refleksji.

Finansowanie mediów, które w tym momencie proponuje ustawa, nie zmienia niczego, nie wnosi niczego nowego, a wręcz przeciwnie, działa na niekorzyść przede wszystkim mediów publicznych. Mówicie państwo, wielokrotnie to było tu podkreślane, że trzeba likwidować wszelkie daniny, trzeba likwidować abonament, który mimo wszystko jest płacony przez wielu Polaków, ale też wielu Polaków jest zwolnionych z jego płacenia. A co proponujemy w zamian czy co proponujecie państwo w zamian? Pokrywanie tych potrzeb finansowych z budżetu państwa. A budżet państwa składa się przecież z wpłat również wszystkich tych, którzy do tej pory byli zwolnieni z płacenia abonamentu - osób niepełnosprawnych, emerytów i rencistów, osób najuboższych. Przecież od teraz będą płacić wszyscy. W tej chwili płacą tylko pewne grupy. Jeżeli ta ustawa wejdzie w życie, będą płacić wszyscy bez wyjątku.

Kolejna sprawa, jeżeli chodzi o pomoc publiczną - było to podkreślane wielokrotnie. Nie jestem w stanie zgodzić się z opiniami, że nic nie zostało zawalone, że wszystko jest prowadzone w jak najlepszym porządku. Absolutnie nie. Mówimy o rozporządzeniach wykonawczych, a nie mamy pewności, kiedy one zostaną przygotowane, kiedy one zostaną upublicznione. A to jest jeden z tych elementów, które wskazują, kiedy pełna dokumentacja może zostać skierowana do Komisji Europejskiej i sprawa zostanie poddana notyfikacji. Nie ma pewności, kiedy to nastąpi. Nie ma również pewności absolutnej, kiedy Komisja Europejska wyda ostateczny werdykt. A sprawa jest paląca, bo od 1 stycznia przyszłego roku jest proponowany zupełnie inny system finansowania głównie mediów publicznych. I tu wielka troska o polskie radio i te firmy, które działają jako rozgłośnie regionalne, bo to one w 80% są finansowane z budżetu, który jest zasilany przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji z funduszu pochodzącego z abonamentu. One sobie bez tych pieniędzy nie poradzą, te firmy bez tych pieniędzy nie przetrwają i nie pomogą im żadne granty, bo dofinansowanie grantowe jest tylko jednym, niewielkim elementem całej układanki finansowej tych podmiotów. Nie będzie takiej możliwości.

Szanowni Państwo, sprawa, która zapewne boli nie tylko mnie, ale i wiele osób siedzących na tej sali, to likwidacja - bo tak musimy powiedzieć i mówmy sobie szczerze - TVP Info, jako że częstotliwości zostaną oddane utworzonym spółkom i wspólnej anteny praktycznie już nie będzie. Niestety, nie ma żadnej innej alternatywy. A było powiedziane z tej mównicy, na tej sali, że TVP Info to jest w tej chwili 5% rynku. Na przykład w porównaniu z TVN24, tą największą konkurencją, oglądalność jest większa o 2%, bo TVN24 ma 3% oglądalności. Komu zależy na zniszczeniu tej właśnie anteny o charakterze informacyjno-publicystycznym? Komu na tym zależy? Czy na pewno jesteście państwo przekonani, że akurat naszej Izbie na tym powinno zależeć? Przecież tam znajduje się jedyny program, w którym senatorowie mogą występować - "Studio Senat". To w TVP Info możemy gościć na antenie, to w TVP Info możemy wyrażać swoje poglądy. Czy będziemy mieli taką możliwość w TVN24? Czy będziemy mieli taką możliwość w Polsacie News?Absolutnie nie. Jeżeli będzie taka możliwość, to za ogromne pieniądze, które będzie musiała wyasygnować Kancelaria Senatu. Niestety, taka jest prawda.

Szanowni Państwo, jeszcze trzy krótkie kwestie. Oczywiście o poprawkach, których zgłosiłem kilka, nie będę mówił. Nie będę tego powtarzał, bo wypowiadałem się już w czasie zadawania pytań, przedstawiałem propozycje tych poprawek. Ale chciałbym zwrócić szczególną uwagę na jedną poprawkę. Bo wydaje się, że powinniśmy, gdy już coś robimy, mówić o równym traktowaniu wszelakich podmiotów, zarówno nadawców prywatnych, jak i nadawców publicznych. To nie może być tak, że gdy tworzenie programów będzie finansowane z funduszu misyjnego, to będą one inaczej traktowane w mediach publicznych, a inaczej w mediach prywatnych. Skoro w mediach publicznych niedozwolone jest przerywanie wszelakich programów blokami reklamowymi, to dlaczego te programy o charakterze misyjnym mają być przerywane reklamami w mediach prywatnych? Traktujmy te dwa podmioty równo. I moja gorąca prośba jest taka, abyście państwo zechcieli poprzeć moją poprawkę, tak aby przynajmniej w tej dziedzinie, jeżeli chodzi o programy misyjne finansowane z funduszu misyjnego, te podmioty były równo traktowane.

Kolejna sprawa: utworzenie spółek prawa handlowego. Ja nie jestem wybitnym ekspertem w dziedzinie prawa handlowego, ale do tej pory wielokrotnie było to tutaj powtarzane i chyba każdy wie, że działalność tego typu podmiotów w głównej mierze jest nastawiona na zysk. Jeżeli nie będzie odpowiedniego dofinansowania tych spółek regionalnych, jeżeli te spółki nie będą miały pieniędzy na swoje bieżące funkcjonowanie, będą przynosiły straty... Co w takiej sytuacji się robi? W takiej sytuacji jedynym wyjściem jest albo zamknięcie takiej spółki, albo wpuszczenie do niej świeżego kapitału, kapitału zewnętrznego. I obawiam się, że będą następowały działania, o których my w tej chwili nawet nie śnimy i których nie wyobrażamy, że na gwałt będą poszukiwani inwestorzy zewnętrzni, być może inwestorzy większościowi, aby ratować te spółki i te firmy. I wtedy wszyscy będziemy biadolić, płakać, do czego doprowadziliśmy, że doprowadziliśmy do upadku mediów publicznych, tych mediów regionalnych.

Drodzy Państwo Senatorowie, wspólnie zastanówmy się nad tym, jak temu przeciwdziałać. Mamy przecież przykład prasy polskiej... przepraszam, polskojęzycznej. Mamy przykład prasy polskojęzycznej, której zdecydowanej większości właścicielami są koncerny zachodnie: niemieckie, brytyjskie itd., itd. A gazeta "Fakt", w której na bieżąco, permanentnie jesteśmy opluwani jako senatorowie, jako ci wybrani przez polski naród, w której na okrągło jesteśmy pomawiani o różne rzeczy, bardzo często nieprawdziwe? To nie są media polskie, to są tylko media polskojęzyczne. Czy jesteście pewni, Szanowni Państwo, że za dwa lata, za pięć lat, a może za dziesięć podobna sytuacja nie nastąpi w mediach elektronicznych? Przecież kilkanaście lat temu, jeżeli chodzi o prasę, też większość tytułów była w polskich rękach, ale nie wytrzymały konkurencji zachodniej. I obawiam się, że jeżeli chodzi o media elektroniczne, sytuacja będzie analogiczna, sytuacja będzie porównywalna, tylko że to nastąpi jeszcze szybciej. Bo ci konkurenci na rynku medialnym, szczególnie w Europie Zachodniej, mają większy potencjał finansowy niż my w naszym kraju. Niestety, taka jest prawda.

I jeszcze jedna sprawa, bardzo przykra, szczególnie dla mnie, bo pojawia się już po raz kolejny na posiedzeniu Senatu Rzeczypospolitej Polskiej. Jeśli państwo pozwolicie, chciałbym się odnieść w kilku słowach do wypowiedzi pana senatora Witczaka. Otóż pan senator Witczak po raz kolejny pokusił się o stwierdzenie, że do ruiny media publiczne doprowadziło Prawo i Sprawiedliwość. Być może. Ale czy państwo uważacie, że telewizja Roberta Kwiatkowskiego to była ta wymarzona? Czy pan senator Witczak uważa, że to, co było w układach na przykład Lwa Rywina, a za co został skazany, było w porządku? Czy pan senator Witczak uważa, że to, że te osoby, które teraz są parlamentarzystami Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wtedy decydowały o świadomości narodu i ją kreowały, występując w magazynach informacyjnych czy prowadząc te magazyny informacyjne, to jest w porządku? Dlaczego my mówimy o tym, co się stało w ostatnich dwóch czy czterech latach, a zapominamy o tym, co było w latach 2001-2005? Szanowni Państwo, nie zapominajcie o tym. Proszę was, nie zapominajcie o tym, co było wtedy. Absolutnie nie jestem w stanie zgodzić się z opinią, że gorzej już być nie może. Szanowni Państwo, na pewno może być jeszcze gorzej.

I moja prośba, ostatnie słowo w tym wystąpieniu. Szanowni Państwo, ja nie chciałbym was prosić o to, abyście nie rujnowali mediów publicznych, ale ja was wręcz błagam: nie rujnujcie mediów publicznych! To jest jedno z ostatnich dóbr, które nam, narodowi polskiemu pozostało. Opamiętajcie się i zastanówcie się nad tym, co robicie i w którym kierunku podążacie. Ja was o to jeszcze raz błagam! Nie proszę, ale błagam. Dziękuję. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Proszę bardzo, Panie Senatorze.

Do spisu treści

Senator Leon Kieres:

Nie miałem zamiaru zabierać głosu, ale jestem poruszony wystąpieniami, chociażby wystąpieniem pana senatora Skurkiewicza, które odbieram jako głos nie polityka, a nie daj Boże politykiera, tylko osoby autentycznie zatroskanej sytuacją w mediach publicznych. Proszę jednak pamiętać, że ta troska powinna odnosić się nie tylko do przyszłości, ale i do tego, co jest w tej chwili. Ja nie będę oczywiście powtarzał zarzutów, które są powszechnie znane i podzielane, jak podejrzewam, w pewnej części, nie chcę powiedzieć, w jakiej, także przez państwa, o niektórych z nich mówił chociażby pan senator Ryszka.

Tylko że ja pamiętam z czasów, kiedy pierwszy raz byłem senatorem - był to koniec lat dziewięćdziesiątych - dyskusję na tej sali na temat publicznej telewizji i początek końca... początek procesu, może tak bym powiedział, likwidacji dorobku mediów publicznych, zwłaszcza telewizji publicznej, jeśli chodzi o ośrodki regionalne. Wtedy, chyba w 1998, 1999 r., następował proces dewastacji tych ośrodków. Proszę zajrzeć do stenogramów z tamtych obrad. Kiedy pytałem, dlaczego to się robi, otrzymałem odpowiedź od senatorów wówczas promujących tę koncepcję, że ośrodki regionalne są potrzebne, ale tylko po to, żeby zajmować się drobnymi sprawami lokalnymi, tak aby nie uprawiać polityki. Ja mam pewne doświadczenie, bo byłem członkiem rady programowej i publicznego radia we Wrocławiu, i telewizji publicznej we Wrocławiu, wprawdzie z urzędu, jako przewodniczący sejmiku samorządowego, ale byłem, widziałem, jak te rady były wówczas traktowane. To były w gruncie rzeczy atrapy, organizacje fasadowe, nikomu niepotrzebne. Staraliśmy się zajmować pewnymi sprawami programowymi, ale niewiele z tego wynikało, a dyrektor ośrodka regionalnego sam kiedyś w szczerej rozmowie ze mną powiedział, że czy jesteśmy, czy nas nie ma, to jest mu to zupełnie obojętne.

Mnie też jest żal abonamentu. Ja też boję się upolitycznienia ośrodków regionalnych, w sytuacji, gdy będą one w jakiś sposób zależne finansowe od władz lokalnych. Ja też boję się zbytniej komercjalizacji tych ośrodków, boję się wręcz ich dewastacji  finansowej. A tego oczywiście wykluczyć nie można. Ale ustawa zawiera w tym zakresie pewne zabezpieczenie.

No i problem porozumiewania się między ośrodkami. Spółki jednoosobowe, którymi będzie zarówno telewizja publiczna, ogólnopolska, jak i terenowe oddziały, nie mogą być prywatyzowane. Proszę pamiętać - w tej ustawie tego przepisu nie ma - że nadal został zachowany w swoim brzmieniu art. 26 ust. 1 ustawy o radiofonii i telewizji: jednostki publicznej radiofonii i telewizji działają wyłącznie w formie jednoosobowej spółki akcyjnej Skarbu Państwa. Jeżeli mówimy o upolitycznieniu tych jednostek, to ono tak czy inaczej będzie mogło nastąpić. Jednoosobowa spółka Skarbu Państwa oznacza jednoosobową zależność od ministra Skarbu Państwa, tak jak to jest właśnie w tej chwili. A więc tu nic się nie zmienia. Proszę i o tym pamiętać. Inną sprawą jest to, czy te spółki będą podlegały prawu upadłościowemu. To niebezpieczeństwo rzeczywiście może spotkać nie ogólnopolską telewizję publiczną, tylko ośrodki regionalne. Jak powiedziałem, jest gwarancja w postaci porozumiewania się, ale ona może być wykorzystana, a wcale nie musi. Bogaty z biednym rzadko się łączy, może go ewentualnie wspierać. Dobrze to wiemy. Samorząd jednego województwa może powiedzieć, że będzie nadal dotował swoją, w cudzysłowie, spółkę regionalną pod warunkiem, że nie będzie ona wchodziła w żadne układy czy zależności z upadającą spółką z sąsiedniego województwa. Chociaż jeśli chodzi o słowa pana senatora Krajczego, to powiem, że będę ostatni, który by nie chciał wspomagania opolskiego ośrodka regionalnego przez ośrodek dolnośląski, który zresztą też nie jest w najlepszej sytuacji, tak jak wszystkie ośrodki regionalne.

Powiem państwu szczerze, że pewnie poprę ten projekt ustawy, poruszony państwa głosami. Widzę ze strony państwa pewną formę szczerej , mam nadzieję, ekspiacji za to, co się działo w tamtym właśnie okresie, a działo się źle. Jestem daleki od wypominania tego tym lub innym, ale działo się źle, a w tej chwili dzieje się dramatycznie źle, zwłaszcza w telewizji publicznej. Proszę pamiętać, że mówimy o telewizji publicznej, a jeszcze są przecież ośrodki radiowe, gdzie wcale tak źle nie jest wbrew temu, co można byłoby mówić. Ale wiadomo, że podstawowym medium elektronicznym jest dzisiaj telewizja publiczna. To jest ta soczewka, w której skupia się uwaga opinii publicznej, soczewka, przez którą przesącza się właśnie to wszystko, co w mediach publicznych się dzieje. Ja też nie chciałbym przeczytać o sobie za kilka czy kilkanaście lat, że głosowałem za czymś, co doprowadziło do upadku mediów publicznych. Jeśli będą głosował za tym, to proszę mnie trzymać za słowo...

(Senator Ryszard Bender: Za rękę.)

Za ręką to nie, Panie Senatorze, podczas głosowania raczej się nie da. Za słowo, że...

(Senator Ryszard Bender: Szczerze.)

Są pewne szczere intencje po tej stronie właśnie, tak przez państwa krytykowanej. Zresztą wystarczy zauważyć, ile osób z tej strony, w cudzysłowie, mojej, zabrało głos, a ile z państwa strony.

(Senator Piotr Andrzejewski: Troska, troska.)

Ja wcale nie mówię, że nie, Panie Senatorze. Wydaje mi się, że trzeba poczekać. Nie sądzę, że ta ustawa automatycznie będzie prowadziła do dewastacji, ruiny, upolitycznienia. Mimo to podejmuję próbę wprowadzenia dwóch poprawek do tej ustawy.

Pierwsza poprawka ma charakter legislacyjny. We wszystkich przypadkach odmówienia przez Krajową Radę przyznania koncesji programowej, a jest tych przypadków sześć, mówił o tym pan senator Cichoń, nie ma żadnego środka odwoławczego. A więc wprowadzam ten środek odwoławczy w postaci ust. 9a.

(Rozmowy na sali)

(Wicemarszałek Zbigniew Romaszewski: Cicho.)

Jeżeli uchwała Krajowej Rady odmawia w całości lub w części przyznania licencji programowej, przysługuje skarga do sądu administracyjnego. Tak jest, ja chcę, żeby skarga była poprzedzona prawem strony, czyli wnioskodawcy, do złożenia wniosku o ponowne rozpatrzenie sprawy, co jest powszechną zasadą w zwykłym postępowaniu administracyjnym. Ponieważ w tej sprawie stosuje się kodeks postępowania administracyjnego, jest moim zdaniem zasadne, żeby jeszcze raz ta sprawa była rozpatrzona, zanim sąd się nią zajmie.

I druga sprawa. Zabrania się wywierania presji na dziennikarza w związku z tworzeniem programów w publicznej radiofonii i telewizji w celu zmuszenia go do wyrażenia w nich poglądów niezgodnych z jego własnym sumieniem. To nie jest pełne określenie sytuacji, w których taki zakaz powinien obowiązywać. Tworzenie programu to w gruncie rzeczy - ja to konsultowałem z radcą prawnym z Krajowej Rady -  układanie ramówki, projektowanie programów itd. A co z sytuacjami znanymi z mediów, nie mówię, że tylko publicznych, kiedy wywiera się presję na dziennikarza, by on wyrażał poglądy niezgodne z prawdą, a nie tylko z własnym sumieniem itd.? A więc proponuję dodanie po sformułowaniu "zabrania się wywierania presji na dziennikarza w związku z tworzeniem" zwrotu "lub rozpowszechnianiem programów radiowych lub telewizyjnych". Siedzisz na wizji i prowadzisz program, dziennikarze mają wówczas słuchawkę w uchu... I tam może mieć miejsce taka sytuacja: a teraz to my mu pokażemy i podamy jakąś informację - prawdziwą, nieprawdziwą, ale źle świadcząca o nim, niesprawdzoną. Dziennikarz może w takiej sytuacji... Nie powinno się tego robić. Zobaczymy, jak to będzie, oczywiście zostanie to jeszcze omówione na posiedzeniu komisji.

Proszę państwa, pewnie ta ustawa zostanie uchwalona. Każdy bierze na własne sumienie to, co z tą ustawą się stanie. Ja mogą powiedzieć jedno: biorę na własne sumienie poparcie tej ustawy, bo uważam, że mimo pewnych mankamentów kryją się za nią - może znowu jestem naiwny - szczere intencje. Czy okaże się inaczej? Nie wiem, mam nadzieję. Jeżeli okaże się inaczej, powiem wyraźnie: tak jest, popełniłem błąd. Dziękuję.

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Panie Senatorze, poprawki pan już złożył?

(Senator Leon Kieres: Złożyłem, już złożyłem.)

Dziękuję bardzo.

Proszę państwa, w tej sytuacji...

(Głos z sali: Jeszcze pan senator Kogut)

(Senator Stanisław Kogut: Jeszcze ja, krótko.)

Proszę bardzo.

Do spisu treści

Senator Stanisław Kogut:

Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Przysłuchiwałem się bardzo uważnie tej burzliwej dyskusji. Nie miałem zamiaru zabierać głosu, ale skłoniło mnie do tego wystąpienie pana senatora, profesora Kieresa.

Panie Profesorze, ja pamiętam jako dziecko te radiokomitety, te wystąpienia w telewizji. Przed oczami mam dzisiaj niedzielę, kiedy wystąpił niby dziennikarz przebrany w mundur wojskowy majora i  pan generał Jaruzelski ogłaszał  najcięższą dla Rzeczypospolitej chwilę w dziejach historii naszego narodu. Jestem naprawdę za tym, co pan powiedział, czyli za całkowitym odpolitycznieniem telewizji. Ale trzeba także pamiętać o jednym: dzisiaj podejmujemy historyczną decyzję. Kiedy z tej mównicy apelowałem o stocznie, żeby zapisać, że będzie produkcja statków w polskich stoczniach, to niektórzy ironicznie się śmiali. Ja może bym powiedział całą historię, bo jak to jest robione wyrywkowo, to jest to trochę niemoralne, nieetyczne. Pamiętam czasy, kiedy telewizją rządził pan Jan Dworak i też były zmiany personalne. Pamiętam, jak był pan Robert Kwiatkowski. Wiem, co teraz dzieje się w telewizji, i byłem przeciwko temu, żeby jedno ugrupowanie było pokazywane w niej przez sześć godzin. Tak być nie może.

Ale, Panie Senatorze, pewnie, że jeśli chodzi o decyzje, to odpowiemy we własnym sumieniu, ino chodzi o to, żeby nie zagłuszać tego sumienia w ten sposób, że podejmuję taką decyzję, bo mi partia tak kazała, i uspokajam sumienie, że podejmuję jedynie słuszną decyzję. Tak być nie może. Bo, Drodzy Państwo, nie zapominajmy o tym, że nie wszystkich będzie stać, kiedy będą mistrzostwa Europy w piłce nożnej, na dekodery, na zapłacenie po 120-150 zł za to, żeby można było pewne rzeczy oglądać. Jak dzisiaj w tej telewizji pokazują filmy historyczne - wie pan, co mam na myśli - o powstaniu "Solidarności", na dwudziestolecie wolnych wyborów, jak pokazują filmy z pielgrzymek Jana Pawła II, to naprawdę oglądam to z wielką satysfakcją, że telewizja może być taka. Powiedzmy jedno: są tam wspaniali dziennikarze, wspaniali operatorzy, wspaniali kamerzyści, także w ośrodkach regionalnych. I z tymi ludźmi ja, jako związkowiec, rozmawiam. Są ogromne obawy o utratę pracy. Dlatego na końcu chciałem to powiedzieć, że uważam, że każdy operator, nawet ta sprzątaczka, powinien być podmiotem, a nie rzeczą. Nie będę mówił, że komu więcej dano... Panie Senatorze, wie pan, że mimo tego, że jest pan z Platformy, darzę pana ogromnym szacunkiem. Ogromnym. Ale pamiętajmy, że komu więcej dano, ten kiedyś za więcej odpowie. Nie będzie tak, że to układ polityczny, że to taka czy inna partia, ino padnie pytanie: coś zrobił dla drugiego człowieka? I co, będzie odpowiedź: zniszczyliśmy telewizję dla własnych interesów? Dla partyjnego przejęcia? Powiedzmy, że już dziś rady nadzorcze są obsadzone przez koalicję Platforma-SLD.

(Senator Grażyna Sztark: O Jezu!)

No nie: o Jezu, ino taka jest prawda.

(Senator Grażyna Sztark: A u was kto był?)

Nie: o Jezu, bo to jest przepiękne imię.

(Senator Grażyna Sztark: Też tak sądzę.)

Jeżeli wzdychamy, to miejmy szacunek dla tego imienia.

Ja byłem przeciwnikiem pewnych koalicji, pewnych zmian. Głośno mówię: telewizja powinna być odpolityczniona, tak samo jak i kolej. Powinni tam być fachowcy. I w związku z tym trzeba naprawdę się zastanowić, co robimy w tej chwili. Więcej już nic nie będę mówił. Państwo Drodzy, jeżeli będą redukcje, będą przychodzić z telewizji regionalnych, będę wysyłał ich do państwa. Życzę powodzenia. Będę głosował przeciw. Dziękuję. (Oklaski)

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

Do spisu treści

Zamykam dyskusję.

Poproszę pana sekretarza o odczytanie komunikatów....

(Głos z sali: Jeszcze skierowanie do komisji, bo były poprawki.)

Ano oczywiście, skierowanie. No, mnóstwo tego było...

Przedstawicieli rządu nie ma, dyskusję zamknąłem. W dyskusji senatorowie... nie, zgłosili. Gdzież to jest... gdzież to jest... przepraszam... Nie mam właściwej strony...

A, jest. Ponieważ zostały zgłoszone wnioski o charakterze legislacyjnym, proszę Komisję Budżetu i Finansów Publicznych oraz Komisję Kultury i Środków Przekazu o ustosunkowanie się do przedstawionych wniosków i przygotowanie wspólnego sprawozdania.

Informuję że głosowanie w sprawie rozpatrywanej ustawy zostanie przeprowadzone pod koniec posiedzenia.

Proszę o odczytanie komunikatów.

Senator Sekretarz Witold Idczak:

Proszę państwa, informuję, że wspólne posiedzenie Komisji Budżetu i Finansów Publicznych oraz Komisji Kultury i Środków Przekazu odbędzie się w dniu dzisiejszym dwie godziny po ogłoszeniu przerwy w sali nr 217. Będą na nim rozpatrywane wnioski zgłoszone w toku debaty do ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych. Powtarzam: dwie godziny po ogłoszeniu przerwy w sali nr 217 odbędzie się wspólne posiedzenie Komisji Budżetu i Finansów Publicznych oraz Komisji Kultury i Środków Przekazu.

Jutro, to jest w piątek 19 czerwca, o godzinie 9.00 w sali nr 176 odbędzie się posiedzenie Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej w sprawie rozpatrzenia ustawy zmieniającej ustawę o zmianie niektórych ustaw w związku ze zmianami w organizacji i podziale zadań administracji publicznej w województwie. Jeszcze raz: jutro o godzinie 9.00 w sali nr 176 odbędzie się posiedzenie Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej.

Uprzejmie informuję, że posiedzenie Komisji Spraw Unii Europejskiej odbędzie się w piątek 19 czerwca o godzinie 9.00 w sali nr 182 w budynku Senatu. Będzie na nim rozpatrywana ustawa o zmianie ustawy o uposażeniu posłów do Parlamentu Europejskiego wybranych w Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw. Powtarzam: jutro o godzinie 9.00 rano w sali nr 182 odbędzie się posiedzenie Komisji Spraw Unii Europejskiej. Dziękuję.

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

Dziękuję bardzo.

(Głos z sali: A komisja rolnictwa?)

(Głos z sali: A komisja kultury?)

O godzinie 21.00 jest posiedzenie komisji kultury.

(Głos z sali: To wspólne posiedzenie?)

Proszę?

(Głos z sali: To wspólne posiedzenie?)

Tak, to wspólne posiedzenie.

(Głos z sali: Oddzielnego posiedzenia komisji kultury nie ma?)

Nie, nie, jest wspólne posiedzenie komisji gospodarki i kultury o godzinie 21.00 w sali...

(Senator Grażyna Sztark: A czy aktualny jest komunikat, że...)

(Senator Stanisław Kogut: Finansów i...)

(Senator Grażyna Sztark: ...po ogłoszeniu przerwy jest wspólne posiedzenie komisji rolnictwa i komisji...)

(Senator Sekretarz Witold Idczak: Ja tego nie mam...)

Nie, o czymś takim nic mi nie wiadomo.

(Głos z sali: Nie ma.)

Nie było, to nie ma.

(Senator Maria Pańczyk-Pozdziej: I komisja rolnictwa z komisją ochrony środowiska też nie?)

(Senator Norbert Krajczy: Panie Marszałku, czy mogę zapytać?)

(Senator Sekretarz Witold Idczak: W takim razie poczekajmy jeszcze sekundę, spróbujemy...)

Tak, proszę bardzo.

Senator Norbert Krajczy:

Panie Marszałku, ja chciałbym zapytać o taką sprawę: jeżeli będzie taka sytuacja, że o godzinie 21.00 ustawa odnosząca się do uposażenia eurodeputowanych nie przejdzie w Sejmie, to co wówczas? Dziękuję.

Wicemarszałek
Zbigniew Romaszewski:

No to głosowanie...

(Senator Witold Idczak: To wtedy poczekamy do poniedziałku.)

(Wesołość na sali)

Tak jest.

Proszę państwa, wobec tego ogłaszam przerwę do godziny 11.00. O 11.00 rozpoczynamy głosowania.

(Senator Stanisław Kogut: Głosowania, tak? O 11.00?)

No chyba...

(Senator Stanisław Kogut: Ale jeszcze ustawy...)

A tak, jeszcze będą ustawy.

(Senator Sekretarz Witold Idczak: Proszę państwa, nie ma żadnych dodatkowych informacji oprócz tych, które odczytałem.)

(Rozmowy na sali)

Przewidziane jest, że o 11.00 nastąpi wznowienie posiedzenia, potem dwie ustawy, a następnie głosowania.

(Przerwa w posiedzeniu o godzinie 18 minut 57)

Do spisu treści

Przemówienie senatora Stanisława Bisztygi
w dyskusji nad punktem trzecim porządku obrad

Szanowny Panie Marszałku! Panie i Panowie Senatorowie!

Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż omawiany przez nas projekt ustawy o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych dotyczy trudnej materii, wymagał wiele pracy, a także budził wiele emocji.

Jednym z zadań telewizji publicznej powinien być rozwój programów regionalnych i lokalnych, co wielokrotnie podkreślali autorzy wstępnej wersji projektu. Jednak w sytuacji podległości wobec centrali sprostanie tym wymaganiom jest niezwykle trudne, wiąże się bowiem z ograniczeniami czasu antenowego czy też ograniczeniami finansowymi. Do tego dochodzi kwestia zbyt małej uwagi poświęcanej lokalnym tematom, poszczególne regiony są bowiem bardzo zróżnicowane, zaś odbiorców nie interesują tylko i wyłącznie tematy płynące z centrali w Warszawie, tylko to, co dzieje się u nich. Ludzie chcą informacji, które dotyczą ich bezpośrednio, które są im bliskie. Dlatego pojawił się pomysł, aby o programy, a tym samym o swoich widzów i słuchaczy, poszczególne jednostki troszczyły się samodzielnie. Regionalizacja zadań i misji telewizji publicznej jest jednym z fundamentów proponowanych rozwiązań.

Należy zwrócić uwagę, że media podlegają zarówno naszym wewnętrznym, konstytucyjnym regulacjom, jak i unormowaniom europejskim. Dlatego istotne jest, że udało się sformułować zadania publiczne w dziedzinie usług medialnych, czyli tę część ustawy, która stanie się podstawą przy notyfikacji tego projektu przez Komisję Europejską. Wymogi Komisji są znane, oczekuje ona precyzyjnego formułowania zadań, które mogą być objęte pomocą publiczną, dlatego też katalog zadań jest zamknięty. Mówi on o powinnościach społecznych i kulturowych nadawcy, a także wprowadza wymóg wspierania budowy społeczeństwa obywatelskiego, a tylko ten typ zadań może być finansowany z pieniędzy publicznych.

Na uwagę zasługuje także nowy zapis w punkcie 12, dotyczący likwidowania barier odbioru programów dla osób z upośledzeniem wzroku lub słuchu. Świadczy on o konieczności przeciwdziałania dyskryminacji i wyczuleniu na potrzeby odbiorców niedowidzących czy niedosłyszących.

Ustawa reguluje też kwestię licencji programowych. Określa komu i na co można ową licencję dawać, jak można kontrolować jej wykonywanie, a także finansowanie. Ponadto wprowadza nowy rodzaj regionalnych rad programowych - siedmioosobowych, wspólnych dla programów radiowych i telewizyjnych. Zastępują one jedną, centralną radę programową, trudno bowiem z pozycji Warszawy rzetelnie monitorować programy w innych, odległych miastach naszego kraju.

Jeśli chodzi o finansowanie zadań publicznych, to wydaje mi się, iż decyzja o formie finansowania z budżetu państwa, tyle że z konkretnej części, którą Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji otrzyma od ministra finansów, jest jak najbardziej właściwa. Będą to pieniądze kierowane wyłącznie na realizację misji mediów publicznych, a także skrupulatnie rozliczane. Pomysł finansowania mediów publicznych poprzez abonament wydaje się zupełnie nietrafiony. Obywatele nie chcą i nie będą płacić abonamentu, bo odbierają go jako dodatkowy, niezrozumiały podatek.

Jeśli zaś idzie o Krajową Radę Radiofonii i Telewizji jako organ, to najistotniejszą zmianę stanowi nowy sposób wyboru jej członków. Chodzi o rekomendacje wyższych uczelni, reprezentujących wysoki poziom, a także środowisk twórczych i dziennikarskich. Celem tej zmiany jest odpartyjnienie mediów i uniknięcie gier politycznych na tym tle. Nowa Krajowa Rada wybierana będzie w sposób jawny i czytelny.

Jak już wspomniałem, omawiany projekt budzi wiele emocji ze względu na delikatną materię, jest także dokumentem niezwykle obszernym. Należy jednak pamiętać, że nie jest to nowa ustawa o radiofonii i telewizji, lecz ustawa koncentrująca się na zadaniach, nie na instytucjach. Media publiczne potrzebują bowiem zmian. Ich obecna kondycja jest bezspornie nie najlepsza. Zatraciły swój misyjny charakter, czego najlepszym dowodem są częste trudności z odróżnieniem ich od mediów komercyjnych. Omawiany projekt ma na celu poprawę tej sytuacji.

Na mediach ciąży podwójna odpowiedzialność, z jednej strony - za zapewnienie różnorodnej oferty, z drugiej zaś - za kształtowanie widza i opinii publicznej. Naszym mediom zdecydowanie potrzebny jest nowy wizerunek. Należy podnieść standardy i sprawić, by media ponownie stały się instytucją zaufania publicznego. Przyjęcie tej ustawy wydaje się pierwszym krokiem w kierunku naprawy kondycji mediów publicznych w Polsce. Dziękuję za uwagę.

Do spisu treści

Przemówienie senator Janiny Fetlińskiej
w dyskusji nad punktem trzecim porządku obrad

Panie Marszałku! Wysoka Izbo!

Przedłożona przez Sejm ustawa z dnia 21 maja 2009 r. o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych - druk nr 563 - spowoduje w praktyce likwidację Polskiego Radia i Telewizji Polskiej jako mediów publicznych. Stanie się tak z powodu przewidzianego w ustawie całkowicie wadliwego systemu finansowania oraz niezgodnego z prawem sposobu wprowadzenia nowych przepisów.

Twórcy ustawy oraz posłowie i senatorowie, którzy ją popierają, biorą na siebie historyczną odpowiedzialność za zniszczenie ponadosiemdziesięcioletniej tradycji naszego narodowego radia i pięćdziesięcioletniej tradycji TVP.

Inne demokratyczne państwa Europy uznają swoje media publiczne za istotny czynnik swej suwerenności i przeznaczają na ich funkcjonowanie znacznie większe środki publiczne, najczęściej w formie bezpośredniego finansowania z abonamentu. Obecnie Niemcy przeznaczają aż 2,98 promila swego PKB na finansowanie niemieckiego radia i telewizji, co stanowi aż 7,3 miliarda euro rocznie. Wielka Brytania przekazuje dla BBC 5,2 miliarda euro, co stanowi 2,45 promila brytyjskiego PKB. Tak wysoki udział wydatków na narodowe media cechuje nie tylko kraje bogate, bo również Słowenia, Czechy i Słowacja przekazują na ten cel od 1,37 promila do 2,23 promila PKB. Podkreślam, że chodzi o udział w PKB, a więc o to, jak wysoko umieszcza się finansowanie mediów publicznych w hierarchii zaspokajania podstawowych potrzeb społeczeństwa w dziedzinie kultury, tradycji, edukacji, wartościowej rozrywki i sportu. Przedstawiane dane dotyczą więc całkowicie obiektywnego wskaźnika, niezależnego od poziomu zamożności danego kraju.

Poziom finansowania TVP i Polskiego Radia w ostatnich latach spadł z 0,77 promila PKB w roku 2007 do około 0,5 promila w roku obecnym!!! Proponowana ustawa nie tylko tego poziomu nie zwiększa, ale spowoduje dalszy spadek kwot przeznaczanych ze środków publicznych. Z pisma przekazanego przez ministra kultury przewodniczącemu komisji senackiej, panu senatorowi Ł.P. Andrzejewskiemu wynika, że minister finansów nie widzi możliwości umieszczenia w budżecie na rok przyszły kwoty 880 milionów zł na sfinansowanie zadań publicznych w dziedzinie usług medialnych. A kwota ta to przecież zaledwie powtórzenie kwoty z roku 2007, kiedy to jedynie w 29% zrealizowane zostały dochody abonamentowe.

Koszty misji publicznej konieczne do poniesienia, by zapobiec komercjalizacji programu TVP oraz by sfinansować na przykład produkcję cennych audycji edukacyjnych, kulturalnych, teatru telewizji, produkcji filmowej, dla dzieci, powinny wynieść co najmniej 1,5 miliarda zł. Takiej kwoty nigdy nie wyasygnuje się z budżetu państwa. Jestem przekonana, że w rezultacie dla mediów publicznych pozostanie co najwyżej 400-500 milionów, i to w wersji optymistycznej, gdy ten cel wygra w debacie budżetowej z potrzebami pomocy społecznej, oświaty czy budowy dróg.

Na co wystarczą te pieniądze? Już dziś na utrzymanie ogólnopolskich programów Polskiego Radia oraz siedemnastu spółek radiofonii regionalnej potrzeba około 350 milionów zł. Koszt funkcjonowania szesnastu nowych regionalnych spółek telewizyjnych to blisko 400 milionów zł. A gdzie finansowanie TVP Polonia, TVP Kultura lub choćby godziny tygodniowo programu misyjnego w TVP1 czy TVP2? Znajomość arytmetyki na poziomie podstawowym wystarczy, by zorientować się, że rachunek się nie zgadza. Na początek zabraknie około 400 milionów. Rezultatem będzie wyłączanie nadajników radiowych i całkowite uzależnienie telewizji od reklam. Spółki regionalne będą w stanie wyemitować tylko dwie godziny programu dziennie, zniknie TVP Info, TVP Polonia i TVP Kultura, nie będzie orkiestr i chóru PR.

Zaproponowana przez Sejm ustawa nie tylko proponuje głodowy system finansowania, ale też proponuje go w formie niezgodnej z prawem europejskim. Nowy system finansowania mediów publicznych stanowi nową pomoc publiczną, a projekt takiej pomocy powinien być skierowany do Komisji Europejskiej w celu notyfikacji jeszcze na etapie projektu, zanim został uchwalony przez Sejm. Zgodnie z art. 88 ust. 3 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską "państwo członkowskie nie może wprowadzać w życie projektowanych środków, dopóki procedura ta nie doprowadzi do decyzji końcowej". W rezultacie nieodpowiedzialnych zaniedbań co do obowiązujących przepisów prawa europejskiego i w przypadku wejścia w życie nowej ustawy, z dniem 1 stycznia 2010 r. zostanie zlikwidowany abonament, ale ani złotówka nie będzie mogła być wypłacona z budżetu państwa na rzecz polskich mediów publicznych. Tak więc nawet te bardzo niskie, głodowe kwoty stają pod znakiem zapytania, gdyż nie wolno ich będzie skierować do mediów pod groźbą konieczności zwrotu niedozwolonej pomocy publicznej. Rysuje się tu powtórzenie scenariusza znanego z historii polskich stoczni.

Konkludując, chciałabym podkreślić, iż podstawowa odpowiedzialność za kształtowanie ładu informacyjnego w Polsce nakazuje tę ustawę w całości odrzucić, gdyż kruszy ona ukształtowany system, który mimo słabości i trudności zapewniał realizację misji mediów publicznych.

W tym miejscu chciałabym też podziękować wszystkim Polakom, którzy płacili i płacą nadal abonament, czynem bowiem udowodnili, iż posiadają głębokie poczucie odpowiedzialności za sprawy Polski, za jej suwerenność i ład informacyjny.

Do spisu treści

Przemówienie senatora Władysława Ortyla
w dyskusji nad punktem trzecim porządku obrad

Zagrożenie funkcjonowania i zmierzanie do likwidacji spółek publicznej radiofonii i telewizji - tak można nazwać uchwaloną przez Sejm z inicjatywy Platformy Obywatelskiej ustawę o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych. Ustawa ta powoduje, że media publiczne podlegać będą systematycznym ograniczeniom finansowym i programowym, a co za tym idzie, organizacyjnym. Ustawa nie określa poziomu finansowania mediów publicznych, jaki jest konieczny dla ich sprawnego funkcjonowania i wypełniania misji, ale arbitralnie przyjmuje, że media publiczne otrzymują z budżetu 90% abonamentu z roku 2007, to na program, i zezwala publicznym mediom na staranie o licencje na audycje, na to jest 10% tej kwoty.

Publikowane w ostatnich dniach wypowiedzi urzędników Ministerstwa Finansów i przedstawione założenia budżetowe na 2010 r. powodują, że wątpliwe staje się finansowanie także na zaplanowanym w ustawie poziomie.

Poprzez finansowanie licencji programowych i rozliczanie z ich wykonania ustawa wprowadza system, w którym media publiczne, a w szczególności telewizja, będą mogły skomercjalizować program poza elementami finansowanymi przez Krajową Radę i formalnie Krajowa Rada nie będzie miała na to wpływu. W ostatnich latach z dochodów własnych spółek było finansowane od około 75%, to w 2007 r., do 79%, to w 2008 r., programu telewizji publicznej i odpowiednio 34% i 28% programu publicznej radiofonii.

Art. 16 ust. 3 wprowadza minimalny limit wydatków na finansowanie zadań w zakresie usług medialnych na poziomie wpływów uzyskanych z opłat abonamentowych pobranych w 2007 r. Ustalenie takiego sztywnego wskaźnika, bez możliwości jego corocznej waloryzacji, na przykład o wskaźnik inflacji, powoduje, że spółki publicznej radiofonii nie będą w stanie się rozwijać, inwestować w nowe technologie, modernizować posiadanego sprzętu, budynków i zaplecza technicznego. Spółki z roku na rok będą mogły przeznaczać na inwestycje coraz mniejsze kwoty z powodu rosnących kosztów stałych, na przykład kosztów energii, wody, opłat, podatków. Tym bardziej jest to dziwna koncepcja w zestawieniu z pomysłem PO na podwyższenie podatku VAT czy akcyzy. Jednych dochodów się pozbawiamy, czyli opłaty abonamentowej, a innych poszukujemy. Tylko po co taki skomplikowany zabieg ustawowy? Po co zataczać tak duże koło?

Art. 11 ust. 7 pkt 6 ustawy stwierdza, że Krajowa Rada może odmówić przyznania licencji programowej w przypadku braku środków pieniężnych funduszu na zadania objęte wnioskiem, co oznacza, że ustawodawca z góry zakłada możliwość niedostatecznego finansowania, a co za tym idzie, osłabienie i marginalizację publicznych mediów. Warto przy tym zauważyć, że obecnie publiczne media, a zwłaszcza Telewizja Polska, są silnym graczem na rynku reklamy. Według danych AGB Nielsen Media Research w 2007 r. Polsat zarobił na reklamach 2,23 miliarda zł, TVN 2,17 miliarda zł, ale liderem na rynku reklamy była Telewizja Polska z kwotą 2,716 miliarda zł.

Tendencja ta utrzymała się w I kwartale 2009 r. Według portalu Wirtualne Media w I kwartale 2009 r. TVN zarobiła 534,6 miliona zł, Polsat 471,8 miliona zł. Trzy stacje Telewizji Polskiej zarobiły 675,6 miliona zł i zanotowały największy wzrost procentowy wśród liderów. Osłabienie publicznych mediów będzie niewątpliwie skutkować wypchnięciem ich z rynku reklamy i przejęciem ich dotychczasowych dochodów przez stacje komercyjne.

Od roku 2015 nadawcy są zobowiązani do przejścia na nadawanie cyfrowe. Uchwalona przez Sejm ustawa w ogóle nie uwzględnia tego faktu i nie przewiduje finansowania inwestycji mediów publicznych w tej dziedzinie. W pierwszym cyfrowym multipleksie - zgodnie z decyzjami podjętymi przez UKE - ma się znaleźć siedem programów, na które nadawcy posiadają obecnie koncesje na nadawanie analogowe. Są to: TVP1, TVP2, TVP3, Polsat, TV4, TVN, TV Puls. Wszyscy nadawcy uzyskają dzięki temu zasięg ogólnopolski swoich programów.

Nie można przejść obojętnie nad likwidacją przez ustawę TVP3. Rodzi się pytanie, kto będzie beneficjantem zwolnionego miejsca i ogólnopolskiego zasięgu. A zasięg ogólnopolski oznacza możliwość docierania z reklamą do znacznie większego niż dotąd audytorium.

Zagrożeniem dla funkcjonowania publicznych mediów jest także konieczność notyfikowania ustawy w Komisji Europejskiej, co będzie możliwe dopiero po wydaniu rozporządzeń regulujących sposób rozpatrywania wniosków i przyznawania licencji. Blankietowość ustawy powoduje, że nie można było rozpocząć procesu notyfikacji równolegle z rozpoczęciem prac w parlamencie. Konieczność zwrotu nieuzasadnionej pomocy publicznej w przypadku braku akceptacji Komisji Europejskiej dla aktów prawnych niższej rangi jest oczywista i będzie oznaczać likwidację publicznych mediów w Polsce.

Niezrozumiałym i szkodliwym działaniem jest dowolność KRRiT w przyznawaniu licencji. Art. 11 ust. 5 zdanie drugie: Krajowa Rada nie jest związana wnioskiem w sprawie przyznania licencji programowej. Takie kompetencje przyznane KRRiT oznaczać mogą w praktyce, że KRRiT będzie jednostronnie i arbitralnie decydować o kształcie programów poszczególnych spółek radiowo-telewizyjnych oraz o przeznaczeniu na ten program funduszy.

Ustawa przewiduje tryb odwoławczy jedynie od uchwał KRRiT odmawiających w całości lub części przyznania licencji, mówi o tym art. 11 ust. 9: na uchwałę Krajowej Rady odmawiającą w całości albo w części przyznania licencji programowej przysługuje skarga do sądu administracyjnego. A co w sytuacji, gdy KRRiT przyzna beneficjentowi licencję, ale znacznie odbiegającą od złożonego wniosku? Na gruncie omawianej ustawy spółka może jedynie przyjąć zaproponowane warunki licencyjne lub nie podpisać umowy o finansowanie publiczne. Krajowa Rada może także odmówić przyznania licencji programowej - art. 11 ust. 7 pkt 2 - w przypadku nienależytego wykonania uprzednio przyznanej licencji i - art. 11 ust. 7 pkt 3 - w przypadku uporczywego niewykonania przez wnioskodawcę wezwań przez Krajową Radę do naprawienia naruszeń, jak zawarto w pkcie 4, rażącego utrudniania kontroli wykonywania przyznanej uprzednio licencji programowej, kontroli, którą zgodnie z art. 23 ust. 1 przewodniczący Krajowej Rady może zarządzić, a więc nie jest ona obligatoryjna.

Kolejne zagrożenie, a może zamierzone i celowe działanie, to mało precyzyjne zasady absolutorium programowego. Znowelizowany ustawą art. 6 ust. 2 pkt 13 ustawy o radiofonii i telewizji stanowi, że do zadań KRRiT należy podejmowanie uchwał w sprawie absolutorium programowego dla beneficjentów licencji programowych na zasadach określonych w ustawie o zadaniach publicznych w dziedzinie usług medialnych. Oznacza to, że materia absolutorium programowego uregulowana jest wyłącznie w tej ustawie. Regulacja ustawowa jest mało precyzyjna. Konsekwencje nieudzielenia absolutorium programowego są dla spółek olbrzymie: nieudzielanie kolejnych licencji programowych - art. 11 ust. 7 pkt 2; obowiązek zwrotu środków otrzymanych na podstawie licencji, a mogą to być środki przyznane spółkom na realizację licencji przez cztery lata - art. 27. Brak absolutorium programowego jest też podstawą do odwołania w trakcie kadencji członka zarządu spółki - art. 27 ust. 6 pkt 5 znowelizowanej ustawy o radiofonii i telewizji.

Art. 22 ust. 4 sugeruje, że beneficjentowi jest udzielane jedno absolutorium na koniec okresu obowiązywania licencji: sprawozdanie opracowywane na koniec okresu obowiązywania licencji jest podstawą do podjęcia uchwały w sprawie absolutorium programowego dla beneficjenta licencji programowej. W sytuacji gdy licencja została udzielona na maksymalny okres, oznacza to badanie, czy przez okres czterech lat beneficjent należycie wykonywał otrzymaną licencję programową, a kontrolowanie wypełniania licencji nie jest konieczne.

Ustawa nie precyzuje, w jakich okolicznościach może nie być udzielone absolutorium, z wyjątkiem art. 11 ust. 7 pkt 2, w którym stwierdza się, że KRRiT może odmówić przyznania licencji programowej w przypadku nienależytego wykonania przez wnioskodawcę uprzednio przyznanej licencji programowej, stwierdzonego odmową udzielenia absolutorium programowego. Ustawa nie dookreśla, co oznacza nienależyte wykonanie licencji programowej. Takie sformułowanie przepisów ustawy daje KRRiT całkowitą swobodę w podejmowaniu decyzji dotyczących przyszłości mediów publicznych.

Absolutorium rozlicza maksymalnie czteroletni okres objęty licencją. W konsekwencji może się okazać, że jeden błąd popełniony przez beneficjenta zaważy na nieudzieleniu absolutorium, co pociągnie za sobą konieczność zwrotu otrzymanych w ostatnich czterech latach środków i nieprzydzielenie licencji na kolejne lata, czyli de facto likwidację.

Korzystniejsze i bardziej praktyczne rozwiązanie proponuje kodeks spółek handlowych. Organy spółki powoływane są na kadencje, ale rozliczane ze swej działalności za każdy rok osobno. Przyjęcie tej zasady na gruncie ustawy oznaczałoby większą pewność i stabilność funkcjonowania spółek. Ewentualne niewykonanie licencji w danym roku miałby mniej dotkliwe skutki finansowe, gdyż zwracane by były środki tylko z tego roku, w którym nastąpiło niewykonanie licencji.

Ustawa wiąże z udzieleniem absolutorium konsekwencje fundamentalne dla działania spółek, pozbawiając je jednocześnie możliwości odwołania się od tej decyzji, co oznacza, że uchwała KRRiT jest nieodwołalna i ostateczna. Spółka nie ma żadnych możliwości złożenia wyjaśnień czy obrony podjętych decyzji.

Dużo wątpliwości i nieprecyzyjnych sformułowań pozostaje w odniesieniu do licencji i "kosztów technicznych realizacji zadań publicznych". Art. 11 ust. 1: Licencja programowa określa spośród zadań publicznych, o których mowa w art. 3, zadania powierzone dostawcy usług medialnych oraz przewidywaną kwotę środków z Funduszu Zadań Publicznych, zwanego dalej "Funduszem", na realizację tych zadań. Sformułowanie "realizacja" oznacza produkcję, przygotowanie powierzonych zadań, tym bardziej że w ust. 2 ustawodawca dodaje, na jakie inne cele można przeznaczyć środki z funduszu. Są to między innymi koszty dosyłania i emisji sygnału w celu rozpowszechniania lub rozprowadzania programów. Koszty emisji programu ponoszone przez spółki są kosztami znacznymi, sięgającymi kilkunastu procent ogółu kosztów spółek. Nałożenie na spółki obowiązku realizacji zadań publicznych bez zapewnienia środków na emisję, co sugeruje użyte słowo "może", nie zagwarantuje poprawnej realizacji zadań publicznych w dziedzinie usług medialnych. Nie wystarczy audycję, nawet najlepszą, wyprodukować, trzeba ją zaprezentować słuchaczom i widzom, czyli wyemitować, a na to spółki nie będzie już stać.

Popatrzmy teraz na terminy, jakie narzuca ustawa, z zapytaniem, czemu i komu mają one służyć. Dodany do ustawy o radiofonii i telewizji art. 28 ust. 6 pkt 5 stanowi, że zgody KRRiT wymaga zawarcie umowy o finansowanie publiczne na podstawie licencji programowej. Art. 18 ust. 1 ustawy stanowi, że umowa powinna być zawarta w terminie trzydziestu dni od dnia przyznania licencji. W przypadku niezawarcia umowy w tym terminie licencja wygasa. Oznaczać to będzie, że beneficjenci mają trzydzieści dni na przeanalizowanie warunków przyznanej licencji, wynegocjowanie warunków umowy, zwołanie posiedzenia rady nadzorczej i wyrażenie przez radę zgody na zawarcie takiej umowy. Trzydziestodniowy termin może okazać się zbyt krótki na dokonanie tych wszystkich czynności.

Ponadto ustawa nie określa, co stanie się z licencją, gdy u beneficjenta z różnych powodów nie będzie funkcjonować rada nadzorcza, na przykład wygaśnie dotychczasowa kadencja, a nowa rada nie będzie powołana, członkowie rady zostaną odwołani i nie będzie kworum do podjęcia uchwały.

Art. 12 ust. 1 ustawy nakłada na KRRiT obowiązek przyznania licencji programowej nadawcy publicznemu do dnia 30 września. Po dodaniu trzydziestu dni na zawarcie umowy o finansowanie publiczne na podstawie licencji programowej spółkom pozostaną zaledwie dwa miesiące na organizacyjne przygotowania do realizacji zadań określonych w licencji, zakładając, że licencje przyznawane będą na pełne lata kalendarzowe. Spółki prawdopodobnie z uwagi na brak pewności co do otrzymania kolejnych licencji będą podpisywać umowy na przykład na emisję programu wyłącznie na okres przyznanej licencji. Oznacza to, że w ciągu dwóch miesięcy będą musiały przygotować i przeprowadzić procedury zamówień publicznych i wyłonić wykonawców usług przed pierwszym dniem wykonywania zadań określonych w licencji. Procedura zamówień publicznych jest sformalizowana, określa sztywne terminy na dokonanie pewnych czynności, daje możliwość składania protestów i odwołań, więc w praktyce w ciągu dwóch miesięcy może nie zostać wyłoniony wykonawca usługi.

Brak prawa do częstotliwości służącej rozpowszechnianiu programu lokalnego jest kolejnym przykładem braku staranności legislacyjnej. Dodany do art. 26 ustawy o radiofonii i telewizji ust. 3b stanowi, że regionalną radiofonię publiczną tworzy siedemnaście spółek radiowych, zawiązanych w celu tworzenia i rozpowszechniania lokalnych, regionalnych i ponadregionalnych programów radiowych, a także innych usług medialnych. Oznacza to, że regionalna spółka radiowa może tworzyć i rozpowszechniać między innymi lokalne programy radiowe. W tym celu powinna mieć przyznaną dodatkową częstotliwość. Tymczasem znowelizowany art. 26 ust. 6 pkt 4 ustawy o radiofonii i telewizji stanowi, że prezes UKE w porozumieniu z przewodniczącym KRRiT zapewnia spółkom tworzącym i rozpowszechniającym regionalne programy radiowe częstotliwości niezbędne do rozpowszechniania regionalnych lub ponadregionalnych programów radiowych. Z jednej strony ustawa daje prawo spółkom regionalnej radiofonii tworzenia i rozpowszechniania programów lokalnych, ale z drugiej strony nie daje prawa do wystąpienia o częstotliwość niezbędną do rozpowszechniania takiego programu.

Przykładów niestaranności legislacyjnej nie brakuje. Takim jest także kolizja z prawem prasowym. Znowelizowany art. 21 ust. 4 ustawy o radiofonii i telewizji mówi: zabrania się wywierania presji na dziennikarza w związku z tworzeniem programów publicznej radiofonii i telewizji w celu zmuszenia go do wyrażania w nich poglądów niezgodnych z jego własnym sumieniem. Tymczasem art. 10 ust. 2 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. - Prawo prasowe nakłada na dziennikarza w ramach stosunku pracy obowiązek realizowania ustalonej w statucie lub regulaminie redakcji, w której jest zatrudniony, ogólnej linii programowej tej redakcji.

Czy zestawienie tych dwóch przepisów oznacza, że dziennikarz publicznej radiofonii i telewizji może nie realizować obowiązku, o którym mowa w prawie prasowym, jeżeli jest on niezgodny z jego własnym sumieniem? Dlaczego ten zapis dotyczy tylko dziennikarzy publicznej radiofonii i telewizji? Jeżeli takie uprawnienia mają być nadane wszystkim dziennikarzom, to należy znowelizować ustawę - Prawo prasowe.

Na koniec oczywiście kilka słów o wątpliwościach natury konstytucyjnej. Zgodnie z art. 213 Konstytucji RP Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji stoi na straży wolności słowa, prawa do informacji oraz interesu publicznego w radiofonii i telewizji. Przepisy ustawy zawężają możliwości działania Krajowej Rady, pozwalając jej na ingerencję jedynie w program, na który udzielono licencji programowych i przyznano środki finansowe. Przerwanie kadencji konstytucyjnego organu państwa, jakim jest Krajowa Rada, jest naruszeniem zasady legalizmu i demokratycznego państwa prawa.

Uwzględniając powyższe uwagi oraz zastrzeżenia co do staranności, legalności i konstytucyjności tej ustawy, będę popierał wniosek najdalej idący, czyli o odrzucenie tej ustawy w całości.


35. posiedzenie Senatu RP, spis treści , poprzednia część stenogramu , następna część stenogramu